Po co nam prezydent?
Obserwując brawurowa wyprawę Lecha Kaczyńskiego do Gruzji, jego natchnioną twarz, sycącą się poklaskiem tłumów (nigdy nie widziałam pana prezydenta tak pozytywnie podnieconego!) zaczęłam się zastanawiać, po co nam w ogóle prezydent? Prezydent Francji ma realną władzę, prezydent Niemiec - wyłącznie symboliczną. W Polsce, prezydent – to taka bańka wstańka, jego władza zależy od politycznych układów i prywatnej osobowości. I to nie zawsze od osobowości samego prezydenta. Teraz rządzi nami Wielki (mały) Brat, lub – jak kto woli – jedna partyjna wola, w dwóch ciałach.
Wałęsa prezydentem zostać musiał, bo obawiano się szkód, które poczyniłby gdyby nie został osadzony w jakiejś ważnej roli. Pamiętam, że wiele osób żałowało, że nie mamy w Polsce monarchii konstytucyjnej, bo rola króla lub królowej we współczesnych państwach jest idealną synekurą dla osób wielkich, lubiących pompę i ornamentykę władzy, choć niekoniecznie realnej. Jednak Wałęsa, mimo swoich „wojen na górze”, fatalnej znajomości polskiej gramatyki i nadmuchanego do granic niemożliwości „ego”, jakoś się sprawdził. Bo to - mimo wszystkich swoich wad – wielki człowiek. Ostatnio nawet Ludwik Stomma, przyznał, że jego kaprysy, dziwaczne maniery i fochy nie przeszkodziły mu stąpać po ziemi obiema nogami. Prawą i lewą.
Kwaśniewski, z którego wyboru nie byłam początkowo zadowolona, bo naiwnie myślałam, że już nigdy żaden komunistyczny działacz nie będzie miał w wolnej Polsce władzy, okazał się być prezydentem pełnym godności i zdrowego rozsądku, przede wszystkim zaś osobą ponad wszelkimi podziałami. Wiele osób złośliwie wypomina mu jego „wpadki”, ale patrząc na dzisiejsza prezydenturę, sądzę, że nie było ich jednak aż tak wiele. Pamiętam natomiast poczucie dumy, jakie miałam, gdy zobaczyłam prezydencką parę swobodnie rozmawiającą po angielsku z prezydentem Clintonem i jego żoną. Kwaśniewscy wyglądali i zachowywali się doskonale, bardzo też pracowali nad swoim wizerunkiem i sami nad sobą. Myślałam, że przynajmniej ten standard zostanie zachowany, że każdy kolejny prezydent będzie lepszy od poprzedniego. Bo prezydent, który nie ma w Polsce określonej do końca roli powinien troszczyć się (przynajmniej!) o standardy etykietalne, reprezentacyjne no a przede wszystkim o zachowanie równowagi między różnymi siłami politycznymi i
stanie na straży jedności państwa. Bo Polska – jak mi się wydaje – to nie tylko naród, którego idealne elementy umieszcza się w muzeach i podręcznikach historii, czcząc jako ostoje polskości. Polska to nasze dziś i jutro, to nieudolne elity polityczne i świetna młodzież zwrócona ku przyszłości, Polska to również PO i SLD i święty Gowin i homoseksualiści, ludzie z lewa i z prawa i ci pośrodku.
Reprezentowanie ich wszystkich wymaga troski, bezstronności i odwagi. Przynajmniej takiej, jakiej dowody dał pan prezydent jadąc na odsiecz Gruzji, mimo że jej obywatele nie są wszak członkami PiSu.
Magdalena Środa specjalnie dla Wirtualnej Polski