PiS coraz bliżej PO. Donald Tusk ma się czego bać
Zmniejsza się dystans między głównymi pretendentami do zwycięstwa w nadchodzących wyborach parlamentarnych - wynika z najnowszego sondażu przeprowadzonego dla Polskiego Radia przez Instytut Badania Opinii Homo Homini.
25.09.2011 | aktual.: 27.09.2011 13:34
Gdyby wybory odbyły się wczoraj, Platforma Obywatelska uzyskałaby 33,1% głosów. Prawo i Sprawiedliwość zaś 28,1%. Jak podkreśla prezes Instytutu Homo Homini Marcin Duma, trend, który zbliża PO i PIS do siebie, jest utrzymany. PO traci ponad 2 punkty procentowe głosów, PiS zyskuje podobną wartość procentową, co powoduje, że dystans między obiema partiami spada do zaledwie pięciu punktów procentowych.
Zyskuje również Polskie Stronnictwo Ludowe, na które swoje głosy oddałoby 8,7% wyborców. Wcześniej było to 5, 6 czasem 7%. Zdaniem Dumy PSL jest partią która zaskakuje, gdyż notowana jest zazwyczaj dosyć nisko, a jej wyborcy ujawniają się dopiero nad kartą wyborczą.
Nieznacznie zyskuje też Ruch Palikota, na który głosowałoby 3,8% wyborców. Sojusz Lewicy Demokratycznej mógłby liczyć na 12,2% głosów - czyli mniej niż w poprzednim sondażu.
Bez szans na wejście do parlamentu byłaby natomiast Polska Jest Najważniejsza z 1,3 procent głosów. Niskie notowania, także w okolicach 1 procent ma również Polska Partia Pracy - Sierpień 80 i Nowa Prawica - Janusza Korwina Mikke. Najmniej głosów uzyskałaby Prawica i Samoobrona.
Prezes Instytutu poinformował też, że zmniejsza się odsetek osób deklarujących swój udział w nadchodzących wyborach. Spadł poniżej 50% - wynosi dokładnie 48,3%.
Badanie przeprowadzone zostało (24 września) na próbie 1100 pełnoletnich Polaków posiadających prawo wyborcze czynne.
Tusk: będziemy walczyć do końca
- Ta walka będzie zacięta, będzie trwała do ostatniego dnia. To jest bardzo poważny, fundamentalny spór o przyszłość Polski - powiedział dziennikarzom Donald Tusk pytany o sondaż, w którym różnica między PO i PiS wynosi 5 punktów procentowych.
- Dlatego trzeba wykorzystać każdą godzinę, żeby przekonywać tych wątpiących, tych nie do końca przekonanych, że stabilny rząd na kolejne cztery lata w warunkach kryzysowych, a jednocześnie przy tym placu budowy - uważam, że Polski nie stać na to, żeby teraz robić rewolucję, w złą czy w dobrą stronę - podkreślił szef rządu.
- Tylko trzeba konsekwentnie dokończyć tę robotę. Będę w sposób zdeterminowany walczył, żeby wygrać. Natomiast czy to zwycięstwo będzie wielkie czy minimalne? Konkurencja jest bardzo silna. Ten finał zapowiada się niezwykle atrakcyjnie używając języka sportowego. To będzie bardzo poważny bój, do ostatniej chwili - powiedział premier.