PiS boi się klęski w Warszawie. "Jeśli nie będzie drugiej tury, to nie będzie drugiej szansy"
Wielu polityków PiS nie tylko spodziewa się klęski kandydata tej partii w wyborach prezydenckich w Warszawie, ale też niektórzy na nią liczą. Tobiasz Bocheński zachowuje optymizm. - Spodziewam się drugiej tury z Rafałem Trzaskowskim. W sondażach jestem na drugim miejscu - twierdzi w rozmowie z WP.
- To nie był dobry wybór. Dobrze, żeby prezes Kaczyński zdał sobie sprawę, że nie jest nieomylny - mówi o postawieniu na Tobiasza Bocheńskiego jeden z rozmówców WP.
Bocheński przyznaje jednak, że jest "bardzo zadowolony z przebiegu swojej kampanii". I niczego by w niej nie zmienił.
Zmarnowana okazja
Środa, 27 marca. Kończy się debata warszawska organizowana przez TVP. Trwa runda pytań, które kandydaci na prezydenta stolicy mogą zadać swoim konkurentom. Dla wielu to kluczowy moment debaty.
- Rafałowi można było zadać kilkanaście trudnych pytań albo takich, które wytrąciłyby go z równowagi. Można było go zaskoczyć i przyszpilić. A Tobiasz wybrał najgorsze z możliwych - mówi polityk PiS.
Bocheński zadał pytanie Trzaskowskiemu o… najlepsze książki do czytania w metrze. A przed tym stwierdził, że każdy prezydent ma coś po sobie do pozostawienia.
- To była amatorszczyzna. Tobiasz wystawił Rafałowi piłkę, a ten po prostu ją ściął - komentuje polityk PiS.
Trzaskowski na pytanie o książki nie odpowiedział, bo wolał z uśmiechem pochwalić się sukcesami i wymienić wszystkie najważniejsze inwestycje, które zrealizował w ciągu kadencji. A stało się to dzięki pytaniu Bocheńskiego. - Kompletnie zmarnowana okazja - narzekał tuż po tym jeden z polityków PiS.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Inwigilacja Pegasusem. Bodnar ujawni listę osób. Trela: Skala nadużyć niemieszcząca się w głowie
Każdy martwi się swoją kampanią
- Żałuje pan, że zadał Rafałowi Trzaskowskiemu takie pytanie? Przecież nawet w PiS z tego kpiono - pytamy Tobiasza Bocheńskiego.
Ten odpowiada: - Zawsze można coś poprawić. Jestem perfekcjonistą i skupiam się na mankamentach. Ale z moich występów w debatach jestem zadowolony. Z debaty w TVP również. Prezydent Trzaskowski nie odpowiedział na moje pytanie o to, co czyta w metrze. Zamiast tego mówił, co chciał.
- I właśnie w tym jest problem - komentuje nieoficjalnie warszawski działacz PiS-u. - Że Rafał mówił, co chciał. Dzięki Tobiaszowi.
Partyjne struktury widzą, że kampania Bocheńskiego nie jest szczególnie ważna dla partii. Politycy PiS nieprzesadnie się w nią angażują, a centrala nie chce inwestować w nią ani pieniędzy, ani energii. Z boku wygląda to tak, jak by Bocheński kampanię prowadził niemal całkowicie sam, z pomocą kilku lokalnych kandydatów na radnych.
A jednocześnie PiS boi się klęski.
Kandydat tej formacji twierdzi jednak, że jest inaczej. - Nie mam wrażenia, że struktury PiS nie angażują się w moją kampanię. Miałem bardzo wiele konferencji z kandydatami do rady miasta czy sejmiku. Nagrywam z nimi dużo materiałów do mediów społecznościowych. Wszyscy bardzo dzielnie pracują, ze wszystkich jestem bardzo zadowolony - mówi Wirtualnej Polsce.
Nie ma również pretensji do centrali. Przeciwnie. - Czuję pełne wsparcie, jeśli chodzi o liderów Prawa i Sprawiedliwości. Miałem konferencje z Beatą Szydło, Mariuszem Błaszczakiem czy Mateuszem Morawieckim - wymienia Bocheński.
Zdaniem wielu polityków PiS widać jednak przepaść między kampaniami samorządowymi w Warszawie w 2018 r. (co i tak skończyło się porażką Patryka Jakiego już w pierwszej turze) i w 2024 r. Nasi rozmówcy przekonują, że działania kampanijne Tobiasza Bocheńskiego są mało widoczne, nieangażujące wyborców i radnych (bo "każdy martwi się swoją kampanią"), a młodzi działacze nie wnoszą do sztabu kandydata świeżości i pomysłów.
- Jedyne, co robią, to mało mądre rolki [krótkie filmiki - przyp. red.] pod tik-toka, z których ludzie się śmieją - wskazuje jeden z działaczy PiS.
Inny przedstawiciel partii Jarosława Kaczyńskiego twierdzi, że niektórzy jego koledzy z PiS w prywatnych rozmowach przyznają, że w ogóle nie zagłosują w wyborach w Warszawie. A w partii krążą pogłoski o tych, którzy deklarują oddanie głosu nie na Bocheńskiego, a na… jego konkurenta z Konfederacji Przemysława Wiplera.
- Ktoś Przemkowi z PiS miał pisać, że zagłosuje na niego, a nie na Tobiasza - twierdzi jeden z rozmówców.
Wegepiątki to nie ideologia
Tobiasz Bocheński w te twierdzenia nie wierzy. - Jestem bardzo zadowolony z przebiegu swojej kampanii. Uważam, że jest bardzo aktywna. Byłem dotąd najbardziej aktywnym pretendentem. Głosów krytycznych nie znam, dlatego trudno mi się do tego odnosić - mówi Wirtualnej Polsce.
