PublicystykaPiS nie ma z kim przegrać. Jakub Majmurek: opozycjo, ogarnij się wreszcie!

PiS nie ma z kim przegrać. Jakub Majmurek: opozycjo, ogarnij się wreszcie!

PiS nie ma z kim przegrać. Nie jest to zdrowa sytuacja dla demokracji. Ta bowiem potrzebuje silnej opozycji. Potrzebnej nie tylko do tego, by wyjść czasem na ulicę, pospierać się z władzą w Sejmie czy programie telewizyjnym. Kluczowa rola opozycji w demokracji liberalnej polega na czymś innym: na tym, iż jest ona w stanie pokojowo przejąć władzę, przygotowana do tego kadrowo i programowo. Tak więc opozycjo, naprawdę, ogarnij się wreszcie trochę! Polska cię potrzebuje, jak nie potrzebowała od dawna - pisze Jakub Majmurek dla WP Opinii.

PiS nie ma z kim przegrać. Jakub Majmurek: opozycjo, ogarnij się wreszcie!
Źródło zdjęć: © East News
Jakub Majmurek

W sierpniu skończył się pierwszy sezon Sejmu VIII kadencji. Politycy rozjechali się na wakacje. Partie przygotowują się do kolejnego okrążenia na parlamentarnym torze, regenerują siły, liczą szable, przygotowują niespodzianki dla konkurencji. W trakcie niecałego roku, dzielącego zeszłoroczną wygraną PiS od początku sierpnia, rządząca partia zrobiła dużo, by zrazić do siebie wielu wyborców. Zamach na Trybunał Konstytucyjny, kontrowersyjna ustawa terrorystyczna, podporządkowanie rządowi prokuratury, zmiana telewizji publicznej w partyjną tubę, popsucie relacji z europejskimi i amerykańskimi sojusznikami, celebrowana przez państwo religia smoleńska, przepychanie ustaw nocą przez Sejm, wyjątkowa agresja takich wprowadzonych do polityki przez partię postaci jak Krystyna Pawłowicz czy Stanisław Pięta - wystarczyłoby tego, żeby zatopić niejedną polityczną siłę.

PiS-owi jednak poparcie uparcie nie chce topnieć. Potwierdza to ostatni sondaż z sierpnia. PiS nie tylko zdobył w nim dwukrotnie więcej głosów niż największa opozycyjna partia PO (36 proc. do 16 proc.), ale także może według niego liczyć na więcej głosów niż wszystkie najważniejsze partie opozycyjne razem wzięte. PO (16 proc.), .Nowoczesna (8 proc.), PSL (5 proc.) mają wspólnie 29 proc. - 7 punktów procentowych mniej niż PiS.

Wyniki te potwierdzają te sprzed miesiąca. Dlaczego PiS nie spada? Na pewno spore znaczenie mają tu uruchomione przez partię, cieszące się wielkim poparciem społecznym programy, takie jak 500+. Nie można też ukrywać, że części elektoratu kult smoleński, nacjonalistyczna retoryka, brak szacunku dla państwa prawa po prostu się podoba.

Ale PiS jest dziś silne głównie słabością opozycji. Odwołując się do tak lubianych przez prezesa Kaczyńskiego wojskowych metafor, można powiedzieć, ze w opozycyjnych armiach panuje chaos i rozprężenie. Morale jest niskie, są problemy ze sformowaniem i utrzymaniem szyku. A co najgorsze, dowództwo nie bardzo ma pomysł, jaką wobec PiS należy obrać taktykę (o strategii nie wspominając): uderza na ślepo, bez rozpoznania i wpada w zastawione przez strategów z Nowogrodzkiej pułapki.

Zmierzch PO?

Ta słabość najbardziej razi w przypadku partii, która - jak wydawało się jeszcze na początku zeszłego roku - skazana jest na rządzenie co najmniej do następnej dekady, Platformy Obywatelskiej. W wyborach partia Grzegorza Schetyny zdobyła 24 proc. głosów. Od kilku miesięcy ciągle nie może przekroczyć bariery 20 proc. Jej sondażowe poparcie to okolice połowy tego, jakie notuje PiS, a należy też pamiętać, że sondaże mają tendencje do zawyżania poparcia Platformy.

