PolskaPo Katowicach buszują dziki

Po Katowicach buszują dziki

Brak naturalnych wrogów, bogate w
pożywienie śmietniki i życzliwie dokarmiający ludzie to przyczyny,
dla których na Śląsku, w centrum największej polskiej aglomeracji,
coraz częściej buszują dziki.

Zwierzęta te upodobały sobie południowe dzielnice Katowic, ostatnio uaktywniły się również w Zabrzu. Nie pomagają apele Straży Miejskiej do administracji osiedli, by zamykały śmietniki, ani apele administracji do mieszkańców, by nie wyrzucali jedzenia poza wyznaczonymi do tego miejscami.

Liczące kilka tysięcy mieszkańców katowickie osiedle Kokociniec, które sąsiaduje z panewnickimi lasami, jest zryte przez dziki. Dosłownie orzą te trawniki, jakby ktoś pługiem przejechał - mówi pan Bronek Nelec, który pracuje jako stróż parkingowy i niejednego dzika na osiedlu już nocą widział.

Po całym osiedlu łażą. Tu wychodzą koło tej rzeczki, przez ulicę, i idą sobie swoim szlakiem, do swojego celu, w kierunku Rudy Śląskiej. Całymi rodzinami i to takie rodziny ortodoksyjne, powiedziałbym - idzie przywódca czy tam król, matka i te młode, i to różnego pokolenia, większe i drobiazg nieraz - opowiada.

Gospodyni jednego z bloków już martwi się, co będzie, jak przyjdzie zimą w nocy odśnieżać. Odśnieża się po ciemku. To duży teren - ja muszę wstawać o 3-4 rano, a do godziny 6 musi być odśnieżone, więc jest strach- mówi.

W zeszłym roku już robiły podchody, ale nie tak, jak teraz. W tym roku jest masakra, tam dalej jest zryte doszczętnie- macha z rezygnacją ręką wskazując drugą stronę osiedla.

Inż. Grzegorz Skurczak z Nadleśnictwa Katowice przyznaje, że sygnałów i skarg na zwiększoną aktywność dzików było w ostatnich dwóch latach bardzo dużo.

Dziki zawsze wychodziły z lasu i będą wychodzić. To ich naturalne zachowanie - śpią w lesie, w nocy wędrują, szukają pożywienia. Jeśli za lasem są pola uprawne, użytki rolne, to tam wychodzą, a jeśli ściana wielkich miast - Katowice, Mysłowice, Ruda Śląska, Zabrze, Chorzów, to dziki podchodzą pod zabudowania - tłumaczy.

I podkreśla, że takie spotkania są tym bardziej nieuniknione na terenie Nadleśnictwa Katowice, które obejmuje swoim zasięgiem teren zamieszkany przez 1,5 mln ludzi. To 8 dużych miast, 6 mniejszych, a powierzchnia leśna liczy 14,5 tys. hektarów.

Na tym terenie żyje populacja licząca wiosną zaledwie 250 sztuk, ale ponieważ rozmnażają się bardzo dynamicznie, to rocznie pogłowie stada rośnie o 100-150%. Co roku myśliwi odstrzeliwują więc według planu 250 sztuk. Człowiek to na Śląsku jedyny naturalny wróg dzików, które cieszą się tu w dodatku dobrym zdrowiem - żadne choroby nie zdziesiątkowały w ostatnich latach tej populacji.

Do rozpanoszenia się dzików na osiedlach przyczyniają się też - zdaniem Skurczaka - ludzie, którzy dokarmiają i oswajają te zwierzęta. Zostawiają im obierki z ziemniaków, spady z jabłek, dokarmiają i bardzo są szczęśliwi, że mogą zrobić zdjęcie. Tymczasem dziki to zwierzęta bardzo inteligentne - raz nauczone, nie boją się w ogóle ludzi, przyprowadzają potem w to miejsce swoje młode. W związku z tym myśliwi są zmuszeni do eliminowania właśnie tych osobników, które się nie boją ludzi i wychodzą na miasto - wyjaśnia.

Inż. Skurczak jak z rękawa sypie przykładami ludzkiej bezmyślności: starszy pan karmił dziki chlebem. Kiedy w tym samym miejscu przechodziła matka z dzieckiem trzymającym w ręku kanapkę, zwierzę biegiem ruszyło w jego kierunku. Do niezabezpieczonego śmietnika, gdzie wysypywano odpady z akademickiej stołówki, przychodziło najpierw 5 dzików, potem wataha liczyła już 20 i siała popłoch wśród okolicznych mieszkańców.

Apeluję też, by zgodnie z przepisami prowadzić psa w lesie na smyczy. Dzik nie boi się psa, potrafi jednym cięciem szablami rozciąć go na pół. Przy okazji człowiek też może się znaleźć w tarapatach - przestrzega Skurczak.

Czasem jednak wizyty zwierząt nie są efektem działalności ludzi - dziki bardzo lubią larwy owadów, które znajdują się w glebie, a dzięki bardzo dobremu węchowi potrafią je szybko zlokalizować.

Dzik nie niepokojony przez człowieka nie stanowi zagrożenia - w razie spotkania trzeba po prostu zachować spokój, nie straszyć ani nie płoszyć, bo dopiero atakowany może odpowiedzieć agresją.

Tej zasady trzyma się pan Janusz Dawid, który też spotkał dzika na ulicy w Katowicach, ale szczęśliwie był wtedy w samochodzie. Był też taki wierszyk: kto spotyka w lesie dzika, ten na drzewo szybko zmyka... Tylko do tego trzeba mieć kondycję - śmieje się. Chyba jako ludzie za bardzo tereny im zabraliśmy - teraz chodzą po naszych osiedlach, szukają swojego - próbuje tłumaczyć zachowanie zwierząt.

Potwierdza to inż. Skurczak. Dziki przeszły tej jesieni ciężkie chwile w związku z tegorocznym wysypem grzybów. Przepłoszone przez grzybiarzy, siedziały wzdłuż rzeczki, bo tylko tam grzyby nie rosły i był spokój - opowiada przedstawiciel nadleśnictwa.

Anna Gumułka

Źródło artykułu:PAP
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)