Po to czekał na spotkanie z Putinem. "Pojechał później, niż planował"
Alaksandr Łukaszenka wybrał Dzień Wolności na inaugurację swojej prezydentury, co budzi kontrowersje wśród białoruskiej opozycji. Czy to przypadek, czy celowy ruch?
Co musisz wiedzieć?
- Inauguracja Łukaszenki: Alaksandr Łukaszenka został zaprzysiężony na prezydenta Białorusi w Dniu Wolności.
- Spotkanie z Putinem: Ceremonia była odkładana do czasu spotkania Łukaszenki z Władimirem Putinem w Moskwie, które odbyło się w połowie marca.
- Reakcje międzynarodowe: Zachód nie uznaje styczniowych wyborów za demokratyczne, a białoruskie organizacje praw człowieka krytykują represje wobec opozycji.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
"Nie będziemy drażnić starego dziada". Wypunktował taktykę Zachodu wobec Łukaszenki
Dlaczego inauguracja odbyła się w Dniu Wolności?
Alaksandr Łukaszenka zdecydował się na inaugurację swojej prezydentury w Dniu Wolności, co nie jest przypadkowym wyborem. Jak podkreślił białoruski ekspert Alaksandr Kłaskouski, ta data ma znaczenie. Dzień Wolności to święto obchodzone przez demokratyczne środowiska Białorusi, a wybór tej daty przez Łukaszenkę ma pokazać jego dominację nad opozycją.
Kłaskouski zauważył, że Łukaszenka czekał z inauguracją na spotkanie z Władimirem Putinem, które odbyło się w Moskwie w dniach 13-14 marca. - Mówił: za tydzień pojadę do Putina. Ale to się przeciągało i w końcu pojechał tam dużo później, niż planował - wyjaśnił ekspert.
- I możliwe, że z tych "technicznych" przyczyn przenoszono inaugurację, a w końcu sam Łukaszenka albo ktoś z jego otoczenia wpadł na pomysł, by zepsuć święto emigrantom politycznym - dodał Kłaskouski.
Jakie są konsekwencje dla opozycji?
Wybór Dnia Wolności na inaugurację prezydentury Łukaszenki jest postrzegany jako próba zdławienia opozycji. Białoruskie władze od lat stosują represje wobec przeciwników politycznych, a organizacje praw człowieka, takie jak Wiasna, podkreślają, że styczniowe wybory nie spełniały międzynarodowych standardów demokratycznych.
"Odbywały się w warunkach głębokiego kryzysu praw człowieka, w atmosferze totalnego strachu" - czytamy w oświadczeniu Wiasny. Zachód również nie uznaje tych wyborów za demokratyczne, co podkreśliła szefowa unijnej dyplomacji Kaja Kallas.
Czy Białoruś ma szansę na zmiany?
Sytuacja na Białorusi pozostaje napięta, a represje wobec opozycji i niezależnych mediów są na porządku dziennym. Kłaskouski przypomina, że po 2020 roku władze stłumiły masowe protesty, a obecnie wyjście na ulicę wiąże się z surowymi konsekwencjami. - By wyjść (na protesty - przyp.red.), trzeba być już jakimś kamikadze. Nie ma sensu, bo to automatycznie oznacza surowy wyrok więzienia - przyznał publicysta.
Białoruskie organizacje praw człowieka wzywają do uwolnienia więźniów politycznych i zaprzestania represji, ale na razie nie widać oznak, by władze miały zmienić swoje podejście. Wybory z 26 stycznia były szeroko krytykowane, a ich wyniki nie zostały uznane przez społeczność międzynarodową.