Po co nam w sejmie Anna Grodzka?
Wybór Anny Grodzkiej na posłankę ma chyba większe znaczenie, niż wynika z pierwszych reakcji. Wiadomo - sensacja. Może to zwiastun następnej transformacji w Polsce. Tym razem - kulturowej - zastanawia się w tygodniku "Polityka" Ewa Wilk.
To fizyczność uczyniła z Anny Grodzkiej osobę niepowszechną, wyjątkową, naznaczyła na zawsze jej życie, a w końcu przyprowadziła do świata polityki. Przez 55 lat życia psychicznie kobieta, fizycznie - mężczyzna. Od dwóch lat w świetle prawa i natury - kobieta.
Fakt, że osoba transpłciowa będzie posłować w Polsce, jest zdarzeniem niebanalnym. W świat idzie komunikat: patrzcie, oto Polacy, których umieściliście na półce z napisem: katolicyzm, konserwatyzm, ksenofobia, jako jedyna współczesna demokracja dokonała takiego wyboru.
Czy Anna Grodzka będzie w stanie sprowokować debatę o problemach płci w Polsce? Nowa posłanka mówi o refundacji z budżetu państwa kosztownej terapii transpłciowej. Tłumaczy konieczność uchwalenia osobnej ustawy, regulującej prawną sytuację osób w trakcie i po korekcie płci.
Anna Grodzka zdobyła niespełna 20 tys. głosów w Krakowie. Wybrano ją nie tylko do manifestacji, ale do zadania bardzo poważnego. Do zapoczątkowania zmiany kulturowej i obyczajowej, dzięki której tolerancja i akceptacja dla odmienności przestanie być tylko postulatem.
Wybór ten świadczy bowiem, że jest na taką transformację gotowość - nie powszechna jeszcze, ale wyraźna. Jest ciekawość odmienności biologicznych i obyczajowych, głód wiedzy na ten temat. Jest zgoda, by się z tym oswajać.