PiS: wyjaśnić sprawę podróży młodego Tuska do Chin!
PiS apeluje do premiera Donalda Tuska, by wytłumaczył się z zarzutów dotyczących zeszłorocznej podróży jego syna Michała do Chin, zwłaszcza z tego, że za jego pobyt tam płaciła firma, do której należy konsorcjum Covec budujące do niedawna autostradę A2 w Polsce. Michał Tusk przesłał Wirtualnej Polsce oświadczenie, w którym wyjaśnia przebieg i motywy swojej wizyty w Państwie Środka.
27.07.2011 | aktual.: 27.07.2011 20:50
Pod koniec zeszłego roku media doniosły, że syn premiera, Michał Tusk, na początku grudnia wziął udział w Chinach w kongresie na temat kolei dużych prędkości, a za jego przelot zapłaciły Polskie Koleje Państwowe. Środowa "Gazeta Polska" napisała, że organizatorem i sponsorem kongresu była firma China Railway Group Limited, do której należy przedsiębiorstwo Covec budujące do niedawna w Polsce autostradę A2.
Według dziennikarzy gazety, to nie koniec skandalu, bowiem firma brata prezesa PKP, który zabrał Tuska do Chin, wykonuje prace energetyczne i telekomunikacyjne na tej samej autostradzie. Gazeta sugeruje tym samym, że syn Donalda Tuska mógł brać udział w potężnym, międzynarodowym przekręcie.
- W normalnym demokratycznym państwie, dużym państwie, takim jakim jest Polska, premier rządu przy takich zarzutach powinien zabrać głos, powinien ocenić tę sytuację i odnieść się do niej. Tak byłoby najlepiej dla standardów. Dlatego apelujemy i wzywamy premiera Donalda Tuska, aby wytłumaczył się z tej podróży życia syna, z tych zarzutów, które się pojawiają - mówił na konferencji prasowej w sejmie Mariusz Kamiński (PiS).
Zapowiedział, że PiS "nie odpuści tej sprawy". Polityk poinformował, że jego ugrupowanie złoży do Najwyższej Izby Kontroli wniosek o przeprowadzenie kontroli w PKP S.A. ws. procedur, standardów i zasad finansowania, tego na jakich zasadach osoby spoza spółki są dołączane do tego typu wyjazdów.
- Chcielibyśmy, aby minister Pitera z takim samym zacięciem, jak badała słynnego dorsza za 7 zł, prześwietliła tę sprawę i zbadała, czy zostały tu zachowane odpowiednie standardy - powiedział poseł PiS.
PiS chce też zwołania nadzwyczajnego posiedzenia sejmowej Komisji Infrastruktury w tej sprawie w sierpniu. Kamiński mówił, że prezesi PKP powinni się odnieść do zarzutów dotyczących tego wyjazdu.
Michał Tusk odpowiada PiS-owi
Michał Tusk odpowiedział Kamińskiemu na łamach portalu "Rynek Kolejowy". "Mariusz Kamiński swoje życiowe wyjazdy ograniczył chyba do Zalewu Zegrzyńskiego, skoro dla niego służbowe kilka dni w Pekinie to podróż życia" - napisał.
Jak zaznaczył, do Chin pojechał jako dziennikarz "Gazety Wyborczej". Jak relacjonował Tusk, zadzwoniła do niego "pani z Biura Kolei Dużych Prędkości" i zapytała, czy chciałby wziąć udział w kongresie KDP. "Dowiedziałem się, że na kongres jedzie też Agnieszka Stefańska, również Robert Wyszyński otrzymał zaproszenie, ale nie mógł z niego skorzystać. To znani dziennikarze zajmujący się koleją, więc stwierdziłem, że wszystko jest w porządku" - stwierdził.
"Wiele osób będzie oczywiście podważać moje prawo jako dziennikarza do takiego wyjazdu (ale innych dziennikarzy pewnie nie). To teraz propozycja, przyznaję, nieskromna. Znajdźcie osobę, niech będzie nawet z 'Rynku Kolejowego'. Zróbmy konkurs wiedzy o kolei. Od tabel SRJP, przez D29 po przepisy, sygnalizację, sytuację w spółkach, rozporządzenia itd itp. Ja podejmę wyzwanie" - komentuje Tusk.
"Nie można doprowadzić życia do absurdu. Pracuję dla siebie. Czegokolwiek bym nie robił jako syn premiera, zawsze można dopatrzyć się w tym jakiegoś przekrętu. Jako dziennikarz, można by się doszukać konfliktu interesów we wszystkim o czym piszę, co ma związek ze spółkami skarbu państwa. Z drugiej strony, pisanie o firmie prywatnej też może narazić na zarzuty" - ocenił syn premiera.
Jak ocenił, taka postawa mogłaby doprowadzić do wniosku, że "osoba będąca synem znanego polityka nie może być dziennikarzem". "Ja jednak postanowiłem nim być i normalnie funkcjonować. Ustaliłem granicę - robię to samo, co inni dziennikarze. Jeśli ktoś płaci za wyjazd to pilnuję, by nie wpłynęło to na jakość tekstów" - deklaruje Michał Tusk.
Jak dodał, nie żałuje wyjazdu. "Dowiedziałem się tam wielu ważnych rzeczy (...)" - zaznaczył. Jednocześnie zapewnił, że następnym razem prawdopodobnie zrezygnuje z podobnego wyjazdu. "Z praktycznego punktu widzenia to jest to jakiś problem dla mojej rodziny. Ja się tym nie przejmuję, mam grubą skórę" - napisał Michał Tusk. Szef Komisji Infrastruktury Zbigniew Rynasiewicz (PO) powiedział, że uważa całą sprawę za "akcję związaną z wyborami", która nie ma nic wspólnego z meritum działalności jego komisji.
