Piotr Czerwiński: W Irlandii stała się rzecz straszna
Dzień dobry Państwu albo dobry wieczór. W Irlandii stała się rzecz straszna: przez tydzień było gorąco i słonecznie. Ani razu nie spadł deszcz. Nie spadł także kurs euro, a tym bardziej nie wzrósł, choć wszyscy się spodziewali, że po greckiej sałatce euro może cierpieć przez chwilę na wypróżnienia i wzdęcia. Prócz tego odbyło się unijne referendum, które nie odbyło się jeszcze, kiedy piszę te słowa, dlatego pozwolę sobie skomentować je za tydzień. A teraz jadziem z serwisem emigranckich wiadomości.
Uff, jak gorąco!
Irlandzki kataklizm upałów nastąpił po udanych ośmiu miesiącach wichury i ulewy. I kiedy już wszyscy myśleli, że wszystko w tym kraju nareszcie wróciło do normy, nagle, jak grom z jasnego nieba, zamiast gromów na niebie pojawiło się słońce, zniknęły czarne chmury, wiatr przestał przewracać do rowu pijaków i autobusy, a właściciele myjni samochodowych znów mogli twierdzić publicznie, że ich przybytki mają rację bytu. W niektórych częściach kraju temperatura sięgała nawet 28 stopni i miejscowi, którzy nawet w grudniu noszą klapki i krótkie spodnie, byli zmuszeni rozbierać się do naga i dogorywać z odwodnienia. Nawet szczerze Wam oddany autor tych słów po raz pierwszy od roku 2009 obył się bez marynarki, co oznacza, że sytuacja naprawdę stała się poważna. A może być jeszcze gorzej. W chwili, kiedy piszę te słowa, wciąż jest gorąco. Nie padało od siedmiu dni i niewykluczone, że kiedy niniejszy tekst do Was dotrze, po Irlandii nie będzie już śladu. Stanie się wymarłą pustynią, na której przetrwają tylko emigranci
z Afryki, próbujący uciekać przez morze do Anglii, w porzuconych kabrioletach marki BMW, imitujących wielbłądy.
Zbiegło się to w czasie z informacją, jakoby jeden na czterech mieszkańców Zielonej Wyspy nie mógł sobie w tym roku pozwolić na letnie wakacje; co dawałoby do myślenia, że porzekadła o legendarnym irlandzkim szczęściu naprawdę nie są wyssane z palca. Irlandia jest żywym przykładem na to, że można mieć więcej szczęścia niż rozumu, podobnie jak Polska, z tym jednak zastrzeżeniem, że Irlandczycy potrafią skorzystać z tego, że sprzyja im fortuna, a Polacy, jeżeli cokolwiek im sprzyja, nie potrafią tego nawet przyjąć do wiadomości. Tak czy owak, Matka Natura zafundowała wszystkim tropikalne wakacje na własnym podwórku. Powiadam Wam, naprawdę miło jest wyjść z domu bez szalika i kurtki, napić się zimnego piwa i patrzeć na dzieci w letnich czapeczkach, objadające się lodami. To było jak sen o normalności. Nie widziałem czegoś takiego przez tak długie lata; łza się w oku kręci, moi Państwo, łza się w oku kręci. Wiem już teraz, jak czuli się zesłańcy na Syberii, kiedy śniły im się żniwa, burszytnowy świerzop, gryka,
cięcielina i inne święte zioła. Teraz pozostaje tylko mieć nadzieję, że czarne niebo, wiatr i ulewa powrócą do Irlandii jak najprędzej i zostaną tu na dobre. Inaczej naprawdę uwierzę, że wszystko to nie dzieje się naprawdę.
W tych jakże upalnych okolicznościach przyrody, romantycznych i zaskakujących, kompletnie zamarło życie kryminalne Dublina i przez cały tydzień nie doniesiono tu o żadnym pedofilu, mordercy, złodzieju ani Polaku, który siedzi na zasiłku i doprowadza do ruiny gospodarkę. Jedynie pewien prawnik dostał siedem miesięcy z zawieszeniu za dokonanie przekrętu na sumę 9,259 euro. Nieuczciwy prawnik? Wielkie nieba, moi Państwo. W Polsce coś takiego by nie przeszło. Nie przeszłaby też oczywiście próba przeszmulgowania marihuany wartości 1,9 miliona euro, którą udaremniono w Donegal. Z myślą o niewtajemniczonych wypada uściślić, że Donegal to takie miejsce, które Polakom na zasiłkach przypomina masaż hawajski. Według Irish Independent, oczywiście.
