Podjęto śledztwo ws. wypadku śmigłowca z premierem
Wojskowa Prokuratura Okręgowa podjęła zawieszone w kwietniu śledztwo w sprawie wypadku śmigłowca, który w grudniu 2003 r. rozbił się pod Warszawą z b. premierem Leszkiem Millerem i 13 osobami na pokładzie - poinformował rzecznik prasowy prokuratury ppłk. Dariusz Knapczyński.
15.11.2004 | aktual.: 15.11.2004 14:01
Knapczyński wyjaśnił, że śledztwo można było podjąć, gdyż prokuratura uzyskała już pełną dokumentację dotyczącą leczenia i rehabilitacji rannych w wypadku śmigłowca. Dodał, że obecnie powołany zostanie biegły, który wyda "ostateczną opinię odnoszącą się do charakteru uszkodzeń ciała" osób, które brały udział w katastrofie.
Rządowy śmigłowiec pilotowany przez mjr. Marka Miłosza rozbił się po awarii obu silników 4 grudnia w pobliżu Piaseczna pod Warszawą. W wypadku ucierpieli były premier Leszek Miller, szefowa jego gabinetu politycznego Aleksandra Jakubowska, dwoje pracowników Centrum Informacyjnego Rządu, lekarz, pięciu oficerów Biura Ochrony Rządu, trzech pilotów i stewardesa.
10 marca prokuratura zarzuciła pilotowi umyślne sprowadzenie niebezpieczeństwa katastrofy przez niedochowanie zasad bezpieczeństwa w locie oraz nieumyślne sprowadzenie katastrofy zagrażającej życiu lub zdrowiu wielu osób - za co grozi do 8 lat więzienia. Miłosz przyznał się do zarzuconego mu czynu i złożył obszerne wyjaśnienia.
W kwietniu śledztwo zostało zawieszone gdyż biegły lekarz sądowy, powołany do stwierdzenia stopnia uszczerbku na zdrowiu osób poszkodowanych, uzależnił swą opinię od zakończenia ich rehabilitacji. Od tego, czy uszczerbek był lekki czy ciężki, zależy ostateczna kwalifikacja prawna czynu zarzucanego pilotowi.
Przebieg katastrofy badała Komisja Badania Wypadków Lotniczych Ministerstwa Obrony Narodowej. W styczniu 2004 r. orzekła ona, że załoga śmigłowca popełniła niezawiniony błąd, gdy wchodząc w chmury, nie włączyła ręcznego trybu ogrzewania wlotów powietrza do silnika. Nie miała ona jednak danych meteorologicznych wskazujących na możliwość oblodzenia. Także mjr Miłosz przyznał, że nie włączając ogrzewania wlotów silników popełnił błąd.
Nie komentuję orzeczeń sądów ani prokuratury, mogę tylko powiedzieć, że chętnie będę dalej podróżował z panem majorem Miłoszem. Mam do niego zaufanie. Nigdy nie zapomnę, że uratował mi życie - komentował wówczas zarzut wobec pilota Miller, który w wypadku doznał uszkodzenia dwóch kręgów piersiowych. Były premier spędził w szpitalu, z przerwami na posiedzenia rządu i szczyt w Brukseli, sześć tygodni.