ŚwiatPiotr Czerwiński: wiadomości o nicości

Piotr Czerwiński: wiadomości o nicości

Prasa nie dogorywa dlatego, że na świecie zapanował wtórny analfabetyzm, choć to prawda, że ten ostatni powraca w wielkim stylu. Prasa dogorywa, bo ludzi przestają obchodzić wiadomości o kacykach, próbujących nimi rządzić, których ci ludzie też nie obchodzą ani trochę - pisze w felietonie dla Wirtualnej Polski Piotr Czerwiński.

Piotr Czerwiński: wiadomości o nicości
Źródło zdjęć: © Thinkstockphotos
Piotr Czerwiński

04.02.2013 | aktual.: 04.02.2013 12:36

Dzień dobry Państwu albo dobry wieczór. Malejąca gromada umysłowych masochistów śledzi losy mydlanej polit-opery, reszta uciekła do społecznościowego mikrokosmosu, gdzie jest jeszcze miejsce na przekaz masowy, nie skażony polityką. Większość mediów samopowtarzalnie eksploatuje wątki od dawna nie nadające się do powtórnego odgrzewania; prasa dogorywa, bo nikt już nie ma siły do odbierania tych samych wiadomości.

Światowe Forum Ekonomiczne: kogoś to jeszcze kręci, na jasnego Zeusa? Wszyscy lubimy balangi korporacyjne i konferencje na wyjeździe, po angielsku wdzięcznie nazywane piss-upami, ale, żeby zaraz dorabiać do tego ideologię zbawiania świata, na dodatek w skali makro, w cenie 40.000 euro za bilet wstępu? Jestem pewien, że party będzie udane i wszyscy uczestnicy zrobią, co w ich mocy, by uratować Ziemię przed głodem i nędzą, czyli własny biznes przed bankructwem. Co wrażliwsze gwiazdy Hollywood, które przyjechały do Davos w tym celu, niewątpliwie zechcą nawet zapłakać przed kamerami; oby tylko ich PR zgrał to jakoś z premierą nowego filmu albo nieobecnością w jakimś nowym filmie, ze szczególnym uwzględnieniem partyzanckiego marketingu w Internecie; jeżeli na imprezie komuś wypadnie z sukni cycek, zbawienie świata można uznać za gwarantowane.

Kryzys w Europie: ktoś ma jeszcze siłę o tym słuchać? Ja rozumiem, że to śmieszne i że trochę przypomina scenę z „Psów”, jak ten Enda Kenny płacze pod płotem i krzyczy „Angela, Angela!”, choć mam nadzieję, że ta historia w realu nie skończy się tak jak u Pasikowskiego, i że Angela nie pójdzie do Franza, i romantycznym wielbicielem spod płotu nie pogardzi. Mam w tym żywotny interes, że tak pięknie powiem, ze względów geolokacyjnych. Z drugiej strony, bardziej mi to przypomina film pod tytułem „Miliony Brewstera”, o facecie, któremu kazali przepuścić dziesięć milionów dolarów, o ile się nie mylę, obiecując następne sto, jeśli dokona dzieła. Mam wrażenie, że Irlandia gra główną rolę w remake’u tego filmu, tylko że w połowie zmieniono scenariusz i obiecana stówka nie nadchodzi. Film był komedią, rzeczywistość niekoniecznie. Ale należy się łudzić, że Wielki Świat nie wypnie się na Irlandię. Wielki Świat, jak wiadomo z historii, wypina się wyłącznie na Rzeczpospolitą.

Skoro już o tejże mowa, to w Polsce przynajmniej odwiecznie ratuje się sytuację metodą Wielkiej Ściepy. Mit ściepy narodowej jest naszym tour de force; armia nie ma na karabiny - robimy ściepę, brakuje nam jeszcze jednego pomnika - robimy ściepę, mamy za dużo chorych dzieci, których wyleczeniem nie są zainteresowani zwolennicy ich robienia - urządzamy za nich ściepę. Mamy wszystkiego dość - robimy ściepę i wysyłamy najmłodszego po flaszkę do sklepu za rogiem.

