Piotr Czerwiński: Ich bin Irish, ja, naturlich
Dzień Dobry Państwu albo Guten Morgen. Niniejszy felieton jest bardzo trendowy, ja, gdyż opowiada o Niemcach. Być może Niemcy jeszcze tego nie wiedzą, ale w Irlandii oddaje im się cześć boską; na widok niemieckiego paszportu należy tam klękać i bić pokłony, zaś na dźwięk niemieckiego akcentu oddawać mocz w bieliznę. Dlatego jeśli przypadkiem jesteś Niemcem, pakuj manatki i jedź to Irlandii, miły bracie. Miejscowi będą sypali kwiatki pod twoje stopy i modlili się do twojego samochodu, byle miał niemieckie tablice, zaś dowolne biuro pracy da ci każdą pracę, ze szczególnym uwzględnieniem takich, o których wykonywaniu nie masz pojęcia. Ale to nie rzutuje, miły bracie, gdyż jesteś wybrańcem. Irlandczycy wybrali cię, byś zbawił ich od złych mocy i przywrócił piękne czasy. Ja, naturlich.
Tak to już zwykle bywa, że w sytuacjach stresogennych człowiekowi odwala korba, mówiąc kolokwialnie, a kryzys ekonomiczny z reguły do takich chwil się zalicza. Objawy bywają naprawdę przeróżne. W Polsce, na ten przykład, ludzie którzy zapadli na korbę nadmiernie interesują się polityką. Zainteresowanie polityką polega zaś na precyzowaniu, którego polityka nienawidzi się jak psa. Nie jestem do końca przekonany, bym wiedział na czym dokładnie polega uprawianie samej polityki, ale mam wrażenie, że na doprowadzaniu ludzi do takich konkluzji. W Irlandii znowu wszyscy niezdrowo podniecają się Niemcami. Zawsze tak mieli, ale teraz na samą myśl o Niemcach dostają przedwczesnej ejakulacji, mamrocząc niemieckobrzmiące wyrażenia, z których najłatwiej jest im wypowiedzieć słowo "szajse". Dzieje się tak, ponieważ "szajse" jest od pewnego czasu dość stabilnym elementem irlandzkiego życia.
Paradoksalnie w ojczyźnie Niemców podobno jest odwrotnie i dochodzą nas stamtąd wieści o pieniądzach sypiących się z nieba, nieustających libacjach, klubach otwartych do rana, megapijaństwie i multikopulacji, wymiotowaniu na jezdnię oraz innych przejawach dobrego samopoczucia, które w Irlandii jest dziś kojarzone wyłącznie z minionym okresem, przez historyków nazywanym epoką Celtyckiego Tygrysa. Irlandczycy wierzą zatem, że sprowadzając do siebie jak najwięcej Niemców i wszystkiego, co niemieckie, osiągną zbawienie, polegające na tym, że znów będzie u nich dobrobyt, zaś wszystko, co się przewróciło, z powodu nadmiaru Niemców samo się podniesie. Wiara w samopodnoszenie się przewróconych rzeczy jest podstawą irlandzkiego egzystencjalizmu.
Zaczęło się niewinnie, od histerycznej miłości do niemieckiej motoryzacji. Każdy szanujący się irlandzki krawiaciarz, włączających tych nie szanujących się, a także każda krawiaciara oraz wszystkie kombinacje osób aspirujących do takiej roli, w pewnym momencie zaczęli jeździć wyolbrzymioną kolumbryną marki BMW, która miała obowiązkowo powgniatane zderzaki i wszystkie drzwi. Nawet podlotki miały swój udział w tej modzie, taśmowo zasiadając za kółkiem mini coopera, który jak mniemam też jest od niedawna produktem tego koncernu. To z kolei oznaczało, że też jest się menadżerem, tylko dwudziestoletnim, przez co można więcej pić i nie trzeba nosić garsonki, ja.
