PiS-kalizm
Ponad 85 tys. dolarów kosztowało na początku lat 90. w USA stworzenie przez państwo miejsca pracy. To samo miejsce pracy stworzone przez prywatnych przedsiębiorców kosztowało 29 tys. dolarów. Wyliczył to amerykański ekonomista Thomas J. DiLorenzo z Instytutu Ludwiga von Misesa. Pieniądze podatników wydane na jeden nowy etat mogłyby posłużyć stworzeniu trzech, gdyby zamiast promować roboty publiczne lub finansowo zachęcać firmy do przyjmowania nowych pracowników, zdano się na wolny rynek. W Polsce zwycięskie Prawo i Sprawiedliwość proponuje nam powtórzenie błędów innych: po to, by się przekonać - wydawszy grube pieniądze - że nie da się zadekretować większego popytu na pracę.
Co miesiąc przez dwa lata firma, która utworzy nowe miejsce pracy, będzie otrzymywała ulgę w podatku CIT w wysokości 1000 zł plus zwolnienie z części składek na ZUS, które odprowadza za nowego pracownika - to próbka programu gospodarczego PiS "Silna polska gospodarka - rozwój przez zatrudnienie". W zamyśle autorów skuszeni finansowymi grantami przedsiębiorcy rzucą się do zatrudniania nowych osób (nawet jeśli ich nie potrzebują) i szybko zapomnimy o bezrobociu rzędu 18-19 proc. W Niemczech, gdzie na podobnych założeniach oparto tzw. reformy Hartza, firmy zamiast zatrudnić nowe osoby, podzieliły istniejące etaty na mniejsze i skasowały granty z budżetu za "nowe miejsca pracy".
U nas do nadużyć doprowadziły programy "Pierwsza praca" i "Absolwent", które były częścią tzw. planu Hausnera. Dlatego Amerykanie dawno zrezygnowali z majsterkowania przy gospodarce i z "aktywnej walki z bezrobociem", ograniczając się do tworzenia najlepszych warunków działania dla biznesu. To, że PiS wygrało wybory i będzie budować IV Rzeczpospolitą, nie powinno oznaczać, że takimi drobiazgami, jak doświadczenia innych, logika czy tabliczka mnożenia, nie będzie sobie zawracać głowy.
Ekonomia dopingu
- Według programu wyborczego PiS, system podatkowy nie spełnia funkcji, do której został stworzony, czyli instrumentu redystrybucji dochodów, tylko ma służyć do prowadzenia polityki socjalnej, prorodzinnej i zwiększania zatrudnienia - mówi Janusz Jankowiak, główny ekonomista BRE Banku. Wedle PiS, nowe miejsca pracy mają powstawać w następstwie ulg inwestycyjnych i podatkowych, mieszkania będą budowane dzięki preferencyjnym kredytom i gwarancjom jakiegoś Funduszu Mieszkaniowego, a ludzie rzucą się do płodzenia potomstwa, bo PiS da im ulgę w podatku dochodowym w wysokości 50 zł na jedno dziecko, 200 zł - na dwoje i 100 zł na każde następne.
Podobne rozwiązania do proponowanych przez PiS funkcjonują w innych krajach, na przykład zasiłki prorodzinne istnieją we Francji, która ma wyższy przyrost naturalny niż Polska (0,42 proc. wobec 0,04 proc.). Ale konia z rzędem temu, kto wykaże, że to zasługa "dopingu" w postaci zasiłków, a tym bardziej, że zadziała to w Polsce - kraju na dorobku, gdzie młodzi ludzie ze względu na karierę zawodową coraz później decydują się na potomstwo i do tego niezbyt liczne. Trudno będzie przekonać polityków PiS, że firmy zatrudniają pracowników wtedy, gdy długookresowa kalkulacja wykazuje, iż ich dochody będą rosły szybciej niż koszty, a rozwój biznesu sprawi, że dodatkowi pracownicy będą po prostu potrzebni.
Krzysztof Trębski Michał Zieliński