PolskaPiloci z 36. SPLT: Tusk się boi z nami latać

Piloci z 36. SPLT: Tusk się boi z nami latać

Po Smoleńsku politycy i generałowie zaczęli nas traktować jak samobójców - mówią w reportażu we "Wprost" piloci z 36. Specjalnego Pułku Lotnictwa Transportowego, który, decyzją premiera i ministra obrony narodowej, zostanie zlikwidowany. Jak mówią piloci Donald Tusk już rok temu przestraszył się i przesiadł się na embraera. - Waldemar Pawlak raz prawie uciekł nam z samolotu - opowiada pilot specpułku.

Piloci z 36. SPLT: Tusk się boi z nami latać
Źródło zdjęć: © PAP

07.08.2011 | aktual.: 07.08.2011 15:23

- Niech pan weźmie szpadel i zacznie kopać. Może pan znajdzie moje morale - mówi w rozmowie z dziennikarzami "Wprost" jeden z żołnierzy z 36. SPLT. O tym, że jego jednostka ma być zlikwidowana, dowie się dopiero za kilkadziesiąt godzin. Będzie siedział w pułkowej palarni, włączy telewizor i zobaczy, jak premier, stojąc na zielonej trawce, tłumaczy, że on i jego koledzy nie nadają się do wożenia VIP-ów.

Inny żołnierz specpułku mówi bez ogródek: - Jestem zdemoralizowany, przyznaję. Zabito we mnie miłość do lotnictwa i munduru. Nie szanuję już nawet oficerów wyższych stopniem.

"Wprost" opisuje m.in. sytuację z października 2010 roku. Generałowie z Dowództwa Sił Powietrznych siedzą w jaku-40 już drugą godzinę. Mają lecieć na ćwiczenia do Krzesin, ale jest problem z pogodą. Co kilkanaście minut wołają do siebie pilota i każą mu sprawdzać prognozę. Żołnierz za każdym razem wraca z tą samą informacją: warunki w Krzesinach są poniżej minimum, musimy czekać. Za którymś razem jeden z generałów mu odpowiada: - No leć, zrobimy drugi Smoleńsk.

Sytuacja miała powtórzyć się pół roku później, kiedy minister Radosław Sikorski wybierał się do Lwowa. Na tamtejszym lotnisku był mokry pas i wiał silny boczny wiatr, bardzo niebezpieczny dla lekkiego jaka-40. Pilot zdecydował: można lecieć tylko do Rzeszowa. Tam delegacja miała przesiąść się w samochody, by odbyć dalszą podróż. Po kilku godzinach - czytamy we "Wprost" - pilot dostał telefon od jednego ze współpracowników Sikorskiego. Usłyszał, że we Lwowie wyszło słońce i ma lecieć po ministra. Odmówił. Z prognoz wynikało, że za chwilę ma się zerwać burza.

Po chwili - opisuje tygodnik - do pilota zadzwonił dowódca jednostki płk Mirosław Jemielniak. Powiedział, że ma naciski z otoczenia ministra. Pilot odpowiedział, że prognozy są złe, więc nigdzie nie leci. - Bardzo dobrze, to chciałem usłyszeć - miał go pochwalić dowódca.

Źródło artykułu:Wprost
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (500)