Pobity 10‑latek zgłosił się na policję. Matka chłopca przerwała milczenie
Sprawa bitego 10-latka z Lubonia, który pod koniec kwietnia sam zgłosił się na policję wstrząsnęła całą Polską. Po kilku tygodniach od tego wydarzenia, matka chłopca zdecydowała się opowiedzieć o tym, co przez lata działo się w ich domu. - Mąż krzyczał, a Kacper patrzył na niego na zasadzie: ja ścierpię wszystko, możesz mnie nawet zabić" - opowiada.
Jak się okazało, 44-letni ojczym chłopca nie tylko go bił, ale też opracował dla niego harmonogram zadań i system kar. Mężczyzna wydzielał też porcje jedzenia. W efekcie chłopiec często chodził głodny i spragniony.
Ojczym chłopca nie przyznał się do winy. 44-latek został aresztowany na trzy miesiące. Natomiast Karolina - matka, która - jak podaje poznańska "Wyborcza" - współuczestniczyła w znęcaniu się nad chłopcem, ma regularnie meldować się w komisariacie. Kobieta nie może się kontaktować z synem ani do niego zbliżać. Matce odebrano także drugiego syna. Czterolatka zabrano z przedszkola do rodziny zastępczej.
Kobieta przyznała w końcu, że mąż znęcał się także nad nią. Teraz chce prosić sąd w Poznaniu, aby zwrócił jej pod opiekę chociaż młodszego syna. Opowiedziała też o swoim życiu z 44-latkiem.
Zobacz też: odwołanie Przemysława Czarnka. Zapytano o plan opozycji
Początkowa sielanka zamieniła się w koszmar
- Poznaliśmy się przypadkiem. Byłam pielęgniarką w pogotowiu ratunkowym. Lotnisko dzierżawiło nam pomieszczenia, w zamian zabezpieczaliśmy terminal i płytę. Robert zasłabł po przylocie. Nic poważnego, ale razem z zespołem ruszyliśmy na pomoc. Elegancki, w garniturze, z walizką. Zmierzyłam mu ciśnienie. Po kilku dniach przyjechał z kwiatami. Wymieniliśmy się telefonami - opowiada o początkach znajomości Karolina.
Po kilku miesiącach spotkań, telefonów i długich rozmów, mężczyzna wprowadził się do mieszkania w którym Karolina mieszkała z dwoma synami z wcześniejszych związków.
Sielankę przerwały wiadomości od Kazimierza, rzekomego wujka 44-latka, który miał pracować w Centralnym Biurze Śledczym. - Nigdy go nie poznałam, nie rozmawialiśmy. Pisał w SMS-ach, że mnie sprawdził, zebrał dużo haków, nie jestem taka szlachetna, za jaką się podaję - opowiada Karolina.
Po kilku miesiącach urodził się Bartek - ich wspólne dziecko. Chłopiec miał wadę kończyn dolnych - szpotawe kolana. 44-latek miał oskarżać matkę dziecka, że ta choroba to jej wina. Z kolei po ich ślubie miał się skarżyć rodzicom mieszkającym w Grecji, że Karolina jest złą żoną i że nie poświęca mu wystarczająco dużo czasu.
- Teściowie tylko raz przylecieli do Polski. Nie odwiedzili nas, tylko zatrzymali się na jakiejś działce. Nie zobaczyłam ich. Mieliśmy się spotkać, ale Robert powiedział, że Kacper nie zasłużył na poznanie dziadków, bo był niegrzeczny. Powiedziałam, że w takim razie ja też nie jadę. Robert pojechał z Bartkiem - opowiada Karolina.
"Gdy mąż był agresywny, na miejscu Kacpra bym przeprosiła"
Po urodzeniu się Bartka, Kacper zszedł nieco na dalszy plan. Po pewnym czasie znacznie pogorszył się na nauce. - Gdy przynosił ze szkoły uwagi, mąż się złościł. Najpierw zakazywał czytania książek i wychodzenia na dwór, potem ciągnął za uszy. Kacper zeznawał też o wiązaniu nóg pasem, ale to nieprawda. Było tylko stanie w kącie z wyciągniętymi rękami – twierdzi matka. - Gdy mąż był agresywny, na miejscu Kacpra rozpłakałabym się i przeprosiła. Ale on przyjął inną postawę: mąż krzyczał, a Kacper patrzył na niego na zasadzie: ja ścierpię wszystko, możesz mnie nawet zabić - dodaje.
Karolina twierdzi też, że o tym co się dzieje w domu informowała zarówno teściów jak i rzekomego wujka z CBŚ. Ten jednak stanowczo zakazał zgłaszać jej tego gdziekolwiek, bo wtedy ją "załatwi" i straci dzieci. Tymczasem w domu było coraz gorzej.
- Mąż wyrzucał mnie z pokoju. Spałam na podłodze, bez poduszki. Gdy agresję kierował na mnie, wobec Kacpra zachowywał się normalnie. Ale gdy między nami było dobrze, to wyładowywał się na Kacprze. Gdy stawałam w obronie syna, dostawaliśmy oboje. Zamykał drzwi od pokoju i robił z Kacprem swoje - opowiada "Wyborczej" Karolina.
Po zatrzymaniu 44-latka przez policję Karolina szukała kontaktu z jego rodziną. Udało się z innym wujkiem - Wojtkiem. Kobieta dowiedziała się od niego, że Kazimierz to owszem jego brat, ale nie pracuje w CBŚ. Jest zwykłym posterunkowym.
- Ale się dałaś wkręcić. Robert jest krętaczem, mataczem, oszustem - powiedział Wojtek. Okazało się też, że rodzice Roberta nie mieszkają w Grecji, tylko pod Koninem, a maile, które rzekomo od nich dostawała, pisał on sam.
Imiona bohaterów zostały zmienione.
Źródło: wyborcza.pl