Planował ucieczkę do Włoch. Kulisy zatrzymania "Blachy" przez policję
Jak ustaliła nieoficjalnie Wirtualna Polska, Bartłomiej B. ps. "Blacha", który uciekł z zakładu psychiatrycznego i w środę został zatrzymany przez policję, planował dostać się do Włoch. - W pustostanie, w którym go namierzono, chciał spędzić noc i ruszać w kierunku Słowacji, a później dalej uciekać na południe - mówi WP oficer policji, znający kulisy sprawy.
17.10.2024 | aktual.: 17.10.2024 17:30
- Trochę to trwało, ale teren poszukiwań był bardzo duży. Wystawiliśmy duże siły policyjne. Oddziały prewencji, psy tropiące, śmigłowiec i drony. Finalnie 34-letni Bartłomiej B. został namierzony operacyjnie. Działaliśmy równolegle z policjantami, którzy go fizycznie szukali. Poszukiwanego zbiega wytropili i zatrzymali na Podkarpaciu "łowcy głów" - policjanci z Wydziału Poszukiwań i Identyfikacji Osób Komendy Wojewódzkiej w Lublinie oraz w Rzeszowie - mówi Wirtualnej Polsce rzecznik KWP w Lublinie nadkom. Andrzej Fijołek.
Przypomnijmy, zbiegły z zakładu psychiatrycznego zabójca został zatrzymany w środę późnym popołudniem na terenie powiatu strzyżowskiego. Mężczyzna ukrył się na terenie niezamieszkanej posesji. 150 kilometrów od miejsca ucieczki. Bartłomiej B. zbiegł ze szpitala psychiatrycznego w Radecznicy (pow. zamojski) w nocy z 6 na 7 października. Mundurowi z Lublina i Rzeszowa ustalili, że po ucieczce ze szpitala udał się do Rzeszowa, a następnie do miejscowości Żarnowa na północ od Krosna.
- W trakcie poszukiwań pojawiło się zgłoszenie, że ktoś ukradł samochód, poruszał się nim, a na końcu zostawił auto i kluczyki w środku. Okazało się, że stał za tym poszukiwany Bartłomiej B. Ten samochód pojawił się w Rzeszowie. I policjanci skoncentrowali swoją uwagę na stolicy Podkarpacia. Miasto jest monitorowane, więc było łatwiej o punkt zaczepienia - mówi Wirtualnej Polsce oficer policji, znający kulisy sprawy.
I jak dodaje, po zgłoszeniach mieszkańców i grzybiarzy, policjanci mieli niemal pewność, że "Blacha" przemieszcza się z Lubelszczyzny na Podkarpacie.
- Podejrzewaliśmy, że będzie chciał przekroczyć granicę i pójść dalej na Słowację. Prędzej czy później wiadomo było, że musi wyjść z lasu. W lesie w październiku ciężko jest przetrwać. Nie ma pożywienia, nie ma wody. Musiał szukać opuszczonych zabudowań. I w takim pustostanie został zatrzymany. Były tam rzeczy, m.in. ubrania, w które się przebrał. Podczas zatrzymania był zaskoczony – ujawnia policyjny informator.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Mężczyzna jest podejrzany o zabicie brata i ojca. Do szpitala trafił z aresztu tymczasowego w Zakładzie Karnym w Zamościu.
- Zakładał, że uda mu się przejść przez granicę i dotrzeć na Słowację. Przy sobie miał mapę Polski, którą zdobył gdzieś po drodze. Chował się na poddaszu w pustostanie, drogi ucieczki już nie miał. Przyznał się, że przez Słowację zamierzał pójść dalej i dostać się do Włoch. Pieniędzy nie miał. Próbował zdobywać jedzenie po śmietnikach, przy gospodarstwach czy obok marketów - mówi WP oficer policji.
I jak dodaje, w trakcie ucieczki przemieszczał się po lasach, w nocy wzdłuż bocznych dróg.
- Mieliśmy zgłoszenie od kierowcy, który prawdopodobnie widział go, jak wędruje przy jednej z tras. Kiedy auto się zatrzymało, pobiegł do lasu. Łącznie dostaliśmy kilkadziesiąt zgłoszeń. Było też takie, że ktoś się włamał do mieszkania. Ale nic nie zginęło, tylko karma dla zwierząt. Też podejrzewaliśmy, że mógłby to być on. To, że uciekał i ukrywał się przez 10 dni, wskazuje na jego desperację. Mając świadomość, że prawdopodobnie spędzi resztę życia w więzieniu, był na tyle zdeterminowany, że mimo chłodu i głodu potrafił przetrwać - opisuje kulisy ucieczki policjant.
I jak ujawnia, prawdopodobnie nie miał żadnych pomocników.
- Nie szukał pomocy, a wręcz przeciwnie - chciał pozostać niezauważony. Chciał spędzić noc w pustostanie, a później kontynuować ucieczkę w kierunku Słowacji - mówi nam oficer policji.
Jak informowało RMF FM, Bartłomiej B. trafi do zakładu w Zamościu. Wcześniej został tam aresztowany w związku z podejrzeniem o zabójstwo brata i ojca. Pod koniec września mężczyzna targnął się na własne życie, dlatego trafił z aresztu do szpitala psychiatrycznego, z którego uciekł.
Bartłomiej B. podejrzany jest o to, że w lipcu w miejscowości Zagumnie (woj. lubelskie) zaatakował siekierą swojego 45-letniego brata i 65-letniego ojca. Młodszy z mężczyzn zmarł na miejscu. Starszy trafił do szpitala, gdzie przez niemal dwa miesiące lekarze walczyli o jego życie. Nie zdołali go jednak uratować.
W akcję poszukiwania zbiega zaangażowanych było ok. 300 policjantów, śmigłowiec, drony i psy służbowe. Na drogach ustawiono posterunki kontrolne. W poszukiwaniach brali udział także funkcjonariusze służby więziennej.
Sylwester Ruszkiewicz, dziennikarz Wirtualnej Polski