Po 100 dniach "blisko granicy błazeństwa"
W przyszłym tygodniu minie sto dni działalności rządu Donalda Tuska. Ponad trzy miesiące pracy koalicyjnego gabinetu PO-PSL to m.in. zamieszanie z wejściem w życie nowej ustawy refundacyjnej i protesty społeczne wobec umowy ACTA. Jak sto dni rządu widzą politycy innych partii? Niektórzy mówią o tym, że "otwarcie było gorsze" niż cztery lata temu. Inni znajdują usprawiedliwienia. Jeszcze inni mówią bezlitośnie, że Donald Tusk znalazł się "blisko granicy kompromitacji i błazeństwa".
19.02.2012 | aktual.: 19.02.2012 09:35
Jedną z głównych reform zapowiedzianych przez premiera Donalda Tuska w expose była kwestia wydłużenia i zrównania wieku emerytalnego kobiet i mężczyzn do 67 lat. 14 lutego premier zaprezentował projekt w tej sprawie i ogłosił rozpoczęcie konsultacji w sprawie reformy emerytalnej.
Prezydent Bronisław Komorowski desygnował Tuska na szefa rządu 8 listopada zeszłego roku. 18 listopada prezydent powołał nowy rząd. 19 listopada sejm udzielił wotum zaufania nowej Radzie Ministrów.
Od powołania nowego rządu posłowie opozycji chcieli odwołania dwóch ministrów. Sejm jednak odrzucił wnioski o wotum nieufności wobec szefa MSZ Radosława Sikorskiego i ministra zdrowia Bartosza Arłukowicza.
Na arenie międzynarodowej premier zaangażował się w działania na rzecz przyjęcia przez Polskę paktu fiskalnego, ale z założeniem, że główną zasadą działania paktu nie mogą być spotkania tylko krajów strefy euro i że pakt nie będzie zagrażał wspólnotowemu decydowaniu w UE. Szerokim echem w Europie odbiło się też wystąpienie Sikorskiego w Berlinie, na którym szef MSZ skierował do Niemiec mocny apel o obronę strefy euro.
Według sondażu CBOS z lutego, 61% badanych źle ocenia działania rządu Donalda Tuska, dobrze - 28%. Niezadowolonych z tego, że premierem jest Tusk jest 50% ankietowanych, zadowolonych- 37% Tusk sam przyznał, że atmosfera wokół jego gabinetu - po 3 miesiącach działalności - jest "dość krytyczna".
"Gorsze otwarcie"
Jak oceniają działalność rządu inni politycy? Koalicyjny PSL mówi o "gorszym otwarciu" niż cztery lata temu. - Zdecydowanie gorsze otwarcie, używając tego brydżowego określenia. Z wielu powodów m.in., dlatego że poprzeczka znacząco została podniesiona: przed czterema laty była wielka koniunktura polityczna, gospodarcza i społeczna, ale teraz ujawniło się kilka niewydolności instytucjonalnych i sporo błędów personalnych - uważa poseł Stronnictwa Janusz Piechociński.
- Liczba błędów zmusza do pokory i refleksji. Takim symbolem tego, czego politycy i wysocy urzędnicy państwowi odpowiedzialni za zadania bardzo czytelne i zrozumiałe dla społeczeństwa nie mogą zawalić jest Stadion Narodowy. Obywatele w tej sprawie stracili cierpliwość - stwierdził Piechociński.
Oceniając współpracę w koalicji, zwrócił uwagę, że rząd nie narzucił dynamicznego tempa z projektami ustaw i kluby koalicyjne w parlamencie zyskały więcej samodzielności, jeśli chodzi o własne inicjatywy.
- Skoro rząd nie pracuje na dwieście procent normy, nie absorbuje uwagi, to wtedy tworzy się przestrzeń do projektów poselskich, partyjnych i - co zrozumiałe - eksponuje się w debacie publicznej różnice, a nie wspólnotowe cele - zauważył polityk PSL.
Jego zdaniem, gdyby rząd zgłosił 20-30 ważnych projektów, to nawet przy kontynuowaniu inicjatyw partyjnych, nie byłoby dysonansu, że któraś z formacji poza rządem "łata" potrzebne rozwiązania.
