"Po alkoholu, z torbą smoleńskich akt" - szokujące zeznania
Czerwony na twarzy, wyraźnie po alkoholu, z postawionym kołnierzem i turystyczną torbą wypchaną smoleńskimi aktami - tak, według Naczelnego Prokuratora Wojskowego Krzysztofa Parulskiego wyglądać miał prokurator Marek Pasionek w chwili, gdy przekazywał mu informację, że o śledztwie smoleńskim rozmawiał z agentami FBI - donosi portal tvn24.pl. Tymczasem według świadków, spotkanie Pasionka i Parulskiego wyglądało zupełnie inaczej, na korzyść Pasionka. Dlaczego szef NPW chciał pogrążyć nielubianego podwładnego?
03.01.2012 | aktual.: 03.01.2012 21:42
W połowie grudnia umorzono śledztwo ws. prokuratora Marka Pasionka, dotyczące domniemanego ujawnienia przez niego tajemnic postępowania w sprawie katastrofy smoleńskiej. Prokurator nie został uznany za winnego i nie usłyszał żadnych zarzutów, czeka go natomiast jeszcze postępowanie dyscyplinarne w NPW. Tymczasem na jaw wychodzą kolejne szczegóły śledztwa w jego sprawie.
Tvn24.pl przytacza fragmenty zeznań szefa NPW Krzysztofa Parulskiego, które miały obciążyć skonfliktowanego z nim Pasionka. Nie udało się, bo przesłuchiwani w tej samej sprawie świadkowie podawali wersję wydarzeń zupełnie inną od tej, która przedstawił Parulski.
A chodzi o wydarzenia, jakie miały miejsce 7 czerwca 2010 roku. To wtedy - jak pisze tvn24.pl - Pasionek miał spotkać się szefem FBI w Polsce, a potem jeszcze dwoma osobami z USA. Rozmowy dotyczyły pomocy, jaką Amerykanie mieliby udzielić Polsce ws. śledztwa dotyczącego katastrofy w Smoleńsku.
Według szefa NPW, tego samego dnia wieczorem, wracając do domu (Parulski i Pasionek prywatnie są sąsiadami, mieszkania mają w tej samej klatce) spotkał Pasionka. Miał on znajdować się w stanie wskazującym na spożycie alkoholu. - (Idąc do mieszkania) minąłem mężczyznę w ciemnych okularach, który powiedział do mnie coś mało wyraźnie z czego zrozumiałem jedynie słowo "pułkowniku" (Parulski był jeszcze wtedy w randze pułkownika - red.). Na tego mężczyznę czekał przed bramką na ulicy inny, który powiedział do niego "żyjesz?" - zeznał gen. Parulski.
Nie zamienił z nim słowa i poszedł do domu. Po chwili wyszedł z mieszkania, by - jak twierdzi - wyrzucić śmieci. Na klatce schodowej spotkał prokuratora Pasionka. - Manipulował przy telefonie komórkowym. Obok niego stała turystyczna torba. Prokurator Pasionek miał postawiony kołnierz od marynarki, twarz była czerwona. Odniosłem wrażenie, że jest pod wyraźnym wpływem alkoholu. Gdy mnie zobaczył speszył się i zaczął mnie zapraszać na piwo - opowiadał prokuratorom Parulski.
Generał nie skorzystał z propozycji. Wtedy Pasionek miał zacząć mówić, że w torbie są akta smoleńskiego śledztwa, które zabrał do czytania, "a następnie, że nawiązał kontakt z FBI i że Amerykanie mają wszystkie istotne dowody ze śledztwa smoleńskiego". - Widząc jego stan zrezygnowałem z dalszego kontaktu - zaznaczał Parulski.
Tymczasem, według zeznań zarówno prokuratora Pasionka, jak i świadków, którzy uczestniczyli razem z nim w spotkaniu z Amerykanami, spotkanie z Parulskim odbyło się w zupełnie innych okolicznościach.
Pasionek zeznał, że po rozmowie z przedstawicielami USA był tak usatysfakcjonowany jej rezultatem, że "zaaferowany, mając nadzieję na istotny postęp w dochodzeniu prawdy o katastrofie, postanowił jak najszybciej wrócić do firmy i zdać relację Parulskiemu i uzyskać jego akceptację dla dalszych działań". - Tak też się stało - relacjonował. Dodał, że przełożony nie wyglądał wtedy na niezadowolonego i nie groził wszczęciem postępowania karnego, polecił tylko sporządzić odpowiedni wniosek o pomoc do USA.
Wersję o tym, że rozmowa odbyła się w prokuraturze wojskowej, natychmiast po spotkaniu z Amerykanami, potwierdzili w zeznaniach ówcześni szef i wiceszef ABW Bogdan Święczkowski oraz Grzegorz Ocieczek, którzy uczestniczyli w rozmowach.
Dlaczego więc zeznania Parulskiego oraz Pasionka i świadków różniły się tak bardzo? Co chciał osiągnąć Naczelny Prokurator Wojskowy, oczerniając podwładnego? Czy mogło mieć to związek z prywatnym konfliktem między prokuratorem a szefem NPW? W śledztwie nie brakuje świadków, którzy tak twierdzą - podaje tvn24.pl.