Można zastanawiać się, czy partia nie wkroczyła na drogę podobną do tej, jaka była udziałem SLD po 2005 roku. Partię tę - w 2001 wydawało się, że rządzić będzie co najmniej dwie kadencję - najpierw pogrążyła seria skandali z "aferą Rywina" na czele, następnie dobiło ją przemodelowanie polskiej sceny politycznej. SLD przespało to, że dawny, organizujący ją podział postkomunistyczny się skończył. W sytuacji polaryzacji między PO a PiS Sojusz nie umiał się odnaleźć, zaproponować jasnej alternatywy dla tego duopolu. Wyborców podbierały mu oba dzielące między siebie polską politykę ugrupowania.

PO na polaryzacji wobec PiS próbowało wygrać ostatnie wybory i przegrało je podwójnie. To już nie działa, wyborcy potrzebują innej oferty. Platforma dramatycznie nie ma nią pomysłu. Jest dziś partią bez tożsamości, miotającą się od ściany do ściany. W poniedziałek krytykuje programy takie 500+ jako rozdawnictwo, we wtorek w hojności próbuje przelicytować PiS. W środę stawia się w roli liderki całej demokratyczno-liberalnej opozycji przeciw PiS, w roli "partii KOD-u", głosu całej "nie-prawicy"; w czwartek jej lider na łamach twardego, tożsamościowego tygodnika bliskiego PiS ogłasza konserwatywny zwrot i "koniec lewackich eksperymentów".

Zwłaszcza to ostatnie działanie to potencjalne polityczne samobójstwo. Przekreśla ono cały mobilizacyjny wysiłek, jaki PO włożyło wcześniej w twardą opozycję wobec rządów sterowanych z Nowogrodzkiej. Jak przypominał Józef Pinior, PO największe sukcesy odnosiło jako partia mocno osadzona w środku, a nawet leciutko otwarta, czy może niezamknięta na lewo, zdolna zbierać głosy całej nie-prawicy. Obecnie jest to znacznie trudniejsze. PO się po prostu zużyła, także nielubiący PiS wyborcy mieli jej dość. Centrowy i lewicowy elektorat odbierają jej .Nowoczesna i Razem. Ale czy mądre jest oddawanie tego elektoratu tym partiom za darmo - co faktycznie robi teraz Schetyna? Walkę o prawicowego wyborcę, z bardzo na prawicy mocno osadzonym PiS, Platforma po prostu musi przegrać.

Jeśli partia w tych nowych warunkach nie odpowie sobie na fundamentalne pytania o własną tożsamość, to nie będę zdziwiony, jeśli do końca tej kadencji straci w sondażach drugie miejsce, a jej ambicją stanie się sforsowanie bariery 10 proc. poparcia.

Nie tak .Nowoczesna

Na przesunięciu na prawo Platformy zyskać powinna głównie zbierająca centrowe głosy .Nowoczesna. Ostatni sondaż nie jest dla niej jednak najlepszy. Pierwsze 9 miesięcy tej partii w Sejmie chyba jednak raczej rozczarowuje. Miała być nową siłą liberalizmu XXI wieku, jednak zamiast świeżej politycznej strawy oferuje głównie odgrzewane mrożonki, wyciągnięte z zamrażarki głębokich lat 90.

Widać to w programie gospodarczym niedawno ogłoszonym przez partię. Co tam znajdujemy? Te same rzeczy, które środowisko liberałów powtarza od czasów, gdy marszałkiem Sejmu był Józef Zych. Niższe podatki dla przedsiębiorców, wyższy VAT, "uproszczenia w prowadzeniu działalności gospodarczej", wreszcie nakaz zrównoważonego budżetu. Tak jakby w międzyczasie nie było wielkiego kryzysu 2008 roku i towarzyszących mu dyskusji ekonomistów, za sprawą których - w latach 90. faktycznie głównonurtowe - założenia obecne w programie .Nowoczesnej stały się przynajmniej problematyczne. I naprawdę, nikt elementarnie poważny nie wierzy już, że wzrost i dobrobyt bierze się z "uproszczania przepisów" i "deregulacji" - a to jak na razie jedyne pomysły partii Petru na wspieranie gospodarczego rozwoju przez państwo.

