ŚwiatPiraci S.A. Jak działa ich "firma" i kim są "inwestorzy"? Zaskakujący raport

Piraci S.A. Jak działa ich "firma" i kim są "inwestorzy"? Zaskakujący raport

Co zrobić z setkami milionów dolarów okupu? Jak inwestować zagrabione pieniądze, przy okazji rozwijając swoją przestępczą działalność? Z takimi "problemami" nieustannie borykają się somalijscy piraci. Jednak z materiałów zgromadzonych w najnowszym wspólnym raporcie Interpolu, Banku Światowego i ONZ wynika, że całkiem sprawnie radzą sobie z tymi kwestiami.

Piraci S.A. Jak działa ich "firma" i kim są "inwestorzy"? Zaskakujący raport
Źródło zdjęć: © AFP | Mohamed Dahir

Według dokumentu, między kwietniem 2005 a grudniem 2012 roku somalijscy piraci zarobili na okupach od 339 do 413 milionów dolarów. "Dokładna kwota jest bardzo trudna do określenia w związku z niechęcią armatorów i piratów do ujawniania kosztów i wynagrodzeń" - pisał na swoim blogu Stuart Yikona, specjalista z Banku Światowego, który pracował nad raportem razem z ekspertami Interpolu i Biura Narodów Zjednoczonych ds. narkotyków i przestępczości.

"Inwestycja"

Zanim jednak bossowie pirackiej działalności położą łapę na gigantycznych zyskach, muszą opłacić całą operację porwania statku i wymuszenia okupu. Raport ujawnia, że większość pirackich "biznesów" działa według podobnego planu. Najpierw potrzebny jest "inwestor" lub grupa, często zorganizowana i zhierarchizowana na wzór przypominający rady nadzorcze w legalnych spółkach. Jak podaje Yikona, niektóre organizacje spisują nawet protokoły ze spotkań "rady".

Zdarza się, że "inwestorzy" działają solo, ale powszechną praktyką jest także wspólna organizacja porwań statków przez "udziałowców", którzy w różnym stopniu współfinansują konkretną akcję piratów.

O szokujących szczegółach działania pirackiej giełdy pisali już w 2009 roku dziennikarze Reutersa. Dotarli wówczas do Haradheere, 400 kilometrów na północ od Mogadiszu, gdzie przed pirackim boomem stało zaledwie kilkanaście rybackich chat. W czasach pirackiego prosperity we wsi zaroiło się od luksusowych samochodów terenowych, otwarto także "giełdę piracką", na której każdy mógł wykupić udziały, finansując kolejne porwania.

Koszty "inwestycji" i dochód

Łodzie, zaopatrzenie, a także rekrutacja i opłacenie odpowiednich osób to główne koszty "inwestycji". Zatrudnieni ludzie dzielą się na "szeregowych żołnierzy", na których z reguły najmują się rybacy z somalijskiego wybrzeża, oraz na lepiej wykwalifikowanych "menedżerów", którzy nadzorują akcję i koordynują negocjowanie okupu.

Jednak to nie koniec. Po udanym przejęciu statku dochodzą koszty logistyki. Jednostka wchodzi pod ochronę zbrojnej bojówki, kucharze odpowiadają za dostarczenie posiłków załodze i piratom. "Dostępne są także inne usługi, takie jak alkohol i prostytucja. Każda dostarczona usługa jest zapisywana, a pokwitowania zbierane" - informuje raport.

Jeśli uda się uzyskać okup, pozostaje opłacenie załogi piratów. Z raportu wynika, że "szeregowy żołnierz" zarabia od 30 do 75 tysięcy dolarów za jedną akcję, co przekłada się na nie więcej niż 2,5 proc. całkowitej wymuszonej sumy. Zdarza się, że "inwestor" przewiduje premię dla pierwszego "żołnierza", który wejdzie na pokład porwanego statku lub wypłaca bonusy tym, którzy posiadają własny sprzęt. Jeśli piraci wcześniej otrzymają jakiekolwiek zaliczki, nawet tak błahe jak 10$ dolarów na doładowanie telefonu, to z ich ostatecznej wypłaty potrącane jest nawet 200% takiej przedpłaty. Z reguły przewidziany jest także system surowych i dotkliwych finansowo kar, np. za zaśnięcie na warcie, za które "żołnierze" płacą po kilka tysięcy dolarów. To wszystko sprawia, że decydując się na piracki żywot, oprócz dobrego zarobku, można popaść w poważne długi, które trzeba odpracować.

Po podliczeniu wszystkich kosztów, "inwestor" zgarnia od 30 do nawet 75 proc. okupu. Pozostaje mu tylko zainwestować zarobione dolary.

"Czysty" zarobek

Sponsorzy wywodzą się z różnych środowisk: piraci, którzy się dorobili, byli mundurowi, dilerzy khat (popularny narkotyk w regionie - przyp.), byli rybacy, urzędnicy, watażkowie z prywatnymi armiami lub biznesmeni. Większość "inwestorów", do których dotarli badacze, pochodzi z Somalii i to głównie w tym kraju inwestują pieniądze. Choć zdarza się, że przenoszą gotówkę także poza granice.

W raporcie nie brakuje przykładów skomplikowanych operacji prania pieniędzy. Głównymi kierunkami wyprowadzania finansów są Dżibuti i Kenia, gdzie piraccy bossowie chętnie inwestują w nieruchomości. Często nie jest to ostatni przystanek, bo konta bankowe, szczególnie w tym pierwszym kraju, bywają jedynie punktem tranzytowym do instytucji finansowych w Dubaju.

Na miejscu sponsorzy wydają pieniądze na legalne biznesy, nieruchomości i hotele - Podobnie, jak każdy bystry przedsiębiorca, niektórzy sponsorzy piratów dywersyfikują swoje inwestycje - prowadzą usługi księgowości i udzielają pożyczek - tłumaczył dla Bloomgerga Stuart Yikona z Banku Światowego.

Biznes na usługach piractwa

"Inwestorzy" chętnie łożą pieniądze na praktyczne biznesy - firmy transportowe, gospodarstwa rolne oraz przedsiębiorstwa naftowe. Te gałęzie ułatwiają dalszą działalność przestępczą nie tylko na morzu, ale także na lądzie. "Sponsorzy piratów doszli do punktu, gdzie są nie tylko najpotężniejszymi przestępcami na morzu, ale dzięki swoim arsenałom i wpływom ekonomicznym także jednymi z najważniejszych aktorów na lądzie" - napisano w raporcie.

Część dochodów pozostaje w sferze czysto przestępczej. Watażkowie utrzymują za nie swoje prywatne armie czy dilerzy rozbudowują sieć sprzedaży narkotyków. Ale zdarzają się nawet tacy, którzy za pieniądze zarobione na okupach zwalczają... piractwo!

"Pewni piraci otworzyli firmę konsultingową, która udzielała ofiarom i armatorom eksperckich porad związanych z piractwem i negocjacjami. Te 'firmy" otwarcie reklamują swoje usługi, wystawiają rachunki, a nawet bezpośrednio kontaktują się z ofiarami porwań" - twierdzi raport.

Badanie Interpolu, Banku Światowego i Biura Narodów Zjednoczonych ds. narkotyków i przestępczości skupiło się wyłącznie na piractwie w Rogu Afryki, jednak jego autorzy podkreślają, że mechanizmy działania po zachodniej stronie kontynentu, u wybrzeży Nigerii, są takie same.

Źródła: worldbank.org, cnbc.com, businessweek.com, reuters.com, WP.PL

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (1)