PKW zdecydowała, czyli wygrana prawa nad sprawiedliwością [OPINIA]
Decyzja Państwowej Komisji Wyborczej, która powinna poskutkować wypłatą pieniędzy Prawu i Sprawiedliwości, jest zgodna z prawem. Jednocześnie jest niesprawiedliwa, bo trzeba być politycznie oczadziałym, by nie widzieć, że PiS wykorzystywał państwowy aparat do wyborczej promocji - pisze dziennikarz WP Patryk Słowik.
Tekst powstał w ramach projektu WP Opinie. Przedstawiamy w nim zróżnicowane spojrzenia komentatorów i liderów opinii publicznej na kluczowe sprawy społeczne i polityczne.
Sama końcówka roku, ludzie ledwo co przetrawili świąteczne pierogi, wiele osób na urlopach, a tu taka niespodziewana bomba polityczna. Państwowa Komisja Wyborcza przyjęła sprawozdanie finansowe komitetu PiS-u - czterech członków komisji było za, trzech przeciw, dwóch się wstrzymało.
To oznacza, że minister finansów Andrzej Domański, zgodnie z prawem, powinien PiS-owi wypłacić pieniądze. Całe morze pieniędzy. Czy wypłaci - to się dopiero okaże.
Prawo i niesprawiedliwość
Po decyzji PKW komentarze są od ściany do ściany. Jedni triumfują i przekonują, że oto dostaliśmy dowód na to, że polityczna hucpa Donalda Tuska zakończyła się dla premiera fiaskiem. A pieniądze nam - znaczy się: PiS-owi - się po prostu należały, jak to niegdyś stwierdziła premier Beata Szydło.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Cyberbezpieczeństwo w UE. "To zawsze jest wyścig"
Inni uważają, że decyzja PKW jest fatalna. Roman Giertych, poseł Koalicji Obywatelskiej, najchętniej widziałby część członków komisji w zakładzie karnym, a przynajmniej z zarzutami. Niektórzy zwolennicy Koalicji Obywatelskiej umieszczają w internecie zdjęcia dwóch członków wybranych z rekomendacji KO i obrzydliwie ich wyzywają.
A ja, skromny żuczek-pismaczek, chcę Wam powiedzieć, że w decyzji dotyczącej Prawa i Sprawiedliwości jest dużo prawa. I jest mało sprawiedliwości. Blisko mi do poglądu prof. Ryszarda Balickiego, jednego ze "zdrajców", który Wirtualnej Polsce powiedział tak: "Nie można patrzeć na PKW przez pryzmat czystej polityki. PKW jest organem, który działa w oparciu o normy prawne i tak podejmuje swoje decyzje. Politycy mogą więcej, mogą inaczej. My jesteśmy prawnikami, którzy działają w ramach Kodeksu wyborczego".
Jednoznaczne prawo
Przepisy Kodeksu wyborczego są jasne. Zgodnie z art. 145 par. 1 Kodeksu wyborczego od decyzji Państwowej Komisji Wyborczej można wnieść skargę do Sądu Najwyższego. Komitet PiS-u od niekorzystnej dla siebie decyzji skargę wniósł.
Zgodnie z art. 26 par. 1 pkt 2 ustawy o Sądzie Najwyższym skargę od uchwały Państwowej Komisji Wyborczej rozstrzyga się w Izbie Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych SN. Izba ta sprawę rozstrzygnęła - po myśli PiS-u.
Art. 145 par. 6 Kodeksu wyborczego stanowi zaś jednoznacznie: jeśli Sąd Najwyższy uzna skargę, PKW ma obowiązek przyjąć sprawozdanie finansowe. Nie ma możliwości, żeby sprawozdanie pozostało odrzucone. Innymi słowy, w świetle obowiązującej ustawy musiała zapaść taka decyzja, która właśnie zapadła.
PKW nie jest organem, który może oceniać, czy dane osoby zasiadające w Sądzie Najwyższym są sędziami, czy nie są. I dobrze, bo absurdem byłoby, gdyby organy oceniały, czy sąd orzekający w sprawach decyzji tychże organów ma prawo wyrokować, czy nie. Do PKW trafia orzeczenie - orzeł się zgadza, pieczęć się zgadza, na stronie internetowej Sądu Najwyższego podpisani pod orzeczeniem są wskazani jako sędziowie. Kropka.