Piechociński uważa, że ocena rządu powinna być adekwatna do odczuć obywateli, a te są takie, że pierwszy kwartał gabinetu PO-PSL jest słaby. - I to nie tylko zawartość techniczna, ale i zawartość artystyczna. Porównując to do łyżwiarstwa figurowego, cztery lata temu zawartość artystyczna była bardzo wysoka, a zawartość techniczna ciut niższa, teraz w obu tych wartościach jest ewidentnie poniżej możliwości - podkreślił polityk. Były szef klubu PSL Stanisław Żelichowski przyznał, że początek tej kadencji pokazał, iż będzie trudniej niż podczas poprzednich czterech lat. Jego zdaniem w samej koalicji można zaobserwować nerwowość wynikającą z kryzysowych sytuacji.
Podkreślił jednak przy tym, że PO i PSL to dwie różne partie, z różnymi programami, które muszą współpracować, a nie dominować nad sobą i stąd wynikają pewne napięcia, które jednak - według niego - są naturalne.
Żelichowski uważa, że rząd zgubiła rutyna, przez co "zaliczył wpadki" z listą leków refundowanych, a także z umową ACTA. Przekonuje jednak, że jeśli koalicja wyciągnie z tego odpowiednie wnioski, to rząd powróci do swoich wysokich notowań.
Poseł PSL przekonuje, że w długiej perspektywie koalicja PO-PSL może się pochwalić dobrymi wynikami gospodarczymi. - Patrzymy na to, co dzieje się w innych krajach Europy, w układzie globalnym. Nikt nie wie dokąd świat zmierza i na tym tle Polska jest krajem dosyć stabilnym - zaznaczył polityk Stronnictwa.
"Premier nas przyzwyczaił, że najważniejsza jest ciepła woda"
Z kolei szef SLD Leszek Miller uważa, że pierwsze sto dni rządu premiera Donalda Tuska "obfituje w niepowodzenia". Do głównych porażek szef Sojuszu zaliczył: ustawę refundacyjną, podpisanie umowy ACTA i stan przygotowań do Euro 2012. Ocenił też, że rząd póki co nie ma sukcesów. - To jest sto dni, które obfituje w niepowodzenia rządu. Po pierwsze ustawa refundacyjna spowodowała ogromne utrudnienie dla milionów polskich pacjentów, chorych. Po wtóre - sprawa ACTA: rząd coś podpisał, a potem się z tego wycofał, wysyłał sprzeczne sygnały. Po trzecie - Euro 2012: niemalże codziennie dowiadujemy się, że jakiejś autostrady nie będzie, a stadion, który był niby otwarty, jest z powrotem zamknięty - ocenił Miller.
- Trudno więc mi pokazać jakiś pozytywny efekt, raczej łatwo znaleźć rzeczy świadczące o braku pomysłu, braku kontroli, braku panowania nad sytuację - zaznaczył szef Sojuszu.
Zdaniem Millera problemy rządu biorą się stąd, że w ubiegłej kadencji "premier nas przyzwyczaił, że - jak twierdził - można wprowadzać reformy, które nie są bolesne, nie powodują zwiększenia trudności, że w sumie najważniejsza jest ciepła woda w kranie".
- Sądzę, że premier po wygranych wyborach zdecydował się podjąć istotne rzeczy - czy to reformę emerytalno-rentową, czy inne i tu się natknął na prawdziwe problemy i jakby brak umiejętności stawiania im czoła - ocenił lider SLD.
Miller pytany, czy po pierwszych trzech miesiącach funkcjonowania nowego rządu widzi potrzebę zmian wśród ministrów, powiedział, że nie chciałby się "wtrącać do gospodarstwa premiera".
- Premier ma w każdej chwili możliwość zdymisjonowania każdego ministra. Jeżeli mówi, że dokona rekonstrukcji, to zobaczymy, chociaż w takich sprawach najpierw się powinno dokonać rekonstrukcji, a potem o tej rekonstrukcji mówić, nie odwrotnie - zaznaczył szef SLD.
"Bezbarwni, ideolodzy i dama z łasiczką"
Janusz Palikot krytycznie ocenia pierwsze 100 dni rządu Donalda Tuska. - Od klęski do klęski, od kompromitacji do kompromitacji - powiedział Palikot, pytany o ocenę dotychczasowych działań rządu.