Polski sukces gospodarczy: kogoś to jeszcze nie wkurza? Z wyjątkiem tych pięciu kolesi z klubu kolesia, którzy mają wystarczająco dużo forsy, by wierzyć we własne słowa, kiedy prezentują w mediach gigantyczne oblicze nadwiślańskiej prosperity? Ja oczywiście zgadzam się, że w dziedzinie kreatywnej księgowości Polska powinna kolektywnie dostać Nobla, zaś fakt, że ktoś w tym kraju mówi o dobrobycie jest sam w sobie wystarczająco humorystyczny, ale wmawianie milionowym rzeszom, że budują raj na ziemi za pomocą swoich afrykańskich pensji to już o jeden njus za daleko. Nawet ja nie jestem aż taki złośliwy, ani nawet Jeremy Clarkson i jego wszystkie trzy samochody.

Polska piłka nożna: kogoś to jeszcze bawi? Ileż można pokazywać mecz na Wembley albo inne wspominki o Deynie, który za poprzedniego lodowca kopnął piłkę tak, że aż wpadła komuś do bramki. No proszę was. A potem gigantów futbolu, przegrywających absolutnie wszystko, co tylko nadaje się do przegrania. Czy nie ciekawiej by było, gdyby zaczęli oddawać te mecze walkowerem, tańcząc wprzódy Gangnam Style na murawie albo robiąc cokolwiek innego, co byłoby w stanie dostarczyć rozrywki zebranej widowni? Tylko niech nikt nie śpiewa hymnu, zwłaszcza znani śpiewacy. Humor humorem, ale ten akurat utwór nie nadaje się do profanacji.

Obrady sejmu: kogoś to jeszcze kręci? Od czasu, kiedy wyniesiono posła Janowskiego, dziewczyny i chłopaki nie dali tam ani jednego dobrego show, a jednak są ludzie, którym wciąż chce się oglądać ich występy. Zdecydowanie powinni wprowadzić jakieś urozmaicenie, może stroboskopy jakieś albo chociaż jakiś chill-out w tle. I zdecydowanie ubiór sceniczny mogliby zmienić na jakiś bardziej krzykliwy albo lepiej death-metalowy, no i repertuar, oczywiście. Od kiedy zaczęli karierę, skład się zmienia, ale oni zawsze grają to samo; myślę, że czas, by weszli do studia i zmontowali jakiś nowy materiał. Inaczej przyjdzie rozwiązać kapelę, jak bum cyk-cyk.

I wreszcie dyżurna wojna w ciepłych krajach, kogoś to jeszcze nie nudzi? Rano, wieczór i w południe, w świątek, piątek i niedzielę? Przecież to oczywiste, że znów się tłuką, zawsze się tłukli, zawsze będą się tłukli i przyjedzie do nich piechota morska, po czym wszyscy wyżej wymienieni będą się dalej tłukli razem w najlepsze. Tak było zawsze i zawsze będzie i naprawdę nie trzeba o tym donosić bez przerwy, zwłaszcza, że już niedługo zobaczymy to w następnym filmie z Brucem Willisem.

Nie dziwi zatem, że lud gore, ma dość czytania, papier jest mu bardziej potrzebny w zakresie fizjologii, a ekran do oglądania gołych cycków, zaś włodarze, gwiazdorzy i inni myśliciele wzruszają go wyłącznie wtedy, kiedy ktoś sfotografuje ich nago na plaży albo nagra, jak bekali na przyjęciu. Media w zasadzie same stworzyły tego potwora, zniechęcając go do poważniejszych treści. Idę o zakład, że nasza epoka, o ile świat ją przetrwa, będzie ochrzczona przez potomnych jakąś straszną inwektywą. Chcę przez to wyrazić nadzieję, że wśród potomnych znajdą się choć pojedyncze jednostki, które będą znały słowa tak skomplikowane jak „inwektywa”, lub przynajmniej zdolne do używania jakicholwiek słów oprócz inwektyw właśnie. Ale to już jest rozmowa na inny telefon.

W dzisiejszym odcinku nie pojawiły się następujące słowa-klucze: Tusk, Kaczyński, Smoleńsk, Komorowski. Ich użycie nie było konieczne, są bowiem na stałe preinstalowane w świadomości przeciętnego odbiorcy polskiej prasy i usuwać je można jedynie za pomocą psychotropów albo operacyjnie.

A wiecie, co jest najgorsze? Że gdyby w gazetach zapomniano o tym wszystkim, z wiadomości zostałoby im niewiele ponad prognozę pogody...

Dobranoc Państwu.

Z Dublina, specjalnie dla Wirtualnej Polski, Piotr Czerwiński Kropka Com

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (8)