Piraci drogowi z Polski jęczą w słowackim areszcie. Prokuratura nadal nieugięta

Słowacy nie chcą wypuścić z aresztu trójki polskich piratów drogowych, którzy w 2018 roku brali udział w śmiertelnym wypadku drogowym w Dolnym Kubinie. Podejrzani skarżą się, że od 5 miesięcy siedzą w areszcie, a prokuratura próbuje wrobić ich przestępstwo zagrożone karą 20 lat więzienia.

Piraci drogowi z Polski jęczą w słowackim areszcie. Prokuratura nadal nieugięta
Źródło zdjęć: © Facebook.com | słowacka policja
Tomasz Molga

12.03.2019 | aktual.: 12.03.2019 14:16

Jeden z polskich kierowców, uczestnik pirackiego rajdu ferrari, porsche i mercedesa na Słowacji napisał list do słowackiego ministra sprawiedliwości - dowiaduje się WP. Skarży się, że od pięciu miesięcy jest zamknięty w areszcie, a jego wnioski o wyjście na wolność za kaucją są stale odrzucane. Winę za wypadek miał zrzucić na kierowcę porsche, który był bezpośrednim sprawcą tragicznego w skutkach zderzenia.

Przypomnijmy, że 30 września 2018 roku w wypadku w Dolnym Kubinie zginął kierowca skody, 57-letni Stefan Onczo, mieszkaniec miejscowości Orawskie Podzamcze. Według policji polscy kierowcy ferrari, porsche i mercedesa urządzili sobie piracki rajd lokalnymi drogami pod Tatrami. Umyślnie łamali przepisy ruchu drogowego, wykazując się bezmyślnością i arogancją.

Jest linia obrony. To tylko wypadek

Obroną piratów drogowych zajęły się dwie kancelarie prawne z Warszawy oraz Poznania. Jak udało się ustalić WP prawnicy ci wypunktowali szereg "nieprawidłowości i uchybień", jakich miała dopuścić się słowacka policja. Chodzi im o to, że pod presją opinii publicznej wypadek zakwalifikowano jako umyślne sprowadzenie zagrożenia dla bezpieczeństwa ludzi. Za to grozi od 15 do 20 lat więzienia.

Tymczasem adwokaci starają się przekonać śledczych, że tragedia w Dolnym Kubinie była nieszczęśliwym wypadkiem drogowym. Wówczas ciężar odpowiedzialności spoczywałby głównie na jednym kierowcy. Przy wypadku drogowym możliwa kara ogranicza się do 5 lat więzienia. W tej sprawie notę dyplomatyczną do słowackiego ministerstwa sprawiedliwości wystosowała ambasada RP w Bratysławie.

- Sprawdziliśmy, że w całej Słowacji nie było przypadku, aby kierowca, nawet sprawca śmiertelnego wypadku, został skazany na karę bezwględnego więzienia. Nie ma powodu, aby przetrzymywać naszych obywateli w areszcie - mówi mec. Bartosz Graś z kancelarii Kijewski Graś w Warszawie.

Może pisać skargi co 30 dni

Słowacy są jednak nieugięci. - Kierowca został poinformowany, że zażalenie na areszt może składać co 30 dni i za każdym razie będzie rozpatrzone. Nie rozumiemy, dlaczego pisał do słowackiego ministra sprawiedliwości. Prokuratura i sąd działają u nas całkowicie niezależnie - mówi WP jedna z osób zaangażowanych w śledztwo.

Oficjalnie słowacka prokuratura nie informuje o postępach w postępowaniu, ani o przewidywanym terminie jego zakończenia. - Wszystkie informacje przekażemy dopiero po zakończeniu śledztwa - poinformował WP Matusz Harkabus, zastępca szefa prokuratury w Żylinie.

Tragedia wywołała gniew opinii publicznej. Zwłaszcza że opublikowano nagranie z kamery jednego ze świadków wypadku. Widać na niej aroganckie wyprzedzanie Polaków i moment, kiedy w Porsche uderza w poprawnie jadącego Słowaka. Polacy zostali ostro potraktowani. Cała Słowacja mogła obejrzeć sceny z sali sądowej, gdzie kierowców doprowadzono skutych w kajdanki.

Organizatorem wyprawy był bloger motoryzacyjny Łukasz K., a uczestnikami przedsiębiorca Marcin L. i Adam Sz. - syn milionerów z Poznania. Początkowo dwóch kierowców miało odpowiadać z wolnej stopy. Jednak taką decyzję sądu oprotestowała słowacka prokurator. Sąd zmienił zdanie i cała trójka ma czekać na zakończenie sprawy w areszcie.

Według adwokatów posypała się teoria policji o "pirackim rajdzie Polaków". Na wezwanie policji nie zgłosili się nowi świadkowie, którzy mogliby wskazać inne wykroczenia polskich kierowców. Z danych zebranych z komputerów pokładowych samochodów, oraz filmów z telefonów kierowców nie wynika, aby stale łamali przepisy.

Najbardziej zawikłany jest przypadek Łukasza K. czyli kierowcy mercedesa. Na miejscu wypadku został już ukarany mandatem za wyprzedzanie i prędkość. Obrońca przekonuje, że nie może on odpowiadać drugi raz za to samo zdarzenie. Do tej argumentacji przychylił się niedawno słowacki sąd konstytucyjny. Tymczasem sędzia, który wydał nakaz aresztowania nie reaguje i nadal przetrzymuje go w areszcie.

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (1598)