Jak dodał, "naprawdę trudno powiedzieć coś dobrego o tej kadencji". - Jedyne: to wystąpienie ministra spraw zagranicznych Radosława Sikorskiego w Berlinie - powiedział. Dodał jednak, że było ono "w zasadzie na przełomie kadencji odchodzącego i nowego rządu" i było związane bardziej z zamknięciem trwającej wówczas polskiego przewodnictwa w Radzie UE niż rozpoczęciem działań nowego rządu.
Chodzi o wystąpienie Sikorskiego na forum Niemieckiego Towarzystwa Polityki Zagranicznej w Berlinie 28 listopada. Sikorski zaproponował tam zmniejszenie i wzmocnienie KE, ogólnoeuropejską listę kandydatów do europarlamentu, połączenie stanowisk szefa KE i prezydenta UE. Mocny apel o obronę strefy euro skierował do Niemiec - jako największej gospodarki UE.
Poza tym wystąpieniem - według Palikota - trudno rząd za coś pochwalić. - Expose okropne, bez wiary, bez nadziei, bez pomysłu na Polskę. Tragiczna realizacja ustawy o refundacji leków, brak wyczucia w sprawie ACTA - wyliczał polityk.
- Nie wiem, co się stało z Tuskiem. Niektórzy uważają, że druga kadencja w sensie psychologicznym jest trudniejsza, bo zawsze jest już po tym kolejnym zwycięstwie jakiś taki spadek formy, i że to jest powszechne w przypadku amerykańskich prezydentów itd. Zawsze drugie kadencje były gorsze - zauważył Palikot.
Podkreślił, że jeśli chodzi o premierów, którzy pełnią swe funkcje przez drugą kadencję, w Polsce "nie ma doświadczenia politycznego, bo nikt do tej pory nie przechodził czegoś takiego". - W związku z tym jest pewien kłopot ze zdobyciem odpowiedniej wiedzy, może stad wynika błąd - stwierdził.
- Co więcej - Tusk zamiast otoczyć się lepszymi ludźmi w drugim rządzie, wybrał gorszych. Miał popularnego Kwiatkowskiego (ministra sprawiedliwości), wziął Gowina - ideologa zacietrzewionego, miał sensownego ministra spraw wewnętrznych Millera, wziął bezbarwnego Cichockiego, miał właśnie - w sumie owszem, może nie takiego kolorowego, ale bardzo takiego dobrego urzędnika poprzedniego ministra sportu, wziął piękną damę z łasiczką - ironizował Palikot.
Jak ocenił, "to wszystko razem, uwierzenie w to, że wszystko jest możliwe, zły dobór ludzi, błędy" sprawiło, że "w 100 dni prysł czar". - Można powiedzieć, że Tusk dziś de facto przegrał tę kadencję. Ja nie wiem, czy jest się w stanie na tyle odbudować, żeby wrócić do formy, którą miał z końca kampanii, czy z okresu poprzedniej kadencji. Mnie się wydaje to bardzo mało prawdopodobne - ocenił Palikot.
Jego zdaniem, prawdopodobna jest rekonstrukcja rządu. Palikot uważa, że do rządu wróci były wicepremier i szef MSWiA Grzegorz Schetyna. - Być może nawet zastąpi Joannę Muchę - stwierdził.
"Czas pożarów"
Szef klubu Solidarnej Polski Arkadiusz Mularczyk mówi o "czasie pożarów, które premier Donald Tusk gasi z coraz większym trudem". Mularczyk przypomniał, że już po expose Tuska mówił, że jego gabinet jest rządem wizerunkowo-marketingowym, ma przede wszystkim ładnie wyglądać i prezentować się w mediach. - I tak było - dodał. - Ten rząd nie jest rządem merytorycznym, rządem fachowców, ale jest rządem marketingowców - uważa poseł.
