PiS zapowiadało walkę z przestępczością, a 40 tys. skazanych jest na wolności
Ponad 40 z 45 tys. wszystkich skazanych na karę więzienia chodzi właśnie po ulicach – wynika z najnowszych danych Służby Więziennej. Przestępcy nie zgłaszają się do więzienia, bo nic im za to nie grozi.
- Będzie bezpieczniej i sprawiedliwiej - mówiła premier Beata Szydło, ogłaszając rok temu wraz ze Zbigniewem Ziobrą połączenie funkcji ministra sprawiedliwości i Prokuratora Generalnego. Czy jest bezpieczniej? Niestety, policja nie dysponuje aktualnymi danymi. Najnowsze dotyczą pierwszego kwartału ubiegłego roku.
Na 31 grudnia 2016 r. do więzienia powinno trafić 45 145 osób. Okazuje się jednak, że 40 tys. skazańców, czyli niemal 90 proc., nie stawiło się w terminie do odbycia kary i przebywa na wolności. Ta liczba pozostaje na niezmienionym poziomie od kilku lat.
Nie są to na szczęście osoby z najwyższymi wyrokami. Takie najczęściej przebywają w areszcie już w czasie procesu i stamtąd trafiają do zakładu karnego. - Wśród wyroków z wyznaczonym terminem stawienia się do odbycia kary najwięcej jest kar krótkoterminowych, blisko 15 tys. stanowią kary zastępcze do 1 miesiąca - mówi Wirtualnej Polsce mjr Elżbieta Krakowska, rzecznik Dyrektora Generalnego Służby Więziennej.
Skazani nie trafiają na czas do więzienia nie dlatego, że nie ma miejsc. Stan zaludnienia w polskich zakładach karnych sięga obecnie 86,7 proc. Służba Więzienna wyjaśnia, że aż 90 proc. skazanych po prostu "nie stawiło się do odbycia kary, pomimo upływu terminu."
Przestępcy nie zgłaszają się do więzienia, ponieważ nic im za to nie grozi. - Służba Więzienna otrzymuje z sądu informację o wyroku z wyznaczonym terminem stawienia się do odbycia kary. Jeżeli skazany nie zgłosi się wyznaczonym terminie, trzeciego dnia roboczego powiadamiany jest o tym sąd. I to on decyduje o dalszym postępowaniu - wyjaśnia mjr Elżbieta Krakowska.
Wówczas skazany trafia do bazy poszukiwanych. - Sąd wydaje postanowienie o przymusowym doprowadzeniu do zakładu karnego. Skazany jest wpisany na listę poszukiwanych. Komenda właściwa dla ostatniego miejsca zamieszkania takiej osoby przejmuje sprawę. W każdej jednostce są funkcjonariusze, którzy zajmują się doprowadzaniem skazanych do zakładu karnego - mówi Wirtualnej Polsce mł. Insp. Joanna Kącka, rzecznik prasowy Wojewódzkiego Komendanta Policji w Łodzi. Jak nieoficjalnie dowiedzieliśmy się w policji, odnalezienie i doprowadzenie przestępcy zajmuje od kilku tygodni do kilku miesięcy. - Skazani najczęściej ukrywają się u rodziny i znajomych. Dużo rzadziej uciekają za granicę. Gdy poszukiwania się przedłużają, wystawiony zostaje list gończy - mówi proszący o anonimowość policjant z Warszawy.
PiS uważa, że to wina sędziów. - To władza sądownicza odpowiada za taki stan rzeczy. Sądy są opieszałe i brakuje im konsekwencji w kontekście wyroków. Przecież to właśnie sądy sprawują nadzór nad wykonywaniem kar - mówi poseł PiS Krzysztof Lipiec z sejmowej komisji sprawiedliwości. - Być może trzeba będzie znaleźć rozwiązanie prawne, by rozwiązać problem tego, że tylu więźniów nie trafia do więzień - dodaje.
Były minister sprawiedliwości w rządzie PO-PSL Borys Budka ma nawet rozwiązanie. - Należy lepiej monitorować skazanych. Być może dobrym rozwiązaniem byłoby wprowadzenie obowiązku częstego stawiania się na komendzie osoby, która ma trafić do więzienia. Trzeba skuteczniej egzekwować wykonywanie wyroków - mówi Wirtualnej Polsce.