Jak zaznaczył, jeżeli wniosek nie będzie zgodny z artykułem 158. Regulaminu Sejmu, to nie zwoła posiedzenia. Zapis ten przewiduje, że na wniosek co najmniej jednej trzeciej posłów komisji jej przewodniczący musi w ciągu miesiąca zwołać posiedzenie.
W skład polskiej delegacji, która w zeszłym roku była w Chinach na kongresie na temat kolei dużych prędkości, wchodzili m.in. wiceminister infrastruktury Juliusz Engelhardt oraz prezes PKP S.A. Andrzej Wach i szef PKP Polskich Linii Kolejowych Zbigniew Szafrański. Wraz z przedstawicielami polskich kolei, do Chin udało się także trzech dziennikarzy. Wśród nich był też Michał Tusk, który jest dziennikarzem trójmiejskiej "Gazety Wyborczej".
Sam Tusk mówił w grudniu, że był w Chinach służbowo. - Nie pierwszy i nie ostatni raz wyjechałem służbowo, bo zawodowo zajmuję się kolejnictwem - mówił w rozmowie portalem tvp.info.
Także w oświadczeniu przesłanym Wirtualnej Polsce po publikacji tekstu "Gazety Polskiej" Michał Tusk napisał, że jego wyjazd do Chin był wyjazdem służbowym. "Oficjalna delegacja PKP nie 'zabrała' ze sobą wyłącznie Michała Tuska, ale także dwóch innych dziennikarzy, specjalizujących się w tematyce transportu kolejowego z ogólnopolskich dzienników wielkonakładowych" - napisał Tusk. Jak dodał, od początku informowano go, że wybrano dziennikarzy, którzy po prostu zajmują się tematem kolejnictwa w mediach niebranżowych.
Tusk zarzucił także dziennikarzom "GP", że nawet nie próbowali się z nim skontaktować, aby wyjaśnić wątpliwości, co do jego uczestnictwa w ważnych rozmowach, dotyczących wejścia kapitału chińskiego na polski rynek w obszarach związanych z kolejami i budownictwem.
"Chaos na kolei, przez to zginęły trzy osoby"
Posłowie PiS podczas konferencji krytykowali też planowaną przez PO akcję informacyjną "Polska w budowie", w której partia chciała chwalić się osiągnięciami infrastrukturalnymi rządu (w ubiegłym tygodniu Platforma wstrzymała te akcję do czasu zinterpretowania jej materiałów przez PKW). Według polityków PiS nie ma się czym chwalić, bo pod tym względem, zwłaszcza na kolei, jest chaos.
- Przez ten bałagan, przez ten chaos zginęły trzy osoby. Przez te zaniedbania, przez to, co się dzieje, pociąg wjechał w dom, w którym byli ludzie i zginęli. "Polska w budowie" to chaos i bałagan. Czas zacząć naprawdę budować, a nie tylko się tym chwalić - mówił rzecznik PiS Adam Hofman.
We wtorek wieczorem trzy wagony pociągu towarowego wbiły się w budynek stacji PKP Strzelce Krajeńskie Wschód (woj. lubuskie), zabijając trzy osoby i niszcząc budynek, w którym były mieszkania. Prawdopodobnie niezabezpieczone wagony stoczyły się z bocznicy.
- Ten wypadek wynika z jednego. Nie z tego, że nie wybudowano torów kolejowych, tylko z tego, że na kolei panuje nieopisany bałagan i chaos, niewynikający z tego, że się nie buduje torów, tylko z tego, że rządzą tą koleją partacze i nieudacznicy, a ich ministrem jest nieudacznik nieudaczników, Grabarczyk - mówił Hofman.
Jak dodał, minister infrastruktury doprowadził do chaosu, który spowodował wypadek, w którym zginęli ludzie. - Minister Grabarczyk nigdy nie powinien być ministrem, bo jest nieudacznikiem, niestety jego nieudacznictwo powoduje także to, że bezpieczeństwo obywateli jest zagrożone - stwierdził rzecznik PiS.
Wyjaśnienia PKP
Paulina Jankowska z biura prasowego PKP S.A. powiedziała, że w delegacji tej spółki do Chin nie było ani jednego dziennikarza.
Koszt przelotu dziennikarzy pokryła inna spółka Grupy PKP, czyli PKP Polskie Linie Kolejowe. Jak poinformował rzecznik tej spółki Mirosław Siemieniec, troje dziennikarzy to laureaci konkursu "Człowiek roku - przyjaciel kolei" w kategorii "Dziennikarz roku". - Wszyscy od wielu lat zajmują się tematyką kolejową, są autorami wielu, także krytycznych, publikacji na ten temat - wyjaśnił rzecznik.
Odnosząc się do wypadku w Strzelcach Krajeńskich, Jankowska wyjaśniła, że uczestnicy wypadku nie reprezentowali PKP, natomiast budynek, w który uderzyły wagony, był własnością PKP S.A. i firma szuka teraz dla jego mieszkańców lokali zastępczych. - Pamiętajmy, że na polskim rynku działa wielu przewoźników i mówienie, że oni wszyscy to PKP, jest krzywdzące. Do wypadku doszło podczas rozładunku wagonów - jednak ani producent kruszyw, który je rozładowywał, ani właściciel wagonów nie należeli do Grupy PKP - zaznaczyła Jankowska.