Kandydat PiS podkreśla również swoje zaangażowanie w kampanii bezpośredniej, niedostrzeganej - jego zdaniem - przez media w Warszawie.
- Przeprowadziłem największą akcję ulotkową ze wszystkich kandydatów, zaproponowałem najwięcej konkretów dla Warszawy. Inną rzeczą jest, na ile tą kampanią interesują się ogólnokrajowe media. Zainteresowanie według mnie jest umiarkowane, biorąc pod uwagę inne tematy polityczne. Spór między rządem a opozycją na poziomie centralnym konsumuje uwagę większości Polaków - przekonuje w rozmowie z WP.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Debata: Biejat, Wipler, Bocheński, Trzaskowski? Kto będzie prezydentem Warszawy?
Bocheński uśmiecha się, gdy przywołujemy nieco kpiące wypowiedzi polityków ("off the record") związanych z PiS na temat jego niektórych pomysłów - jak choćby wegepiątków czy - to już sprawa poważniejsza - deklaracji finansowania programu in vitro z budżetu miasta.
- Jeśli chodzi o wegepiątki, to tylko część postulatu dotyczącego dietetyki i zdrowego żywienia. Młodzież powinna wiedzieć, jak wygląda liczenie kalorii, jaki jest bilans kaloryczny. Zaskakuje mnie fakt, że ktoś na prawicy może protestować przeciwko wegepiątkom! Chodzi o zdrowie, a nie ideologię. Cieszę się, że mój pomysł się przebił - przekonuje kandydat.
"To nie produkt pod struktury lokalne"
W PiS nie widać porównywalnego entuzjazmu. Nasi rozmówcy zwracają uwagę, że w mediach nie ma żadnych przecieków z "wewnętrznymi sondażami", które wskazywałyby na to, że Bocheński ma szansę powalczyć z Trzaskowskim. - Takich sondaży po prostu nie ma - twierdzi działacz PiS z Warszawy.
Jedynym, który wywołał zainteresowanie, był ten na zlecenie TVP. Przeprowadziła go szerzej nieznana pracownia IRCenter. Nie jest ona stowarzyszona w Organizacji Firm Badania Opinii i Rynku, skupiającej najważniejsze sondażownie w kraju.
W badaniu tym Rafał Trzaskowski miał poparcie 48 proc. respondentów, a Tobiasz Bocheński - zaledwie 9 proc. Wyżej była nawet Magdalena Biejat, kandydatka lewicy i ruchów miejskich, na którą wskazało 12 proc. badanych. Co najmniej co piąty wyborca w Warszawie miał nie wiedzieć jeszcze, na kogo zagłosuje.
Bocheński tych wyników nie traktuje poważnie. - Dobrze, że nie pokazali minus 9 proc. poparcia dla mnie. A tak poważnie: spodziewamy się II tury z panem Trzaskowskim. W sondażach jestem na drugim miejscu - mówi Wirtualnej Polsce.
Wielu rozmówców związanych z PiS twierdzi jednak, że wybory w Warszawie dla partii skończą się dużą porażką. A dla 36-letniego Tobiasza Bocheńskiego - który w Warszawie mieszka od roku, a swoje życie związał z Łodzią - mogą okazać się rysą na karierze politycznej, a nie nadzieją na start w wyborach ogólnokrajowych.
Dziś nikt w PiS nie chce o tym wspominać, ale Tobiasz Bocheński jeszcze kilka tygodni temu był wskazywany jako przyszły kandydat tej partii w wyborach na prezydenta RP w 2025 roku.
Jeden z przedstawicieli PiS przyznaje: - Może gdyby go Jarosław nie wystawiał w Warszawie, to ogólnokrajowo byłby to lepszy wybór. Tobiasz to nie produkt pod struktury lokalne. A ta kampania dodatkowo go zużyje.
Inny rozmówca twierdzi, że "Bocheński może okazać się dla PiS Kidawą Kaczyńskiego". - Platforma w 2019 popełniła seppuku, decydując się na wystawienie Małgorzaty Kidawy-Błońskiej w wyborach prezydenckich. W ostatniej chwili się wycofali i wystawili Rafała. Jeśli teraz Tobiasz dostanie baty w Warszawie, a Jarosław mimo to będzie się przy nim upierać i wystawi go za rok, to będzie to jego osobista klęska - wieszczy polityk PiS.
Faktem jest, że prezes ceni Bocheńskiego - mimo że ten nigdy nie kandydował w żadnych wyborach. Był za to mianowanym przez rząd PiS wojewodą - najpierw łódzkim, później mazowieckim. Jego kandydaturę na Nowogrodzkiej promowała m.in. dobra znajoma Jarosława Kaczyńskiego, Janina Goss, która przez ostatnie lata robiła karierę w spółkach kontrolowanych przez rząd.
Jej wsparcie nie wystarczy jednak, by odnieść sukces w wyborach. - Jeśli nie będzie drugiej tury, to pewnie nie będzie drugiej szansy - mówi polityk PiS, pytany o to, czy Bocheński - w razie porażki w stolicy - będzie kandydatem w wyborach prezydenckich w 2025 r.
- Dziś nikt tego nie wie. Ale faktem jest, że wielu pod "Tobim" kopie dziś dołki. Wlazł w politykę, więc ma to, czego mógł się spodziewać - kwituje działacz PiS.
Michał Wróblewski, dziennikarz Wirtualnej Polski
Napisz do autora: michal.wroblewski@grupawp.pl