Po co gesty, gdy są słowa
Mówienie i gestykulowanie to czynności,
które z powodzeniem udaje się wykonywać równocześnie. Po co jednak
zadajemy sobie taki trud? - pyta "Gazeta Wyborcza".
Już wcześniej różni badacze zwracali uwagę, że gestykulacja jest ułatwieniem dla samego mówiącego. Nie byli jednak zgodni, jakim: czy ułatwia samo formułowanie słów, czy też wpływa na pamięć i możliwości przypominania. Wreszcie nie było jasności, co się stanie, jeżeli ograniczymy możliwość swobodnej gestykulacji. Psychologowie z Columbia University uwzględnili w swoich badaniach te wszystkie czynniki - donosi gazeta.
Wnioski z badań jednoznacznie wskazują, że gestykulowanie wpływa zarówno na mówienie, jak i na pamięć. Gdy staramy się przypomnieć sobie obraz przedmiotu, który widzieliśmy wcześniej, na dziesięć sekund wypowiedzi przypada ponad cztery sekundy gestykulacji. Kiedy jednak opisywany obraz jest przed nami, gestykulacja zajmuje już tylko 2,5 sekundy.
Podobne dysproporcje występują przy opisywaniu trudno i łatwo definiowalnych rysunków. Mówienie o rzeczach, które łatwo nazwać, wyzwala znikomą ruchliwość dłoni. Natomiast trudne do zdefiniowania, opisania i zapamiętania obrazy prowokowały badanych do zwiększenia tempa gestykulacji, szczególnie kiedy nie były one w chwili mówienia widziane. I odwrotnie: wypowiedź rwie się, pozostaje w niej więcej luk, kiedy nie możemy pomóc sobie gestem - informuje "Gazeta Wyborcza".
Gestykulacja wpływa więc na podtrzymanie tego, co psychologowie nazywają "pętlą fonologiczną", czyli utrzymywaniem jakiegoś wyrazu w świadomości i wyartykułowaniem go. Z eksperymentu wynika, że gesty ułatwiają wydobywanie z pamięci określeń dotyczących przestrzeni, docieranie do "przestrzennych reprezentacji w pamięci roboczej".
Oczywiście nie wszyscy w jednakowym stopniu podczas rozmowy pomagamy sobie dłońmi, nie każdemu też w jednakowym stopniu pozbawienie możliwości gestykulowania wypowiedź utrudnia - pisze "Gazeta Wyborcza". (PAP)