Płk Polko: nie czuję się zużyty
(RadioZet)
Gościem Radia Zet jest 41 – letni emeryt, bohater „Playboya”, były szef GROM – u, Roman Polko. Witam, Monika Olejnik. Dzień dobry Pani, dzień dobry Państwu. Na rozkładówce „Playboya” nie byłem i za bohatera się nie uważam. Ale tak naprawdę to dlaczego Pan odszedł i zostawił swoich ludzi z GROM – u? Wczoraj na konferencji prasowej na ul. Klonowej w Ministerstwie Obrony Narodowej wyraźnie powiedziałem. Czułem, co jest faktem, że przestałem mieć wpływ na decyzje, które wiązały się z rozwojem tej jednostki. Byłem też wyłączany z procesu informacyjnego, a nie zostałem pozbawiony odpowiedzialności za tę jednostkę. W takiej sytuacji jedynym wyjściem było poproszenie o zwolnienie do cywila. Kto chciał Pana pozbawić wpływu na jednostkę GROM – u? Trudno wskazać kogoś personalnie i nie będę czynił takich starań, ale w ostatnim czasie został powołany zespół autorski, którego zadaniem było zbudowanie koncepcji sił specjalnych. Ten zespół autorski składał się z czternastu osób. Wśród tych czternastu osób nie znalazł się
żaden żołnierz GROM – u, a było wśród nich ponad dziesięciu oficerów Sztabu Generalnego, po jednym przedstawicielu z wojsk lądowych, marynarki wojennej i wojsk lotniczych. Proszę powiedzieć, jeśli coś działa dobrze, to po co zmieniać? Czy GROM działał dobrze? To było również jednym z moich powodów, ponieważ duże sukcesy odnoszone w ostatnich działaniach jednostki, myślałem, że skłonią moich przełożonych do specjalnego jednak traktowania tej specjalnej jednostki. Czekałem na to, żeby udowodnić swoją przydatność, ponieważ pamiętałem słowa dowódcy sił specjalnych Stanów Zjednoczonych, który powiedział mi w Garmisch - Partenkirchen na konferencji, że Amerykanie mieli podobne problemy rozwijając swoje siły. Kiedy życie pokazało jednak, że są przydatni, że dobrze realizują swoje zadania nagle wszystkie drzwi stanęły przed nim otworem. Składając wypowiedzenie w styczniu ubiegłego roku liczyłem się z tym, że rzeczywiście swoim działaniem przekonamy przełożonych do tego, aby traktować nas jednak inaczej. Tak się nie
stało. Inaczej to znaczy – jak? Jakie Panowie chcieli mieć przywileje? Nie chodzi o przywileje, tylko o inne traktowanie. Żołnierze jednostek regularnych muszą działać według określonych standardów i regulaminów. Działają w dużych formacjach, które muszą się doskonale rozumieć i muszą się zazębiać. Żołnierze sił specjalnych realizują zadania w inny sposób. Działają bardzo często w odosobnieniu, muszą wykonać zadanie nawet, gdy są oderwani czy nie działają w zespole, w którym rozpoczynali realizację tego zadania. Każdy musi mieć doskonałą świadomość celu jaki musi osiągnąć, możliwość kreatywnego myślenia i działania polegającego na tym, że taki żołnierz potrafi sam podjąć decyzję o tym w jaki sposób to zadanie zostanie zrealizowane. Panowie chcieli mieć sami władzę, sami sobą rządzić i nikomu nie podlegać? Nie. Na pewno nie. Jednostka podlega ministrowi obrony narodowej i chcieliśmy tę podległość mieć. Ta podległość jest jednak, nawet po moim odejściu z jednostki, nieprecyzyjna, bo podlega ministrowi obrony
narodowej. W czasie pokoju siłami zbrojnymi w imieniu ministra dowodzi szef Sztabu Generalnego. Działania koordynuje asystent szefa Sztabu Generalnego ds. Operacji Specjalnych. Zadania spływają do mnie z Generalnego Zarządu Operacyjnego Sztabu Generalnego. Oprócz tego jest jeszcze komórka zwana Oddziałem Operacji Specjalnych, która w okresie kiedy ja dowodziłem - od momentu powstania - nie przygotowała nawet jednego ćwiczenia dla jednostki. Nie przeprowadziła i nie uczestniczyła w tych ćwiczeniach, nie opracowała żadnych uregulowań standardowych procedur działania, które pozwoliłyby nam funkcjonować. Przez cztery lata był Pan szefem GROMU – u i było dobrze, więc o co chodzi? Nie chcę tu wchodzić w szczegóły. Kryją się one w dokumentach o charakterze niejawnym, które znajdują się w jednostce. Będą z nimi zapoznani posłowie sejmowej komisji ds. obrony narodowej i zobaczą czy przez te cztery lata było dobrze czy nie. Dobrze, bo jednostka okazała się skutecznym narzędziem do prowadzenia działań. Pułkownik
