Po co PiS była wojna o Trybunał Konstytucyjny? Właśnie to udowadniają, pierwsza taka sprawa
Trybunał Konstytucyjny ogłosi wkrótce wyrok w sprawie Krajowej Rady Sądownictwa. Brzmi nudno, ale to będzie prawdziwy test dla machiny budowanej przez PiS od początku kadencji. Jeśli się uda, rządzący będą mieli otwartą drogę do przepychania kolejnych wątpliwych konstytucyjnie ustaw.
Prawo i Sprawiedliwość sporo zainwestowało w przejęcie Trybunału Konstytucyjnego - marsze opozycji, procedura kontroli praworządności przez Komisję Europejską, kontrole Komisji Weneckiej, a przede wszystkim problemy sondażowe. Czy się opłacało? Będziemy wiedzieli 20 czerwca. Tego dnia Trybunał Konstytucyjny ogłosi swoją decyzję w sprawie Krajowej Rady Sądownictwa.
O co chodzi? KRS to instytucja, która kontroluje polskie sądownictwo, m.in. akceptując kandydatów na sędziów. PiS chce zmienić zasady jej działania, a przy okazji skrócić kadencje obecnych członków KRS. To budzi kontrowersje, bo długość kadencji członków KRS ustala konstytucja, a nie ustawa. Dokładnie tak, jak prezydenta czy Sejmu. Dlatego właśnie Trybunał zbada, czy obecna ustawa jest zgodna z konstytucją.
Jeśli stanie po stronie PiS, rządzący będą mieli, mówiąc kolokwialnie, podkładkę pod przyjęcie ustawy. Sejm miał głosować nad projektem już na tym posiedzeniu, ale zdjęto go z porządku obrad. Zapewne po to, by poczekać na orzeczenie Trybunału i zyskać argument, którym do obrony się przed opozycją. Tym samym argumentem będzie się też posługiwał Andrzej Duda, kiedy kontrowersyjna ustawa trafi na jego biurko.
Warto zwrócić też uwagę na to, kogo Julia Przyłębska wyznaczyła do składu sędziowskiego. Cała piątka to sędziowie wybrani przez obecnie rządzących, w dodatku troje to tzw. sędziowie-dublerzy. Jeśli machina zadziała, PiS dostanie dowód na to, że opłacało się partii stoczyć bój o Trybunał Konstytucyjny. A wówczas ten sam schemat może zostać wykorzystany w innych kontrowersyjnych sprawach.