Piotr Grabarczyk: Dlaczego polscy celebryci boją się protestować?
Z racji wykonywanego zawodu, bo niestety coraz rzadziej z przyjemności, obserwuję chyba wszystkie możliwe profile polskich celebrytów na portalach społecznościowych. Wiem, też jakieś 10 lat temu liczyłem, że w wieku 28 lat będę zajmował się czymś pożyteczniejszym. Nie ukrywam, że niedawno kliknąłem "unfollow" przy kilku nazwiskach, bo bieda intelektualna zajrzała mi tak głęboko w oczy, że po prostu bałem się, że to może być zaraźliwe i ja też za chwilę zapragnę żyć jak Dawid Woliński. Ostatnio jednak śledzenie aktywności naszych gwiazd (i "gwiazd") skłania do dużo smutniejszej refleksji. Instagramy i Facebooki polskich celebrytów są gorsze niż TVP Info.
26.07.2017 | aktual.: 26.07.2017 12:01
W ostatnich kilkunastu dniach na ulice ponad kilkudziesięciu miast w Polsce wyszły protestować setki tysięcy obywateli, którzy protestują przeciwko reformie sądownictwa przeprowadzanej z wdziękiem walca drogowego przez Prawo i Sprawiedliwość. Marsze i tzw. łańcuchy światła są relacjonowane przez wszystkie stacje telewizyjne, a na świecie piszą o nich największe prasowe tytuły z "New York Timesem" na czele. Głos zabierają politycy wszystkich możliwych stron, internauci skaczą sobie do gardeł się w komentarzach, a na Twitterze zawziętość obywateli w walce o demokrację docenił nawet twórca słynnego „House of Cards”, co daje nadzieję na to, że nawet jeśli partia rządząca całkiem już nas udupi, to może chociaż obejrzymy o tym kiedyś dobry serial.
A teraz wyobraźmy sobie na chwilę, że naszym jedynym kontaktem ze światem zewnętrznym są społecznościówki celebrytów. Czego byśmy się dowiedzieli? Więc tak: kurierzy zostawiają pod drzwiami nowe szmaty albo zupy z kasztanów, niektórzy strzelili sobie manicure 3D, inni wciąż cierpią na amnezję i niczym Drew Barrymore w jednej z komedii każdego dnia zapominają, że informowali nas już 436 razy, że chodzą na siłownię i możemy żyć bez tej wiedzy. Ekipy pod wezwaniem ciężko pracujących na leżakach w Santorini nieustannie cierpią na syndrom biednego sąsiada, który musi pokazać wszystkim, że stać go na wakacje i jeśli nie zapostuje 16 boomerangów to absolutnie jakby ten urlop się nie wydarzył i tak dalej, i tak dalej. Czyli wszystko po staremu. Jakieś wzmianki o protestach, marne zdjęcie z marszu albo chociaż jakiś ślad refleksji a propos aktualnych wydarzeń? Panie, a na cholerę takie rzeczy, po co to komu?
Oczywiście, są chlubne wyjątki, ale nie o nich jest ten tekst. Doceniam każdego, kto użył ostatnio swojego internetowego potencjału do czegoś więcej niż zareklamowania butów. Tym bardziej, że każdy taki post uruchamia falę nieprzychylnych komentarzy, z których np. Anja Rubik dowiedziała się, że jest "ładna, ale głupia", a Maffashion że zadaje się z dziećmi SB-ckich agentów. Czytanie obelg ze strony skromnie obdarzonej intelektualnie części użytkowników to jednak niska cena za coś, co jest absolutnie bezcenne czyli najzwyklejsza w świecie przyzwoitość.
Wytłumaczcie mi jak to jest, że 3/4 tych gwiazdek ma ambicje nas ubierać, rzeźbić nasze mięśnie, mówić nam co powinniśmy jeść, czym golić sobie pośladki, co najlepiej pić rano, żeby poranna defekacja była czystą przyjemnością, w jakiej pozycji ustawić przygrube udo, aby wydawało się szczuplejsze, gdzie najlepiej pojechać na urlop, na który nigdy nie będzie nas stać, a tak mało, prawie nikt, nie ma ochoty mieć fanów i obserwatorów, którzy myślą, są wrażliwi na to, co dzieje się w otaczającym ich świecie i chcą czegoś więcej od życia niż tylko perfekcyjnej fotki na Insta? Powiedzcie mi, dlaczego?
