"Płynie ta woda do nas, czy już nie?". Ostatnia wieś przed odciętym od świata Lewinem Brzeskim
"Nie śpimy od czterech nocy. Człowiek cały czas patrzy, czy znowu nie idzie powódź. Niektórzy nie wytrzymują psychicznie". Magnuszowice to ostatnia wieś przed Lewinem Brzeskim, który znalazł się pod wodą.
Pan Władysław: Do Lewina Brzeskiego pan nie dojedzie. Tutaj zaraz stoi straż pożarna, droga zablokowana.
Pani Władysława, jego żona: Ale wszystko ma pan w internecie: relacje świadków, pełno zdjęć. My wiemy dużo z telewizji. I ze słyszenia. Bo ludzie gadają. Ponoć w niektórych miejscach woda na dwa metry. Tragedia.
On ma rację: Lewin Brzeski - niespełna sześciotysięczne miasto w województwie opolskim - leży kilka kilometrów za Magnuszowicami, ale dojechać się nie da. Kilometr przed miejscowością wąska asfaltowa droga nagle znika pod wodą.
Ona też się nie myli: "ludzie gadają". O Lewinie Brzeskim mówi od dwóch dni cała Polska.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Fala kulminacyjna zbliża się do Oławy. "Czekamy na najgorsze"
Miasto pod wodą
Miasto położone poniżej ujścia Nysy Kłodzkiej do Odry zostało w 90. proc. zalane i niemalże odcięte od świata - można do niego dotrzeć jedynie od strony Brzegu, pozostałe drogi są nieprzejezdne. Brakuje prądu, są ogromne problemy z zasięgiem.
- W akcji ewakuacyjnej bierze udział 304 strażaków, którzy pływają na łodziach od domu do domu, zachęcając do ewakuacji. Do tej pory ewakuowano 380 osób, które znalazły schronienie w szkołach podstawowych w Brzegu i Łosiowie - mówiła w poniedziałek na posiedzeniu sztabu kryzysowego wojewoda opolski, Monika Jurek.
- Poziom wody powoli się stabilizuje. Sytuacja jest dynamiczna. Strażacy, ratownicy i wojsko ewakuowali we wtorek część mieszkańców. W nocy z wtorku na środę będziemy na łodziach monitorowali miasto - zapowiadał w rozmowie z Wirtualną Polską kpt. Łukasz Nowak, rzecznik prasowy opolskiego komendanta wojewódzkiego Państwowej Straży Pożarnej.
- Po zmroku nie ma mowy o masowej ewakuacji. W ciemności byłoby to zbyt ryzykowne. W środę będziemy kontynuować akcję - tłumaczył.
Pierwsza woda
Późny wtorkowy wieczór. Magnuszowice.
W ciemności błyskają światła kilku wozów strażackich, które odpompowują wodę z najbardziej zalanych domów. Pod płotami rzędy białych worków. Ulica praktycznie pusta. Tylko pan Władek i pani Władysława siedzą przed domem, czujnie obserwując otoczenie. On - czapka z daszkiem, sumiasty wąs, bluza dresowa - usadowił się na worku. Ona - drobna postura, krótkie włosy, sweter w paski - nie może usiedzieć na miejscu.
- Lepiej pilnować. Cztery noce już nie śpimy. Człowiek co jakiś czas zagląda: płynie ta woda do nas, czy już nie?
Opowiedzą, jak było.
On: Noc z niedzieli na poniedziałek to była masakra. O Jezu, ile wody szło! Trzeba było rano przyjechać, to by pan zobaczył. Pierwsza woda we wsi przyszła właśnie do nas, bo tu dołem idzie przepust. Było jakieś trzydzieści centymetrów. Fundamenty domu na pewno uszkodzone, ziemia rozmokła. A że są pęknięcia jeszcze z poprzedniej powodzi, sprzed trzech lat, kto wie, czy budynek wytrzyma. Nie wiem, czy się nie rozsypie.
- Pan mi da chwilę, to policzę. Dwa, trzy, cztery... sześć domów u nas zalało. Jak pan pójdzie do końca wioski, to tam jest dom, gdzie woda stała po pas. A u nas przed chwilą byli strażacy, znowu wypompowywali. Pomogli, ile pomogli. Ale człowiek musi też sobie radzić sam.
Ona: Teraz tego nie widać, bo ciemniutko - zaraz za tymi drzewami jest łąka. A teraz normalnie płynie tam woda jak w rzece! Dwa dni temu nie mogliśmy się nigdzie ruszyć, bo wszystkie drogi wkoło były zamknięte. Potrzebowaliśmy pięć przyczep worków, żeby się bronić przed żywiołem.
On: 120 ton piachu poszło! Ale co pan zrobisz, jak taki kataklizm idzie. Worki można sobie układać, a i tak nie da się tego zatrzymać. I jest w człowieku strach.
Dni się zlewają
Ona: Całą noc prądu nie mieliśmy. Włączyli dopiero dzisiaj. A z tego ciągłego niespania już się dni zlewają. Co jest dzisiaj, poniedziałek czy wtorek?
On: Wtorek. W poniedziałek cały czas się woda podnosiła. O, tyle do skrzynki z prądem zabrakło. Ja z zawodu elektryk. Mówię pani sołtysowej: można włączyć prąd z innej podstacji. No i, tak jak mówi żona, we wtorek koło 15:00 włączyli. Ale żeby nie było - pani sołtysowa działa bardzo sprawnie. Worków brakowało, to w moment załatwiła. Teraz znowu ruszyła gdzieś w teren.
Magnuszowice mają około 300 mieszkańców.
- Późno już, więc mało kogo widać. Kilka godzin wcześniej tu był spory ruch. Dużo młodych. Nosili worki, analizowali sytuację.
Ona: My przecież ostatnia wioska przed Lewinem Brzeskim. Niby nas tak odciąć nie może, ale tyle tych informacji, że człowiek się gubi. Kto mi powie, że powódź na pewno nie wróci? Jak to się mówi, na dwoje babka wróżyła. Ciężko jest. Niektórzy się w wiosce załamują, psychicznie nie wytrzymują. Co jakiś czas powódź, a przecież lata lecą, siły już nie te. Ledwo stoję na nogach. Mąż dziś rano zasłabł.
On: Stałem tutaj, zakręciło mi się w głowie, przytrzymałem się płotu. Zdrowie faktycznie nie takie, jak kiedyś. Biodro do wymiany, ale na operację na razie nie pójdę. Znajomy był, nie do końca się udała, długo dochodził do siebie. Mówił: jak nie musisz, to nie idź. Posłucham go.
- Mam 70 lat. Przeżyłem już dwie powodzie, to i tę przeżyję.
Ona: Na razie trzeba iść na kolację. I starać się normalnie żyć. Bo co człowiek ma niby robić w takiej sytuacji? Załamać ręce i płakać?
On: Nic to nie da. To już lepiej działać. Albo siedzieć i pilnować.
Dariusz Faron, dziennikarz Wirtualnej Polski
Masz zdjęcie lub nagranie, na którym widać skutki ulew? Czekamy na Wasze materiały na dziejesie.wp.pl