ŚwiatPiS chce walczyć z dyskryminacją polskich konsumentów. Ale być może sam się do niej przyczynił

PiS chce walczyć z dyskryminacją polskich konsumentów. Ale być może sam się do niej przyczynił

Podwójna jakość produktów ze wschodu i zachodu UE sprawia, że Polacy nie są traktowani jak inni obywatele Unii - sugerował w Poznaniu premier Morawiecki. Przy okazji oskarżył PO o głosowanie przeciwko zniesieniu nieuczciwych praktyk. Ale zdaniem opozycji to PiS głosował w interesie niemieckich koncernów.

PiS chce walczyć z dyskryminacją polskich konsumentów. Ale być może sam się do niej przyczynił
Źródło zdjęć: © PAP
Oskar Górzyński

29.04.2019 | aktual.: 29.04.2019 16:15

Sprawa podwójnej jakości produktów w UE - głośnej chemii z Niemiec - od dawna budzi w naszej części Europy duże emocje, często stanowiąc przykład nierównego traktowania obywateli wschodu i zachodu Unii. I emocje te próbował wykorzystać premier Morawiecki podczas podczas konwencji wyborczej PiS w Poznaniu.

Szef rządu stwierdził, że problem jest pogwałceniem prawa do równego traktowania i zapowiedział, że delegacja PiS będzie walczyć z dyskryminacją. Dla zilustrowania zjawiska zamiast o niemieckiej chemii mówił o brukselskich ciasteczkach.

- Jeden z naszych bardzo bliskich przyjaciół z rządu i z PiS, Joachim, opowiedział mi, że jego najmłodsze dziecko lubi maślane ciasteczka. Niestety, musi te ciasteczka przywozić z Brukseli. Więc nawet jakbyśmy sprawdzali etykiety, to dziecko nigdy nie kłamie, dziecko nie czyta etykiet, poznaje po smaku. I te same ciasteczka inaczej smakują przywożone stamtąd, a inaczej tutaj - opowiadał premier.

Morawiecki zaatakował przy tym europosłów Platformy Obywatelskiej za "głosowanie przeciwko równości, przeciwko temu, aby produkty na rynku europejskim były wszędzie takiej samej jakości". Nawiązał w ten sposób do niedawnego głosowania w Parlamencie Europejskim nad dyrektywą, która miała zdelegalizować sprzedawanie przez koncerny stosowania podwójnych standardów.

Dlaczego PO głosowało przeciw?

Większość posłów PO i PSL zagłosowała przeciwko dyrektywie. Za nią głosowały delegacje PiS i SLD, a także pięciu posłów PO oraz Andrzej Grzyb z PSL.

Skąd te różnice? Cały problem leży w tym, że przyjęte przez PE regulacje w rzeczywistości nie delegalizują nieuczciwych praktyk. W Poznaniu przyznawał to nawet prezes PiS Jarosław Kaczyński.

Dlaczego? Dziur w prawie jest kilka. Przepisy mówią np., że sprzedawane w różnych krajach w takim samym opakowaniu produkty nie mogą się "znacząco" różnić składem - co de facto pozwala na różnice w stosowanych składnikach. Co więcej, urzędy ds. ochrony konsumentów będą mogły interweniować dopiero po zgłoszeniu nieuczciwych przypadków od obywateli. W końcu do regulacji dołączona jest otwarta lista wyjątków.

- Ta dyrektywa prawie nic nowego nie wprowadza, bo przypadki takich oszustw konsumenci mogli zgłaszać już wcześniej. Co więcej, w praktyce dyrektywa legalizuje podwójną jakość, bo ją dopuszcza - mówi WP europosłanka PO Róża Thun. Polityk próbowała zmienić brzmienie przepisów, ale jej poprawka została odrzucona sześcioma głosami. - W takim kształcie dyrektywę trzeba było odrzucić. Ale PiS zagłosował razem z Niemcami i w interesie wielkich koncernów - oskarża.

Podobne oceny mieli koledzy z Czech i Słowacji, którzy najaktywniej lobbowali przeciwko dyskryminacji konsumentów. Po głosowaniu przywódca delegacji partii TOP09 stwierdził, że dyrektywa była straconą szansą. Wtórowali mu czescy liberałowie i socjaldemokraci. Słowaccy koalicjanci PiS w ramach frakcji EKR (Europejscy Konserwatyści i Reformatorzy) zagłosowali przeciwko dyrektywie.

Lepszy rydz niż nic?

Z Thun nie zgadza się jednak Zbigniew Kuźmiuk, europoseł PiS. Polityk przyznaje, że dyrektywa nie jest idealna, jednak miała swoje zalety: reguluje problem podwójnej jakości na poziomie unijnym, ułatwia urzędom podejmowanie działań, a także może działać odstraszająco na koncerny. Za dyskryminację firmy może spotkać kara w wysokości do 4 proc. rocznych przychodów.

- Lepiej było przyjąć taką dyrektywę, niż nie mieć nic. Stanowisko Platformy jest tu nie do obrony - ocenia Kuźmiuk.

Według podobnej zasady głosował europoseł PSL Andrzej Grzyb, który jako jedyny ze swojej partii opowiedział się za dyrektywą.

- To prawda, że te przepisy nie znoszą problemu podwójnej jakości. Ale uznałem, że lepszy rydz, niż nic - mówi.

Róża Thun odrzuca jednak tę logikę.

- Prace nad dyrektywą mogłyby być kontynuowane w następnej kadencji parlamentu. Fakt, że mojej poprawce brakowało tylko sześciu głosów świadczy, że byłyby szanse na lepszą. A zmienić dyrektywę będzie dużo trudniej. Okazja do tego będzie dopiero za dwa lata - zaznacza posłanka.

Czego nie powiedział premier

Polityk oskarżyła premiera Morawieckiego o hipokryzję. Jej zdaniem, rząd PiS mógł interweniować przeciwko zmiękczaniu dyrektywy w ramach Rady UE (to tam przepisy zostały zmiękczone) i budować koalicję blokującą, ale tego nie zrobił. Wypomina też, że posłowie PiS w pracach nad prawem nie byli aktywni, a czasami nawet nie przychodzili na głosowania.

- Dość powiedzieć, że na początku kwietnia premier Morawiecki na konwencji w Kadzidle mówił o nadchodzącym głosowaniu w komisji PE do spraw rynku wewnętrznego nad dyrektywą dotyczącą podwójnej jakości. Nie wiedział, że to głosowanie już się odbyło, a posłowie PiS byli na nim nieobecni - wspomina Thun.

Problem dyskryminacji konsumentów z krajów wschodniej części UE trafił na unijną agendę dopiero w ostatnich latach. Wcześniej był uznawany na Zachodzie jako mit, niż poważny problem. Ale kiedy badania potwierdziły różnice w składach produktów, sprawą zajęto się bardziej poważnie.

Stało się tak głównie za sprawą czeskiej komisarz Very Jourovej oraz lobbingu rządów Czech i Słowacji. W 2018 roku Komisja Europejska zapowiedziała podjęcie szeregu inicjatyw w tej sprawie. Przyjęta w kwietniu dyrektywa jest główną z nich.

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (63)