PiS chce rewolucji w administracji wyborczej? "Planuje powołać 'korpus' urzędników"
Nowy "korpus" wyborczy w zależności od koncepcji miałby podlegać MSWiA lub KBW. Część uprawnień straciłyby wówczas samorządy. Pomysł budzi jednak mieszane uczucia w obozie rządzącym.
Prawo i Sprawiedliwość rozważa zmiany wśród podmiotów organizujących wybory. Chce odebrać część kompetencji, które teraz są przypisane samorządom. Koncepcja zakłada, aby stworzyć specjalną administrację wyborczą, która miałaby przejąć część tych zadań. PiS ma dwa pomysły, w jaki sposób to zrealizować - informuje "Dziennik Gazeta Prawna".
PiS chce odsunąć podejrzenia o próbę upolitycznienia wyborów
Pierwsza koncepcja polega na stworzeniu "korpusu" urzędników, który podlegałby MSWiA. Resort nadzoruje już jednak pracę kilku tysięcy urzędników wyborczych. Lokalne władze często narzekają na tę współpracę. Według drugiego założenia administracja wyborcza przeszłaby pod Krajowe Biuro Wyborcze. Taki wariant odsunąłby od PiS podejrzenia o próbę upolitycznienia organizacji wyborów.
Przeczytaj: Wybory 2020. Pytania wokół głosowania w zakładzie opiekuńczym. 100 proc. na Andrzeja Dudę
Celem zmian ma być uniknięcie sytuacji, które wydarzyły się przed majowymi wyborami 2020. Wówczas samorządy nie chciały przekazywać spisu wyborców. Rząd chce stworzyć jeden centralny rejestr. Kolejnym argumentem ma być chęć uniknięcia problemów z rozliczaniem burmistrzów, prezydentów i wójtów. Jeden z polityków w rozmowie z "DGP" przyznaje, że "nie może być tak, że Rafał Trzaskowski z jednej strony kandyduje, a z drugiej współorganizuje wybory".
Zmiany w sposobie organizacji wyborów. Różne reakcje
Sam pomysł nie ma jednomyślności w obozie rządzącym. Niektórzy wskazują, że najbliższe wybory będą za 3 lata, a administrację trzeba będzie utrzymywać non stop. Różnie reagują też sami samorządowcy. Zaskoczony propozycją zmian jest szef PKW. Niezadowolona jest opozycja, która ustami Jana Grabca wskazuje, że nie chce podporządkowania administracji partii rządzącej.
Przeczytaj również: Wyniki wyborów 2020. Sąd Najwyższy uznał za zasadne pierwsze protesty