Do dziś niezmiernie łatwo jest ocenić, kto w Irlandii jest tubylcem, a kto przyjechał zza granicy lub nie ma w sobie za grosz patriotyzmu. Ci pierwsi jeżdżą zdezelowanymi już nieco beemwicami, a ci drudzy w całym swym braku przyzwoitości inwestują w samochody azjatyckie, francuskie lub co gorsza, pochodzące od brytyjskiego oprawcy. Że też Herr Gott na nich nie grzmi.
Następnie sprawy zaczęły wymykać się spod kontroli. Ludzie zaczęli inwestować w absolutnie wszystko, co niemieckie. Niemiecka mennica wybiła okolicznościowe monety z cytatem z Joyce’a, który stał się słynny, ponieważ go przeinaczono. Niemieckie sklepy wysyłkowe z gitarami sprzedają w Irlandii więcej gitar, niż irlandzkie, zaś tanie niemieckie supermarkety z równie tanią niemiecką kiełbasą nagle zyskały kultowy status, choć jeszcze do niedawna torba z ich logotypem symbolizowała w Irlandii tak zwanych Cześków i Stefanów znad Wisły.
Irlandzkie tablice rejestracyjne, by wrócić na chwilę do wątku samochodowego, zaczęły być ostatnio stylizowane na tablice niemieckie, od charakterystycznego liternictwa, a raczej cyfernictwa aż po tajemne okrągłe znaczki, wkomponowane między cyframi. Ktoś poszedł po rozum do głowy uznając całkiem słusznie, że płeć przeciwna zemdleje na stojąco, przypuszczając że zatrzymują się przy niej prawdziwe niemieckie bryki, ja.
Niemcy stali się obiektem kultu w sferze korporacyjnej, przez co tutejsze koncerny zaimportowały do Irlandii znaczną większość mieszkańców byłego NRD. Pewnego dnia w NRD nie będzie już żywej duszy, co by oznaczało, że czas wyjechać w te strony i założyć tam drugą Irlandię.
The Irish Independent Zeitung poszedł na całość i opublikował zdjęcia Angeli Merkel w kostiumie kąpielowym, nie wspominając przy tym ani trochę o masażu hawajskim, z którym życie w Donegal kojarzy się bezrobotnym Polakom. Przypuszczam, że niemiecka prasa niczego takiego nie wspominała.
Miłościwie nam panujący Enda Kenny również wykazuje objawy tej wielkiej miłości i kursuje do Angeli regularnie, aczkolwiek w tym szaleństwie jest metoda, ponieważ Angela obiecuje mu pieniądze.
Sprawy idą za daleko. Jak się zachce Niemcom, będzie w Irlandii forsa. Jak się zachce Niemcom, będzie w Irlandii wiosna. Jak ogłoszą, że się skończyła, forsa lub wiosna, bo to bez znaczenia, to tak właśnie będzie, ja. Naturlich.
Wszystko to skłania mnie ku sprytnej taktyce, by w Irlandii udawać Niemca. Przemawia za tym wiele korzystnych atrybutów. Mam całkiem dobry hełm niemiecki, który dostałem od taty. Tata mówił, że pierwszemu właścicielowi przestał być potrzebny, a z czasem przestał być potrzebny również mojemu tacie, ponieważ skończyła się wojna i modne zrobiły się hełmy radzieckie. Teraz w Irlandii będzie jak znalazł, tylko jak ja wytłumaczę tą namalowaną opaskę. Może powiem, że to byli Niemcy z Indonezji albo co. Znam się też dobrze na niemieckiej technologii, wiem na przykład jak wymienić lufę w karabinie MG-42, bo po jednej całej taśmie się przegrzewa.
Umiem również powiedzieć po niemiecku wiele ciekawych rzeczy, co zawdzięczam wielkiemu obeznaniu ze wschodnioerupoejską kinematografią, na przykład „Nicht Schissen” albo „Kennkarte Bitte”. Albo „Achtung Partizanen”. Wiem co zrobię. Jak pójdę w tym hełmie i powiem „Achtung Partizanen” oraz objaśnię, jak się zmienia lufę, to na pewno dostanę dobrą robotę, i wszyscy będą żyli długo szczęśliwie.
Gute Nacht Państwu.
Z Dublina, specjalnie dla Wirtualnej Polski, Piotr Czerwiński Kropka Com