Szef klubu SP ocenił, że tacy ministrowie jak minister sportu Joanna Mucha, sprawiedliwości - Jarosław Gowin, transportu - Sławomir Nowak, czy spraw wewnętrznych - Jacek Cichocki nie mieli przygotowania, ani odpowiedniego doświadczenia. - Było do przewidzenia, że wcześniej lub później będą różnego rodzaju wpadki i tak się dzieje - powiedział. Mularczyk wytknął rządowi zamieszanie związane z nową listą leków refundowanych, brak konsultacji w sprawie umowy handlowej ACTA, skrytykował przygotowanie budzącego "olbrzymie kontrowersje" projektu ustawy o podwyższeniu wieku emerytalnego, a także "wywołujące ogromne protesty działanie, które ma aprobatę rządu, dotyczące telewizji Trwam" (chodzi o nieprzyznanie koncesji dla Telewizji Trwam na nadawanie na multipleksie cyfrowym). - To wszystko powoduje, że mamy jedno wielkie pasmo kryzysów rządowych i protestów społecznych - ocenił Mularczyk.
W jego ocenie w najbliższym czasie może dojść do dymisji w rządzie, przy okazji zapowiedzianego przez premiera przeglądu resortów. - Największym obciążeniem jest chyba na chwilę obecną minister sportu Joanna Mucha, nie można wykluczyć, że w przyszłości będą kolejne dymisje, być może minister sprawiedliwości Jarosław Gowin, minister zdrowia Bartosz Arłukowicz - spekuluje Mularczyk.
- Ludzie są już zmęczeni ciągłymi kłamstwami premiera Tuska i nierealizowaniem obietnic wyborczych, a wręcz przeciwnie - realizowaniem projektów, które nie były obietnicami wyborczymi - ocenił.
"Mnóstwo słabych punktów. Najsłabszy - Tusk"
- Rząd jest w kryzysie spowodowanym m.in. nieodpowiednim doborem, często niekompetentnych, ministrów - tak o 100 dniach gabinetu Donalda Tuska mówi szef PiS Jarosław Kaczyński.
- Wołowej skóry nie starczy, żeby spisać to co się nie udało. Cały czas mamy nowe wydarzenia, które są dowodem na - łagodnie mówiąc - małą sprawność rządu - powiedział Jarosław Kaczyński poproszony o ocenę dokonań rządu.
Jak zauważył, są "objawy zdenerwowania, dezintegracji, zszarpanych nerwów, które pokazują, że rząd przeżywa bardzo ciężki kryzys". Według lidera PiS źródłem kryzysu rządu jest jego skład. - To jest rząd, który w oczywisty sposób nie odpowiada, jeśli chodzi o kwalifikacje swoich członków, tym wyzwaniom, przed którymi każdy polski rząd by stał - zaznaczył Kaczyński. - Rząd ma mnóstwo słabych punktów, ale najsłabszym jest Donald Tusk - dodał.
Według szefa Komitetu Wykonawczego PiS Joachima Brudzińskiego, jakiejkolwiek dziedziny życia byśmy dotknęli - za każdym razem można stwierdzić, że "jest dramatycznie". - Mamy likwidowane szkoły, mamy coraz więcej obowiązków, przerzucanych na ramiona samorządów, bez kierowania na nie środków finansowych, mamy rozpaczliwą próbę premiera ratowania wizerunkowo swojej twarzy, a kończy się to tak kabaretowo, jak siedmiogodzinna debata z internautami w sprawie ACTA - zauważył.
- Wręcz nikczemność, to przerzucenie na kieszenie pacjentów współfinansowania za leki niejednokrotnie ratujące życie - dodał poseł.
Zdaniem polityka PiS, "osinowym kołkiem przebijającym nieudolne serce PO" będzie wykluczenie ludzi najuboższych. - Diagnozuję to, co dzieje się wokół emerytur, nie jako determinację premiera, by ratować system ubezpieczeń społecznych za lat 20 czy 30, ale rozpaczliwą próbę przyklejenia łatki "Donalda-reformatora" - mówił Brudziński.
- Donald Tusk wie, że gwałtownie traci poparcie, wie, że jest o włos od przekroczenia granicy kompromitacji i błazeństwa z tymi wszystkimi nominacjami personalnymi, więc z taką determinacją idzie, jak kamikadze na zderzenie, w sprawie podwyższenia wieku emerytalnego - ocenił Brudziński.