Wiem, wiem - że Krystyna Janda chce, że Maja Ostaszewska, Maciek Stuhr czy Magda Cielecka też, ale naprawdę moglibyśmy już im dać odpocząć, bo to trochę wygląda tak jak w podstawówce, że prymusi muszą się zgłaszać do odpowiedzi na każdej lekcji, żeby reszta dziatwy mogła w spokoju się lenić. No ja się na to nie zgadzam, bo w moim słowniku hasło "popularność" jest tożsame z "odpowiedzialność". Skoro stoją za tobą ludzie liczeni w setkach tysięcy, a być może nawet milionach, to twoim zasranym obowiązkiem jest coś więcej niż tylko granie na siebie, masturbowanie się sobą w każdej konfiguracji i zgarnianie kolejnych przelewów za sponsorowany post.
Niemi celebryci zawsze mają w zanadrzu moje ulubione na świecie wytłumaczenie pt. "nie mieszamy się w politykę". W ich mniemaniu to oświadczenie-immunitet, po którym już nikt nie może się na nich naskoczyć, no bo się nie angażują i koniec, tak sobie wymyślili i to ich sprawa. Okej. Tylko obecnie nie dyskutujemy o rzeczach, które są w jakimkolwiek wymiarze subiektywne, zależą od prywatnych poglądów czy interpretacji. Próba złamania (po raz kolejny) polskiej konstytucji przez partię rządzącą jest faktem, jest dokładnie tym, co myślisz, gdy czytasz to zdanie. Jeżeli rzeczywiście nie interesujesz się polityką, zawsze możesz poradzić się prawnika, który wysyła w twoim imieniu posty do Pudelka i on ci wszystko pięknie wytłumaczy. Daleko nie masz.
Tutaj naprawdę nie potrzeba wielkich szpagatów intelektualnych, żeby widzieć czarno na białym, co by się działo, gdyby prezydent Andrzej Duda nie zawetował dwóch z trzech osławionych ustaw. Marsze i protesty są obecnie jedyną siłą nacisku na rząd ze strony suwerena, bierze w nich udział niewiele ponad 200 tysięcy ludzi w całym kraju. I to jest sporo, ale wciąż za mało. Sondy uliczne i ankiety pokazują, że spora część społeczeństwa nie bardzo zdaje sobie sprawę z zagrożenia jakie niosą PiS-owskie reformy i czy nie byłoby miło, gdyby dowiedzieli się tego właśnie od ciebie? Statystki na waszych Facebookach i Instagramach niejednokrotnie przewyższają nakłady popularnych dzienników, magazynów czy nawet programów telewizyjnych. Zróbcie z tego użytek do jasnej cholery!
Ktoś powie, że może by coś napisali i upublicznili swoje stanowiska, ale się boją, bo ktoś ich zwolni, stracą kontrakty i hajs, po co nadstawiać karku… Wyimaginowane konsekwencje to kolejna przypadłość polskich gwiazdek, które boją się wszystkiego, bo a nuż Martini nie przyśle kolejnego zapasu butelek albo nie daj boże dieta pudełkowa powie "bye" i będzie trzeba zapłacić za to samemu. Błagam! To jest ta sama sytuacja co z gejami w show-biznesie. Jest ich tam tylu, że można by z tego zbudować pokaźną wioskę, ale żaden nie zrobi coming outu, bo ktoś kiedyś sobie wymyślił, że przez to stracą wszystko, na co dotychczas zapracowali. A że nie są w stanie wskazać choćby jednego takiego przypadku, to już inna bajka. Cały świat mówi i pisze, że to co dzieje się w Polsce jest złe i wy naprawdę myślicie, że jakakolwiek firma ukarze was za dołączenie do protestu? Nie bądźcie strachliwymi tchórzami. Nawet jeśli będziecie musieli w końcu wysupłać coś ze swoich portfeli nie sprawi, że świat się zawali.
Dlatego, kochane mordeczki, dupy w troki i widzimy się na najbliższym proteście. Ubierzcie się ładnie, myślę, że Louboutiny w kolorze nude będą idealne do okazji, polskie flagi współgrające z metalicznym manicure na łapkach i heja. Wiele manifestacji organizowanych jest przez młodych i mądrych ludzi, którzy nie chcą na niej żadnych przedstawicieli opozycji i innych partyjnych akcentów. Może to przekona was do działania.
Piotr Grabarczyk
Autor jest dziennikarzem Wirtualnej Polski oraz autorem bloga Grabari.pl.