Gnatowski określił pana mianem kłamcy. Powiedział, że pan kłamie, bo brał Pan udział w planach rozwoju jednostki i, że ma Pan selektywną pamięć. Taki młody człowiek i selektywna pamięć? Bardzo mi przykro, że płk Gnatowski, którego szanuję w taki sposób się wypowiada. Jeżeli przeczytałby rozkaz szefa Sztabu Generalnego z 7 listopada 2003 roku, zobaczyłby tam skład zespołu autorskiego powołanego do opracowania koncepcji sił specjalnych. Jest tam czternaście osób, jest tam płk Sapierzyński, nie ma nikogo z GROM – u. Z wypowiedzi ministra obrony narodowej można było wysnuć wniosek, że Pan się trochę wyczerpał, bo to jest wyczerpujące stanowisko, no i że pieniądze były też ważne, bo przechodząc na emeryturę ma Pan więcej pieniędzy, niż zostając. Zużył się Pan czy się nie zużył? Nie czuję się zużyty. Myślę, że jeszcze mam coś w życiu do zrobienia i uda mi się coś pożytecznego zrobić. W każdym razie nie mam zamiaru włożyć ciepłych kapci i leżeć przed telewizorem. Obietnice, które dostawałem przed zwolnieniem były
takie, że dostałbym jeszcze podwyżkę, według nowej ustawy. Pieniądze nie są jednak czynnikiem decydującym, jeśli chodzi o moje funkcjonowanie. Czynnikiem decydującym jest to, żeby na organizację, która mi podlega, mieć wpływ realny, a nie wirtualny. Dla kogo solą w oku jest GROM? Co jakiś czas są perturbacje z GROM – em. Pana poprzednik chciał zrobić z GROM – u piechotę. Kiedy rozmawialiśmy podczas misji pokojowej z gen. Petersonem, a potem Sanchezem, cały czas pojawiał się jeden motyw – brak zrozumienia. Jeżeli coś jest inne, a ktoś jest przyzwyczajony do innego rodzaju działania, to najłatwiej to odrzucić. GROM jest trudnym narzędziem. Nie jest łatwo go zrozumieć. Myślę, że z powodu niezrozumienia jest odrzucany. Kto tak naprawdę nie lubi GROM – u? Sztab Generalny? Pani chce koniecznie wymusić na mnie wymienienie konkretnych ludzi. W mojej ocenie w tym systemie jest jakiś wirus. Znam w sztabie ludzi, których bardzo cenię, szanuję. Z niektórymi kończyłem podyplomowe studia operacyjno – strategiczne. Ci
ludzie boją się lub nie mogą realizować swoich własnych przemyśleń. Tak jakby przekraczając bramę tej instytucji zamykały im się niektóre szare komórki lub też odwagę zostawili gdzieś przed wejściem do tego budynku. Czy nie boi się Pan tego, że GROM się rozpadnie? Paradoksalnie wierzę w to, że sytuacja, która teraz ma miejsce pomoże w rozwoju tej jednostki. Jest nowy dowódca, płk Sapierzyński, który z pewnością będzie działał w kierunku rozwoju tej jednostki, a nie na jej szkodę. Z mojej strony, jeśli tylko będzie chciał, uzyska pomoc, z której może skorzystać, ale nie musi. Nie zostanie Pan najemnikiem? Nie będzie Pan u gen. Sancheza? Prasa o tym pisała, chociażby „Fakt”. Miał Pan występować w programie Lary King’a. Co jest tutaj prawdą? Jest dużo nieporozumień. Nazwano mnie najemnikiem, ponieważ miałbym gdzieś funkcjonować w obcym mundurze. Można realizować zadania dla dobra kraju będąc w ubraniu cywilnym. Można być związanym ze służbami mundurowymi również będąc w ubraniu cywilnym. Miał Pan przyjąć
propozycję od ministra Siwca w BBN – ie. Najpierw Pan to zrobił, potem odrzucił. Dlaczego? Wstępnie powiedziałem, że zgadzam się, ale po przemyśleniach doszedłem do wniosku, mówiąc bardzo otwarcie, że to nie jest najlepsze wyjście, ponieważ problem w zasadzie nie ujrzałby światła dziennego i w jakiejś formie zdradziłbym swoich żołnierzy. To co skłoniło mnie do wypowiedzenia - straciłoby na znaczeniu. Ale jeszcze może pan wrócić do GROM – u. Nie mówi Pan „nie”? „Nigdy nie mów nigdy” – to jest moja zasada. Moje wykształcenie predestynuje mnie z pewnością do zajmowania stanowisk, które związane są ze służbami mundurowymi – obojętnie czy w cywilu czy w mundurze. Zwany jest Pan Wołodyjowskim. Przed programem powiedział mi Pan, że ma dwunastoletniego syna, który nie chce się z Panem bawić żołnierzykami, niestety... Nie wiem dlaczego. Jest mi z tego powodu przykro. Z pewnością jednak nie będę mu narzucać swojego sposobu myślenia. Dziękuje bardzo. Gościem Radia Zet był płk Roman Polko. Dziękuje bardzo.