Pilot rozbitego śmigłowca stanie przed sądem
Wojskowa Prokuratura Garnizonowa w Bydgoszczy oskarżyła mjr. pil. Marcina G. z 49. Pułku Śmigłowców Bojowych w Pruszczu Gdańskim o spowodowanie wypadku Mi-24D, w którym zginął pilot obserwator, a technik pokładowy doznał obrażeń - poinformowano na konferencji prasowej.
03.09.2009 15:05
Oskarżonemu zarzucono, że w czasie lotu szkolnego, 27 lutego na poligonie k. Torunia, naruszył zasady bezpieczeństwa, doprowadzając do wypadku lotniczego. Według ustaleń śledztwa mjr pil. Marcin G. nie ustawił na radiowysokościomierzu niebezpiecznej wysokości 150 metrów, przez co wykonywał lot poniżej granicy bezpieczeństwa, a także nieprawidłowo rozłożył uwagę podczas wzrokowego poszukiwania celu naziemnego.
Niezachowanie przez pilota zasad bezpieczeństwa doprowadziło do utraty przez niego orientacji w przestrzeni powietrznej, której skutkiem było zderzenie z wierzchołkami drzew, a potem z ziemią. Na miejscu zginął por. pil. Robert W., a ranny został mł. chor. sztab. Marek W. Oskarżony przyznał się do zarzucanych mu czynów i złożył wyjaśnienia.
Szef bydgoskiej prokuratury garnizonowej płk Paweł Portała podkreślił, że pilot w żaden sposób nie utrudniał śledztwa, a jego wyjaśnienia były zbieżne z ustaleniami komisji powypadkowej i innymi zebranymi dowodami. Podejrzany wyraził również skruchę.
Prokurator płk Protała zaznaczył, że na czas trwania śledztwa wpływ miały prace komisji badania wypadków lotniczych, która raport przesłała do prokuratury 15 lipca. Wstępne czynności śledcze, jak oględziny i przesłuchania części świadków, zostały przeprowadzone w pierwszych dwóch dniach po wypadku. Z materiałami prokuratorów zapoznała się komisja powypadkowa.
Wypadek zdarzył się 27 lutego ok. godz. 22. Załoga śmigłowca przygotowywała się do misji w Afganistanie, ćwicząc strzelanie do celów naziemnych w warunkach nocnych. Według raportu komisji, gdy śmigłowiec znalazł się 23 metry nad ziemią zadziałała sygnalizacja tzw. niebezpiecznej wysokości. Dowódca maszyny usiłował przeciwdziałać temu, zwiększając skok wirnika, co nie uchroniło go jednak przed zderzeniem z drzewami.
Komisja badająca wypadek nie wykluczyła, że dowódca wykonywał lot w goglach noktowizyjnych, co "zdecydowanie utrudniło" pilotowanie śmigłowca nieprzystosowanego do lotów w noktowizji. Zdaniem ekspertów pilot mógł przypuszczać, że gogle te ułatwią mu odnalezienie celu - on sam zaprzeczał, by je założył.
Oskarżony w chwili wypadku był kapitanem. Jeszcze przed ogłoszeniem raportu komisji i postawieniem mu zarzutów został awansowany na stopień majora. Obecnie mjr pil. Marcin G. pozostaje w dyspozycji kadrowej ministra obrony.
Akt oskarżenia został skierowany do Wojskowego Sądu Okręgowego w Poznaniu. Podejrzanemu grozi kara pozbawienia wolności od 6 miesięcy do 8 lat.