PKW w ostatnich miesiącach wielokrotnie takie założenie przyjmowała, uznając orzeczenia zapadłe w izbie kontroli SN (między innymi w sprawie Konfederacji i Porozumienia Jarosłąwa Gowina). W świetle prawa - nie było innego wyjścia niż przyjąć sprawozdanie komitetu PiS-u.
Jednoznaczna niesprawiedliwość
Ale prawo nie zawsze musi iść w parze ze sprawiedliwością. W tym wypadku - moim zdaniem - nie szło. Prawo i Sprawiedliwość dość nachalnie wykorzystywało zasoby państwa do przedwyborczej promocji.
Czym innym bowiem były niewłaściwe praktyki w Rządowym Centrum Legislacji kierowanym przez polityka PiS Krzysztofa Szczuckiego? Jak oceniać spot Zbigniewa Ziobry, który niby wyborczy nie był, ale w praktyce promował polityka tuż przed wyborami? Czymże było reklamowanie projektów PiS-u podczas pikników finansowanych ze środków publicznych, jeśli nie promocją partii? Przykłady można by mnożyć.
Dla jasności: nie PiS pierwszy i nie ostatni wykorzystuje państwowe zasoby do promocji wyborczej. Nie trzeba mnie przekonywać, że inni też to robią - czasem na większą skalę, a czasem na mniejszą. Nie zmienia to jednak faktu, że skoro partia Jarosława Kaczyńskiego wykorzystywała zasoby państwa do niewłaściwej promocji wyborczej, to powinna ponieść konsekwencje. Wiele wskazuje na to, że nie poniesie.
To mi się - przyznaję - nie podoba. Chciałbym bowiem państwa, które traktuje obywateli poważnie. A żeby tak się stało, państwo musi też skutecznie rozliczać nieprawidłowości, których dopuszczają się ludzie państwowego majestatu i sakiewki nadużywający.
Guzik ministra
Inna rzecz, że serial o pieniądzach dla Prawa i Sprawiedliwości jeszcze się nie zakończył. PKW podjęła decyzję, ale w uchwale zaznaczyła, że "nie przesądza przy tym, iż IKNiSP SN jest sądem w rozumieniu Konstytucji RP i nie przesądza o skuteczności orzeczenia". To forma przerzucenia odpowiedzialności na ministra finansów Andrzeja Domańskiego. On bowiem trzyma kasę i on ostatecznie weźmie na swe barki ciężar decyzji: czy PiS-owi dziesiątki milionów zł wypłacić, czy też nie wypłacać.
Jeżeli minister finansów jest konsekwentny w swych poglądach, pieniądze wypłaci. Ministerstwo Finansów w listopadzie 2024 r. wskazało bowiem oficjalnie, że "Minister Finansów zgodnie ze swoją właściwością nie dokonuje merytorycznej oceny przesłanek, będących podstawą rozstrzygnięcia PKW", a "pełni jedynie formalną i techniczną funkcję w procesie przekazywania środków subwencji". Mówiąc prościej: jest uchwała, minister naciska guzik i przelew idzie. Ale czy w tej sprawie można o czymkolwiek mówić prościej?
Bądź co bądź Koalicja Obywatelska obiecywała swoim wyborcom rozliczenia, a kwestia finansów PiS-u była istotnym elementem dla wielu osób. Sam Donald Tusk, jak i wielu członków jego partii, wskazywało, że skoro była wina, musi być kara. Tuż po decyzji PKW premier napisał na Twitterze, że według niego uchwała PKW oznacza "pieniędzy nie ma i nie będzie". Czy w takiej sytuacji można wcisnąć guzik równoznaczny z brakiem kary?
Z drugiej strony, czy można zlekceważyć nie tylko orzeczenie izby Sądu Najwyższego, której rządzący nie uznają, lecz także decyzję Państwowej Komisji Wyborczej, która to komisja - przynajmniej do dziś - uznawana była?
Jedno wiemy na pewno: serial trwa. Zaś ci, którzy uważają, że decyzja PKW pozwoli rozładować napięcie i spokojnie przeprowadzić przyszłoroczne wybory prezydenckie, jeszcze zobaczą, ile zwrotów akcji przed nami.
Patryk Słowik, dziennikarz Wirtualnej Polski