Po sejmowych korytarzach krąży wiele anegdot dotyczących parlamentarzystów
Sporo jest anegdot krążących po sejmowych korytarzach. Oto kilka z wielu przytaczanych w bieżącym numerze "Polska The Times".
28.12.2012 | aktual.: 28.12.2012 09:22
Anegdoty krążące po Sejmie dotyczą też samych polityków. I tak na przykład mówiło się, że świętej pamięci Andrzej Lepper nosił w kieszeni garnituru pokrojone kabanosy, i kiedy tylko miał chwilę - podgryzał, Jarosław Kaczyński ssie za to tik-taki. O prezesie PiS krąży zresztą przy Wiejskiej mrożąca krew w żyłach opowieść, której jednak ten stanowczo zaprzecza. Podobno na początku lat 90. w sejmowej windzie Kaczyński miał wyciągnąć pistolet wycelować w Donalda Tuska i stwierdzić "Dla mnie zabić ciebie to jak splunąć". Historię tę opowiadał wszem wobec premier, Jarosław podkreślał jednak, że nie miał wtedy pistoletu, a cała historia jest zmyślona. Jak było wiedzą jedynie sami zainteresowani.
Ostatnio przy Wiejskiej z dużym natężeniem krążyły historyjki o Waldemarze Pawlaku. Któryś z polityków przywołał taką: rzecz się ma przed wyborami, pytają wtedy jeszcze szefa ludowców, kto je wygra, a ten z pokerową miną odpowiada: "Jak to kto? Nasz koalicjant!".
Legendą obrosły słynne przerwy ogłaszane przez marszałek Kopacz podczas głosowań. Na początku swojego marszałkowania Ewa Kopacz ich nie robiła, a kiedy chciała zapalić, a wiadomo, że nie jest wolna od tego nałogu, zastępował ją Cezary Grabarczyk. Jak głosi anegdota, pewnego razu, kiedy wyszła "na dymka", Platforma przegrała głosowanie nad ustawą wartą parę milionów złotych. I wprawdzie, jak opowiada poseł Girzyński, odkręciła sprawę w Senacie, ale od tamtej pory Ewa Kopacz podczas głosowań nie daje się zastępować, a co dwie, trzy godziny urządza przerwy.
Wiele sejmowych historyjek opowiada się w parlamencie o Bogdanie Klichu. W czasach, kiedy był ministrem obrony narodowej, Klich miał ponoć w swoim notesie zapisane telefony do wybranych redaktorów. Dzwonił do nich bladym świtem, zapraszając do gabinetu po ekskluzywnego newsa. News zazwyczaj okazywał się średnio ekskluzywny, bo w ministerstwie czekało na niego jeszcze kilku "wybrańców", z których każdy odebrał podobny telefon.
O imprezach urządzanych w hotelu poselskiego, zwłaszcza, kiedy w Sejmie obecni byli politycy Samoobrony, można by chyba napisać książkę. Jak głoszą plotki, bawić lubili się też ludowcy, w każdym razie, w sejmowym hotelu bywały zespoły ludowe, które miały umilać czas naszym parlamentarzystom.
Krótko mówiąc, w wolnej Polsce w Sejmie chętnie się plotkuje, sporo rozmawia, także z dziennikarzami - czytamy w gazecie.