Koniec z "niemiecką chemią" coraz bliżej. "Nie może być obywateli drugiej kategorii"
Od lat obywatele wschodnich państw UE skarżą się, że produkty tej samej marki sprzedawane u nich są gorszej jakości niż te sprzedawane na Zachodzie. Teraz Komisja Europejska chce ukrócić to zjawisko.
O nowej inicjatywie KE poinformowała na środowej konferencji komisarz ds. sprawiedliwości i konsumentów Vera Jourova. W ramach proponowanego przez Komisję pakietu nowych regulacji chroniących konsumentów czeska komisarz chce, by do unijnej dyrektywy o nieuczciwych praktykach handlowych dodać zapis bezpośrednio pozwalający państwom wnosić skargi na "dyskryminujących" producentów żywności.
Jak wyjaśniała, chodzi o sytuacje, kiedy np. kawa tej samej marki sprzedawana w państwach "nowej" Unii ma mniejszą zawartość kofeiny, niż ta sprzedawana na Zachodzie. Inne przykłady podawane przez Komisję to np. paluszki rybne o mniejszej zawartości ryby, czy mrożona herbata z większą ilością cukru. W przeszłości przywoływane były też np. pokarmy dla dzieci, zawierające na Zachodzie więcej warzyw, a mniej ryżu. Albo krem Nutella, którego "zachodnia" wersja zawierała więcej orzechów.
Część producentów - w tym producent tego ostatniego produktu - już zapowiedziała zmiany. Ale inne firmy rozbieżności tłumaczą odmiennymi preferencjami konsumentów w poszczególnych krajach. Niewielu jednak te usprawiedliwienia przekonują.
Żywność drugiej kategorii?
- Znam to z własnego doświadczenia, bo w Czechach ludzie często wybierają się za granicę do Austrii czy Niemiec tylko po to, by kupić lepszą żywność - mówiła Jourova. Dodała, że w Unii nie może być obywateli drugiej kategorii. Stwierdziła, że Komisja musi działać, bo "ludzie coraz częściej zwracają się do populistów, tracąc wiarę, że możemy coś zmienić w ich życiu".
Z tą opinią zgadza się europoseł PSL Andrzej Grzyb. - To jest poważny problem i dobrze, że Komisja się tym zajmuje. Często produkty sprzedawane w naszym regionie są wytwarzane z tańszych i mniej zdrowych składników. Powinniśmy doprowadzić do tego, by na wspólnym rynku wszystkie kraje były traktowane jednakowo - mówi w rozmowie z WP. - Myślę, że warto to zrobić, nawet jeśli spowoduje to wzrost cen tych produktów. Bo chodzi tu nie tylko o kwestie zdrowia, ale także o poczucie, że obywatele naszego regionu są traktowani na równi z obywatelami z państw zachodnich - dodaje.
Miękkie podejście Brukseli
Nie jest to pierwszy krok Brukseli w sprawie zwalczania podwójnych standardów. W październiku KE opublikowała zbiór wytycznych dla państw członkowskich, by mogły lepiej walczyć ze zjawiskiem. Zagroziła też publicznym wskazywaniem dyskryminujących firm, a także przeznaczyła dwa miliony euro na badania oraz opracowanie spójnej metodologii pozwalającej na stwierdzanie podwójnych standardów. Pierwsze testy produktów mają zostać przeprowadzone w maju tego roku.
Jourova zapowiadała też, że w tym roku weźmie się też za produkty niespożywcze, czyli np. to, co w Polsce często nazywa się "niemiecką chemią".
Nie wszyscy jednak uznają działania Komisji Europejskiej za wystarczające. W czwartek sprawą podwójnych standardów zajmie się komisja ENVI w Parlamencie Europejskim. Powstały tam projekt opinii mówi, że podjęte przez Brukselę środki nie zmienią w praktyce sytuacji na rynku, a organy krajowe państw "nie są w stanie rozwiązać tego problemu samodzielnie, w związku z czym wzywa do znalezienia rozwiązania na szczeblu UE".
Nie jest do końca jasne, na ile nowe propozycje zmienią tę sytuację. W konsumenckim pakiecie Komisji mowa jest co prawda o możliwości nakładania przez państwa wysokich kar na nieuczciwych producentów, ale nie wiadomo, jak będzie to stosowane w praktyce.
- Oczywiście, producenci żywności nadal będą mogli sprzedawać swoje produkty pod taką samą marką i nazwą, ale o odmiennym składzie lub charakterystyce (przykładowo, dostosowując dany produkt do preferencji konsumentów lub aktualnych trendów panujących na danym rynku). Tego rodzaju praktyka będzie jednak szczegółowo analizowana przez władze i organy krajowe pod kątem zgodności z prawem. Jeśli okazałoby się, że oznaczenie produktów o odmiennym składzie taką sama marką lub nazwą może wprowadzać konsumentów w błąd, to wówczas taka praktyka będzie nielegalna - tłumaczy w rozmowie z WP Bartosz Fogel, radca prawny i partner w kancelarii GFP Legal.
Wszystko zależeć będzie więc od podejścia poszczególnych państw. Jak dotąd głównymi zwolennikami walki z podwójnymi standardami były Czechy i Słowacja. Polska, mimo że w ramach Grupy Wyszehradzkiej poparła postulaty sąsiadów, stała dotąd z boku. W przeciwieństwie do państw V4, Słowenii czy Chorwacji, polskie instytucje nie przygotowały własnych badań i raportów na ten temat. Pytania mediów, jak np. portalu Business Insider, zbywały stwierdzeniami, że nie mają dostępu do produktów porównawczych z innych państw UE i że nie wpływały do nich skargi obywateli.
Co zrobi Polska
Część ekspertów i przedstawicieli branży producentów żywności sugerowała, że regulacje Brukseli mogą uderzyć w polskie firmy. Czechy od dawna prowadzą bowiem kampanię przeciwko polskiej żywności, która stanowi konkurencję dla rodzimej produkcji.
Zdaniem Andrzeja Grzyba, Czechy rzeczywiście starają się tworzyć przeszkody dla importu polskiej żywności. Ale sprawa podwójnych standardów nie ma z tym bezpośredniego związku.
- Solidność kupiecka powinna skłaniać wszystkich, by oferować wszystkim ten sam towar. Nie powinno być tak, że mamy uwagi do partnerów handlowych, a sami mamy być z tego wyłączeni - mówi Grzyb. Jak dodaje, Komisja ma rację ułatwiając działania państwom członkowskim, a nie przenosząc uprawnienia bezpośrednio na poziom unijny.
- Zawsze jest pytanie, czy nie mamy zbyt dużo regulacji utrudniających prowadzenie biznesu. Więc takie postępowanie wieloetapowe, danie większych kompetencji państwom, ma sens. Dopiero kiedy to rozwiązanie się nie sprawdzi, można pomyśleć o wprowadzeniu bardziej bezpośrednich regulacji - dodaje.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl