ŚwiatPiotr Czerwiński: 80 procent dorosłych pije w tym kraju regularnie

Piotr Czerwiński: 80 procent dorosłych pije w tym kraju regularnie

Dzień dobry Państwu albo dobry wieczór. W Irlandii oficjalnie potwierdzono, że Irlandia za dużo pije. Fakt ten dotychczas uważany był za tajemnicę państwową i jego ujawnienie może doprowadzić do jeszcze większego pijaństwa z powodu rozpaczy. Rozpaczliwe są też tutejsze próby reformy szkolnictwa wyższego, którego największy sukces polega głównie na tym że Irlandia za dużo pije. Za przyczynę rozkwitu irlandzkiego pijaństwa uważa się bowiem kwiat tutejszej młodzieży. A teraz jadziem.

Piotr Czerwiński: 80 procent dorosłych pije w tym kraju regularnie
Źródło zdjęć: © WP.PL | Damian Wis
Piotr Czerwiński

06.08.2012 | aktual.: 06.08.2012 07:34

Przeczytaj wcześniejsze felietony Piotra Czerwińskiego

Jak się można zorientować w wyniku pobieżnych choćby kontaktów z przedstawicielami tej nacji, Irlandczycy potrafią pić, ale niestety, nie potrafią nie pić. Jest to być może wdzięczne, kiedy się ma do czynienia z dziesięcioma tysiącami Irlandczyków wyposażonych w trąbki na poznańskim rynku, ale kiedy sprawa wkracza do jakichkolwiek innych sfer życia, a niestety robi to nagminnie, można naprawdę mieć wrażenie, że całe państwo żyje na nieustannej bani. Przez ostatnie lata z wielką pompą i przy niemałych nakładach finansowych prowadzono zmasowane kampanie społeczne, mające uświadomić i-Ludziom, że przesadzają z alkoholem. W spotach telewizyjnych pokazywano z życia wzięte obrazki rzygających dziewczyn w balowych miniówkach i nagrzanych młodzieńców, demolujących szpitalne izby przyjęć. Z ostatnich badań IPSOS wynika, że kampanie przyniosły wielki sukces. 85% Irlandczyków uważa całkiem świadomie, że piją za dużo.

Przyjąwszy to do wiadomości, Irlandia pije dalej, zaś przyjmowane przez nią dawki wody ognistej, podobnie jak jej ceny, stają się coraz bardziej wygórowane. Trochę jak postać pijaka w "Małym księciu", który pije po to, żeby zapomnieć, że pije. Żeby było zabawniej, 78 procent respondentów uważa, że za irlandzkie picie odpowiedzialny jest rząd, który w ocenie kolejnych 58 procent nie robi zbyt wiele, by powstrzymać swoich obywateli od popijania. Należy wyrazić w tym miejscu zadowolenie, że nikt jeszcze nie wpadł na pomysł, by obwinić o irlandzkie pijaństwo przybyszów ze Wschodniej Europy.

80 procent dorosłej populacji Irlandczyków pije regularnie, 56 procent pije w sposób szkodliwy dla zdrowia. Statystyczny Irlandczyk wypija 11,9 litra alkoholu rocznie. Miejscowa "drink culture" jest tak nieodłącznym elementem lokalnego kolorytu, że w Irlandii jak nie przymierzając u Hłaski, wszystko prędzej czy później ma coś wspólnego z piciem. Ludzie piją do obiadu, ludzie piją do kolacji, ludzie piją w piątki, soboty i niedziele, w zasadzie można powiedzieć w skrócie, że ludzie piją i nic ich nie powstrzyma. Na lotniskach piją już o siódmej nad ranem, prawdopodobnie by stłumić podekscytowanie na myśl o czekającej ich podróży. Starsi ludzie piją z umiarem, młodzi bez umiaru i ten ortodoksyjny odłam drinkującej kultury nazywa się "binge drinking", ("binge" znaczy "szał"). Naczelną zasadą binge drinkingu jest picie by paść i ten właśnie styl jest szczególnie bliski mieszkańcom zielonej wyspy. 28 procent pijących Irlandczyków uprawia regularny binge drinking. Eskapistyczne chlanie szczególnie upodobali sobie
ludzie młodzi, którzy jak wiadomo, zwykle nie akceptują zastanej rzeczywistości, ale widok zupełnie dorosłej osoby, która przewraca się na chodniku przed pubem i to niekoniecznie w sobotnią noc, bynajmniej nie należy do rzadkości, a nawet stanowi prawie nieodłączny element lokalnego kolorytu. W krajobraz tutejszej alkoholizacji na trwałe wpisało się już hasło "drink responsibly", czyli "pij odpowiedzialnie", które towarzyszy reklamom, a nawet występuje na etykietach, tylko że ludzie opacznie rozumieją jego przesłanie. No bo przecież można wypić odpowiedzialnie dwanaście piw i biorąc pełną odpowiedzialność za swe czyny, zwymiotować je na ulicy. A kiedy padniemy, policja zawiezie nas bezpiecznie do domu, nie pobierając za to żadnej opłaty.

Faktycznie można w tych realiach uznać się za przybysza w krainy świętobliwych degustatorów, którzy sięgają po wódkę z braku waleriany tylko w chwilach dramatycznych lub okresach moralnego niepokoju, zaś największe szaleństwa młodości sklasyfikować jako niewinne harcerskie wybryki, w dodatku nie trwające dłużej, niż przewiduje norma. Przekona nas do tego widok dziecka na stoisku monopolowym supermarketu, siedzącego w wózku pośród kartonów wina, i płaczącego wniebogłosy, podczas gdy jego mama wysupłuje z portfela kolejne dziesięcioeurówki, by sprawdzić, czy aby jej wystarczy. Paradoksalnie taki widok też nie należy do rzadkości. Zastanawiam się, czy to ja mam do niego takie szczęście, czy po prostu dzieci płaczące pośród flaszek należy uznać za trwały element każdego takiego przybytku.

W tutejszych mediach poświęcono ostatnio wiele uwagi potencjalnym przyczynom irlandzkiego pijaństwa. Mówi się, że kiedy była bieda, Irlandczycy pili z powodu przytłaczającej rzeczywistości. Kiedy nadeszła prosperity, Irlandczycy pili, by wyrazić zadowolenie z tej sytuacji, mając przy tym coraz więcej pieniędzy na te demonstracje, przez co stawały się dostępne dla każdej kieszeni i niezauważalne dla domowego budżetu. Teraz nikt nie wie, dlaczego piją, a faktycznie piją coraz więcej, mimo że alkohol wcale nie jest taki tani. Mówi się, że pogoda w Irlandii jest barowa, bo rzeczywiście jest taka i mówiąc zupełnie poważnie, wcale mnie to nie dziwi, że kiedy pada na okrągło całymi tygodniami, wiatr zgina do ziemi, a niebo jest zawsze w kolorze kurzu, tak wiele osób odruchowo wprowadza element bajkowy do tej jakże oryginalnej rzeczywistości.

Jeszcze inni obwiniają rynek reklamy, która wychowuje binge drinkerów, wmawiając im, że każda chwila jest dobra, by strzelić sobie parę piw. Faktycznie, wiele jest takich chwil i ja osobiście nie widzę powodu, dla którego miałoby ich nie być, ale najwyraźniej wmawianie ludowi, że bez piwa ani rusz, nie limituje irlandzkiego baletowania tylko do szczególnie wskazanych sytuacji. Ponadto mówi się, że sponsorowanie imprez sportowych przez przemysł alkoholowy jest wyjątkowo poronionym pomysłem i z tym akurat się zgadzam, bo faktycznie, sport do chlania ma się tak jak salceson do diety. Nie wiem do czego ma przekonać wszechobecne logo browaru na zawodach sportowych, o ile nie są to zawody w piciu na czas.

Najwdzięczniejszym odbiorcą reklam i w ogóle przyszłością irlandzkiego pijaństwa mają być ludzie młodzi, którzy sięgają po alkohol coraz częściej, coraz chętniej i w coraz większych ilościach. Ja się im w sumie nie dziwię. Jeśli roczne wpisowe na studiach kosztuje 2250 euro, a koszt czteroletniej edukacji wyższej wynosi 9 tysięcy, faktycznie niejednego może skusić perspektywa przeznaczenia tych pieniędzy na browary. Być może niewiele się przy tym nauczy, ale od czego są Rosjanie i Polacy, i ich pięć dyplomów magistra na głowę. Jednak myślenie z czasów boomu najwyraźniej długo będzie modne w tej okolicy.

Dzisiejszy odcinek był monotematyczny, ponieważ pozostałe wiadomości z Irlandii nie przedstawiały sobą większej atrakcji. Spośród doniesień o ludziach dźgających się nożami po alkoholu, atakujących emigrantów po alkoholu, molestujących się seksualnie po alkoholu i rozbijających samochody po alkoholu, debata o nadużywaniu alkoholu w Irlandii wydała mi się najbardziej interesująca. Myślę, że jest to powód, by teraz w intencji irlandzkiej trzeźwości wznieść symboliczny kufelek piwa. Show me to the bar.

Dobranoc Państwu.

Z Dublina, specjalnie dla Wirtualnej Polski, Piotr Czerwiński Kropka Com

Słownik wyrazów obco brzmiących:
Show me to the bar - "którędy do apteki".

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (190)