W czasach, gdy czołowi amerykańscy ekonomiści i liderzy biznesu apelują o podniesienie płacy minimalnej i bardziej progresywne podatki, .Nowoczesna powtarza - jakby był rok 1997 - "obniżmy przedsiębiorcom", a w sprawie nierówności dochodowych i sytuacji klas niższych nabiera wody w usta. Problemem tej partii jest to, że za sprawą sukcesu PiS - wygrywającego socjalnymi obietnicami i artykułującego gniew na niesprawiedliwe zdaniem wielu efekty transformacji - w Polsce, jeśli nie chce się tkwić w niszy jednocyfrowego poparcia, nie można już na ten temat nie mieć zdania.

Także postawa .Nowoczesnej w sprawach światopoglądowych okazała się wzięta z lat, gdy w Sejmie zasiadał Tadeusz Mazowiecki. Zupełnie jak Unia Wolności w Sejmach pierwszych kadencji, w sprawie aborcji .Nowoczesna nie ma odwagi być liberalna. Gdy do Sejmu wpłynął wniosek o liberalizację drakońskiego prawa o dopuszczalności przerywania ciąży, .Nowoczesna - nie rozpoznając postaw wielu swoich wyborczyń i wyborców - nie była w stanie zająć żadnego stanowiska. Mętnie broniła "kompromisu aborcyjnego", który dla nie-prawicowej części pokolenia 20- i 30-latków nie jest żadnym kompromisem, tylko jednym z symbolów tego, jak nieliberalna i zawłaszczona przez Kościół rzymskokatolicki jest polska sfera publiczna.

Jeżeli partia Petru będzie potrafiła tylko małpować pozycje PO sprzed 2005 roku (w gospodarce) i Unię Wolności z okolic 1996 roku (w sprawach światopoglądowych) nigdy nie stanie się siłą na miarę tego stulecia.

Koniczynka i barbarzyńcy

W parlamencie mamy jeszcze dwa stronnictwa: PSL i Kukiz’15. Oba to dość specyficzne przypadki.

PSL jest niszową, ograniczoną do jednej grupy, społecznej partią. W czasach rządów PO potrafiła być sensownym koalicyjnym partnerem, tacy pochodzący z niej ministrowie jak Waldemar Pawlak, czy Władysław Kosiniak-Kamysz należeli do bardziej kompetentnych elementów koalicyjnych rządów. W tym Sejmie stara się być merytoryczną opozycją. Przy okazji debaty na temat programu 500+ partia ta zgłaszała sensowne postulaty, mające zapobiec wypadaniu z programu ubogich rodzin z jednym dzieckiem. Nie zostały one wysłuchane.

PSL zabija obecna polityczna polaryzacja. Wielkim testem dla partii będą wybory samorządowe za dwa lata. Jeśli PiS uda się wyprzeć partie z samorządów, wtedy duża część zaplecza, działaczy partii będzie gotowa przejść pod skrzydła Jarosława Kaczyńskiego. Na to też wyraźnie gra strateg z Nowogrodzkiej. PSL jest naturalną partią władzy i jeśli PiS od władzy w terenie ją odetnie, to może tego nie przetrwać. Ze szkodą dla polskiej demokracji, gdzie jest sensowną, szanującą ramy państwa prawa, elementarnie racjonalną reprezentacją uboższej, prowincjonalnej Polski. W warunkach intensyfikacji sporu, licząca ponad 100 lat koniczyna ze sztandaru partii, może zostać po prostu zadeptana.

Kukiz’ 15 jest z kolei specjalnym przypadkiem jako siła, co do której nie wiadomo właściwie czy jest, czy nie jest w opozycji. W strategicznych sprawach na ogół głosuje razem z PiS. Z drugiej strony atakuje za to, za co pewnie atakowałaby każdy rząd - "za partiokracje", "Koryto+" itd. Na tle zwłaszcza części posłów tego stronnictwa PiS wydaje się cywilizowaną prawicą. To posłowie narodowców, wprowadzeni do Sejmu przez Kukiza, zaprosili do polskiego Sejmu neofaszystów z Forza Italia. To narodowcy zgłaszają najbardziej kuriozalne interpelacje, np. domagając się zmian narodowo-katolickich nazw kursujących po Polsce pociągów. To ze strony działaczy Kukiza, w tym samego lidera, padły najbardziej haniebne słowa w trakcie debaty na temat uchodźców.

