ŚwiatPo Krymie przyjdzie czas na obwód chersoński? Rosja już podjęła pierwsze niepokojące kroki

Po Krymie przyjdzie czas na obwód chersoński? Rosja już podjęła pierwsze niepokojące kroki

Rosja przyłączyła Krym, ale czy na tym kończą się jej ambicje względem Ukrainy? Wiele wskazuje na to, że kolejnym kąskiem rosyjskiego "niedźwiedzia" może paść obwód chersoński. Region stanowi kluczowy szlak transportowy dla półwyspu i już teraz wicepremier Republiki Krymu Rustam Temirgalijew zapowiada, że jeśli dojdzie do blokady w dostawach wody pitnej, to "samoobrona" może zająć obwód chersoński, a władzom nie uda się jej zatrzymać.

Po Krymie przyjdzie czas na obwód chersoński? Rosja już podjęła pierwsze niepokojące kroki
Źródło zdjęć: © AFP | Vasily Maximov

20.03.2014 09:10

Czytaj również - Eskpert dla WP.PL: w tym przypadku może dojść do III wojny światowej.

Nie jest tajemnicą, że Krym jest obszarem ubogim w wodę pitną. Szacuje się, że nawet 85 proc. jej zasobów jest sprowadzane z lądu, kanałami mającymi swój początek w Dnieprze. Podobnie sprawa wygląda z elektrycznością, której lwia cześć jest dostarczana na Krym. Jeśli Kijów zdecyduje się na odcięcie dostaw, to może narazić się na poważne reperkusje ze strony Rosji. Nowe władze Krymu już teraz zapowiadają, że może to doprowadzić do kolejnej konfrontacji "samoobrony" z siłami ukraińskimi, tym razem w obwodzie chersońskim.

Rosja zgarnie kluczowy obwód?

Trudno sobie wyobrazić, by Ukraina w dłuższej perspektywie będzie wciąż zasilała region, który został oderwany na rzecz Rosji. Moskwa doskonale zdaje sobie sprawę ze słabości Krymu i już podjęła pierwsze działania, by zabezpieczyć dostawy na półwysep. Niestety, mogą one sprowokować następny kryzys.

Obraz
© (fot. WP.PL)

Do pierwszego poważnego incydentu doszło w obwodzie chersońskim 8 marca w Chonhar, gdzie prorosyjskie oddziały postawiły posterunek oraz rozlokowały zasieki i miny. Wieś, którą opanowali żołnierze, leży na jednym ze szlaków, łączących Krym z lądem. W kolejnych dniach przez blokadę nie mogli przedostać się obserwatorzy z międzynarodowych organizacji.

12 marca służby bezpieczeństwa Ukrainy podały, że rozbiły sieć rosyjskich agentów, którzy z terytorium Krymu infiltrowali tereny w obwodzie oraz jego stolicę - Chersoń.

W sobotę świat obiegła informacja o rosyjskim desancie w miejscowości Striłkowe na Mierzei Arabackiej. Wieś znajduje się na granicy między Republiką Krymu a obwodem chersońskim i mieści się w niej gazowa stacja rozdzielcza. To właśnie ją chcieli opanować rosyjscy żołnierze zrzuceni z czterech śmigłowców. Oficjalnie, by "chronić instalacje przed atakami terrorystów". Wojskowi opanowali także platformę gazową nieopodal wsi Szczasływcewe.

Zarówno platforma, jak i stacja są własnością spółki energetycznej Czornomornaftohaz, którą samozwańcze władze Krymu są gotowe sprywatyzować i odsprzedać. Taki los, o czym mówił wicepremier Krymu Rustam Temirgalijew, czeka najprawopodobniej wszystkie ukraińskie spółki, które działały na Krymie, a w szczególności Czornomornaftohazie, który w regionie Morza Czarnego jest liderem pod względem wydobycia ropy i gazu z szelfu kontynentalnego.

Ukraińskie ministerstwo obrony oświadczyło, że dzięki wysiłkom wojsk siły rosyjskie nie przedostały się na teren obwodu chersońskiego, a Straż Graniczna poinformowała, że Rosjanie wyjaśnili, iż celem ich operacji jest "obrona stacji gazowej przed możliwym atakiem terrorystycznym".

Po rosyjskim desancie ukraiński MSZ złożył oficjalną notę protestacyjną. Wynika z niej, że w ataku uczestniczyły śmigłowce i kilkudziesięciu żołnierzy. Rajd Rosjan nazwano inwazją militarną; Kijów zastrzegł sobie prawo do odpowiedzi oraz zażądał natychmiastowego wycofania wojsk z terenu Ukrainy.

Co dalej z żołnierzami na Krymie?

Wydaje się jednak, że jedynym państwem, które będzie zmuszone do wycofania wojsk jest Ukraina. Na zaanektowanym przez Rosję Krymie stacjonuje co najmniej 15 tys. żołnierzy ukraińskich, do których dziś rzecznik prezydenta Dmitrij Pieskow wystosował swego rodzaju ultimatum. Wojskowi mają dwa wyjścia albo wstąpią do rosyjskiej armii, albo "swobodnie opuszczą półwysep".

Agencja Interfax podała również, że we wtorek wieczorem doszło do rozmowy telefonicznej między szefami sztabów generalnych sił zbrojnych Ukrainy i Rosji, generałami Mychajło Kucynem i Walerijem Gierasimowem, podczas której ten pierwszy poinformował, że ukraińscy żołnierze na Krymie otrzymali rozkaz otwierania ognia w razie zagrożenia życia.

Minister Obrony Ukrainy Ihor Teniuch zapowiedział, że wojska nie wycofają się z Krymu mimo jego aneksji do Rosji. Na razie te deklaracje nie odnajdują odzwierciedlenia w rzeczywistości. Agencja ITAR-TASS poinformowała, że dziś dowódca marynarki wojennej kontradmirał Siergiej Hajduk opuścił siedzibę floty w Sewastopolu wraz z około 50 oficerami.

Od innych żąda się wstąpienia w szeregi sił "samoobrony". Tak było w przypadku ludzi pułkownika Bedzaja z bazy Nowo-Fiodorowka, którzy w niedzielę dostali od prorosyjskich sił propozycję nie do odrzucenia. - Moi oficerowie wracają do domu każdego dnia i niektórzy z nich są pod wielką presją swoich rodzin, które mówią o wyższych żołdach w Rosji. Mówię im, że mają wolny wybór. Na razie nikt nie zdezerterował i tylko kilku wzięło udział w tym śmiesznym referendum - mówił pułkownik w rozmowie z korespondentem "Los Angeles Times".

Z podpisanego we wtorek na Kremlu i opublikowanego na stronie internetowej prezydenta Rosji traktatu o wejściu Republiki Krymu i Sewastopola w skład FR wynika, że Ukraińcy na stałe mieszkający na Krymie staną się obywatelami Rosji, jeśli w ciągu miesiąca nie wyrażą woli zachowania obywatelstwa Ukrainy lub zostania osobami bez obywatelstwa.

Źródła: WP.PL, PAP, "Los Angeles Times"

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)