A kultura tu podobno jest...
Tymczasem duet irlandzki o nazwie Jedward, składający się z dwóch braci ksero, na podobieństwo naszych Golców, podbił serca azerbejdżańskiej widowni, dochodząc do finału konkursu Eurowizji, w którym tradycyjnie występują nikomu nieznani wykonawcy, śpiewający nikomu nieznane piosenki. Jedward przełamał tę złą passę, przynajmniej w dziedzinie rozpoznawalności, ponieważ w Irlandii bracia ksero rzeczywiście są celebrytami na miarę, nie przymierzając, polskich bliźniaków z okładek czasopism. Niestety wciąż nikt nie potrafi zanucić ani jednej ich piosenki.
Skoro już mowa o wydarzeniach ze świata wielkiej sztuki, to w pobliskiej Anglii, do której nie uciekli jeszcze Afrykanie na wielbłądach marki BMW, powołano do życia stypendium dla młodych wykonawców imieniem słynnej Amy Winehouse. Ciekawe czy w ramach zajęć dokształcających będzie można się nauczyć palić sto papierosów dziennie oraz zapijać kaca czystą wódką. To może być zbawienne dla uzyskania odpowiedniego tembru głosu.
„A kultura tu podobno jest, świadczy o tym wspaniały dom kultury” - śpiewał onegdaj myśliciel Smalec z zespołu Zielone Żabki. Już wtedy podejrzewano, że kultura jest gdzieś, lecz nie wiadomo gdzie. Było to 24 lata temu i na szczęście dziś już nikt nawet nie rozumie takiego słowa.
Bar wzięty
Wraz z odpływem ludności tubylczej do ciepłych krajów oraz brakiem odpływu przyjezdnych, Irlandia, czy tego chce czy nie, przeistacza się w Stany Zjednoczone Europy. Po niedawnych dramatycznych doniesieniach, jakoby język polski był w Irlandii popularniejszy od irlandzkiego, nadeszły kolejne, z których wynika, że 20% mieszkańców Dublina to obcokrajowcy. W innych hrabstwach ten odsetek sięgać ma 50%, a nawet 70%. Jak wykazał niedawny spis ludności, statystycznie 12% wszystkich studentów i uczniów w tym kraju to obywatele innych państw. Są ponoć takie szkoły, gdzie zagraniczniaków, czyli głównie nas, jest aż 80%. Myślę, że można odtąd śmiało mówić o Irlandii jako kolejnym województwie Wielkiej Rzeczpospolitej. W następnej kolejności przejmiemy Wielką Brytanię, potem całą Europę, a w końcu cały świat. Polskę możemy zostawić Wietnamczykom i Białorusinom. Po co ma stać puste.
Polityka, polityka
Prezydent Republiki, miłościwie nam panujący Michael D Higgins, wezwał młodych ludzi, by bardziej interesowali się polityką, gospodarką, przyszłością kraju oraz kondycją społeczeństwa. Wiele wskazuje na to, że większość młodych ludzi kompletnie się tym w Irlandii nie interesuje, co musi być przedmiotem rozterek Michaela D Higginsa. Myślę, że powinien radować się na wieść, że istnieją takie kraje jak Polska, gdzie nikogo nie interesuje nic, co nie jest polityką, nawet mimo tego, że politykami zostają często ludzie o inteligencji lalek z testów zderzeniowych. Gdyby Michael Higgins urzędował w Polsce, byłby wniebowzięty. Nie wspominając o tym, że Polska zyskałaby jednego piśmiennego polityka.
Jawohl!
Tak na koniec, dla osłody, 69% Irlandczyków deklaruje, że według nich Niemcy rządzą Europą. Żeby było śmieszniej, jest to bardzo niewykluczone. Czy dacie wiarę, że tym razem zdołali opanować cały kontynent bez jednego wystrzału? Ja bym od razu wyjechał z pokojowym Noblem dla Angeli Merkel, nie ma to-tamto.
Dobranoc Państwu.
Z Dublina, specjalnie dla Wirtualnej Polski, Piotr Czerwiński Kropka Com