Z drugiej strony tacy posłowie Piotr Liroy-Marzec - walczący w Sejmie o legalizację medycznej marihuany - okazali się zaskakująco merytoryczni. Ale elektoratowi tej partii nie o merytorykę chodzi, tylko o bunt wymierzony w całą klasę polityczną. Trudno przeprowadzać rewoltę, gdy jest się średniej wielkości klubem parlamentarnym. Jeśli nie dojdzie do implozji projektu PiS, bunt wyrażany przez Kukiza będzie stopniowo wygasał, a partia gubić będzie poparcie. Nawet jeśli starczy go jeszcze na następne wybory, to nie na wiele dłużej.

Lewica na marginesie

Poza Sejmem jest jeszcze lewica. Tu także jest słabo. SLD po klęsce w wyborach w zasadzie znikł ze sceny politycznej. Nie słychać jego głosu w najważniejszych sporach, nie przedstawia żadnych nowych propozycji programowych. Nie bardzo wiadomo komu, poza działaczami, partia ta jest dziś w Polsce potrzebna. Dawne twarze Sojuszu, Miller i Magdalena Ogórek, przymilają się nawet do PiS na różne sposoby. Z dawnej Zjednoczonej Lewicy widoczna jest tylko Barbara Nowacka. Udało się jej oddolnie zebrać ponad 200 tysięcy podpisów pod obywatelską inicjatywą zmiany prawa o przerywaniu ciąży. To znaczący sukces. Ale Nowacka jest dziś generałem bez armii, nie ma żadnej siły politycznej, która byłaby w staniej zdyskontować jej sukcesy i popularność. A nawet wyborów prezydenckich nie wygrywa się dziś w Polsce w pojedynkę.

Bardzo aktywna jest partia Razem. Zabiera głos w najważniejszych sprawach, widać jej struktury w regionach. Pomaga się organizować pracownikom na śmieciówkach na Uniwersytecie Łódzkim, robotnikom z Toyoty w Wałbrzychu, mieszkańcom podopolskich gmin, protestujących przeciw włączeniu ich miejscowości do Opola. Problem w tym, że wszystkie te działania nie tworzą na razie synergii, nie przekładają się na sondażowe wyniki. Partia ciągle tkwi w niszy, której górnym sufitem jest pułap 3 proc. - cały czas nie udaje się jej go przebić. Jeśli nie uda się przy następnych wyborach samorządowych, jeżeli partia nie pokaże, że może nie tylko zawalczyć o dotacje, ale także - przynajmniej - wprowadzić swoich przedstawicieli do samorządów, przed następnymi wyborami parlamentarnymi jej szanse będą nikłe.

Opozycja potrzebna od wczoraj

W tej sytuacji PiS nie ma z kim przegrać. Nie jest to zdrowa sytuacja dla demokracji. Ta bowiem potrzebuje silnej opozycji. Potrzebnej nie tylko do tego, by wyjść czasem na ulicę, pospierać się z władzą w Sejmie czy programie telewizyjnym. Kluczowa rola opozycji w demokracji liberalnej polega na czymś innym: na tym, iż jest ona w stanie pokojowo przejąć władzę, przygotowana do tego kadrowo i programowo.

Obecność silnego bloku, gotowego w każdej chwili zastąpić rządzących, cywilizuje też każdą władzę, przypomina jej o faktycznym pluralizmie społeczeństwa, wymusza kompromisy. Takiej opozycji Polska dziś nie posiada. A to ona, nie manifestacje na ulicznych marszach czy internetowe kpiny z megalomanii Kaczyńskiego, agresji Pawłowicz i fantazji ministra Macierewicza, może odsunąć od władzy obecny układ.

Tak więc opozycjo, naprawdę, ogarnij się wreszcie trochę! Polska cię potrzebuje, jak nie potrzebowała od dawna.

Jakub Majmurek dla WP Opinii

Poglądy autorów felietonów, komentarzy i artykułów publicystycznych publikowanych na łamach WP Opinii nie są tożsame z poglądami Wirtualnej Polski. Serwis Opinie opiera się na oryginalnych treściach publicystycznych pisanych przez autorów zewnętrznych oraz dziennikarzy WP i nie należy traktować ich jako wyrazu linii programowej całej Wirtualnej Polski.

Źródło artykułu:WP Opinie
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)