Pigułka na za duży apetyt

Jak jeść mniej i nie być głodnym? Ten problem rozwiązali biochemicy proponujący... tabletkę sytości.

Pigułka na za duży apetyt
Źródło zdjęć: © rp.pl | rp.pl

Substancja przygotowana przez naukowców z brytyjskiego Imperial College London może się okazać przełomowym rozwiązaniem w walce z otyłością i nadwagą. Dodawanie jej do codziennej diety - substancja może mieć formę pigułki, ale również dodatku do jedzenia - sprawia, że szybciej poczujemy się pełni. Zjemy mniej i nie będziemy głodni. A to oznacza lepsze samopoczucie. I mniej zbędnych kilogramów.

Jak zapewnia pomysłodawca prof. Gary Frost z Imperial College London, metoda naśladuje fizjologiczny mechanizm, który powinien działać w przewodzie pokarmowym człowieka. Ale nie działa, bo zmieniliśmy nasz tryb życia.

Kilogramy dobrobytu

- Przeciętny Europejczyk w swojej codziennej diecie ma około 15 gramów błonnika. W epoce kamienia było to około 100 gramów - mówi prof. Frost. - Niestety, nasz system trawienny nie ewoluował w taki sposób, aby przystosować się do tej współczesnej diety.

Do tego dochodzi dobrobyt w krajach rozwiniętych - problem głodu został praktycznie wyeliminowany. Efekt?

- Wiemy z badań epidemiologicznych, że każdy dorosły przybiera rocznie na wadze od 0,3 do 0,8 kilograma - ?tłumaczy prof. Frost. - Naprawdę potrzebujemy jakiejś strategii, żeby ten problem rozwiązać.

Kłopot w tym, że apele, aby ludzie jedli więcej warzyw i owoców, nie przynoszą specjalnych rezultatów. Trzeba było znaleźć inny sposób.

Zespół prof. Frosta już w maju tego roku odkrył, że spożywanie wysokoprzetworzonej żywności oraz niedostatek błonnika w diecie prowadzi do nadwagi i otyłości. W eksperymentach na myszach sprawdził wpływ obecności inuliny (zawierają ją m.in. karczochy i cykoria) na apetyt. Zwierzęta otrzymywały dietę wysokotłuszczową. Ale te, które dostawały również inulinę, przybierały na wadze mniej i wolniej niż myszy jedzące bez tego dodatku.

Wyizolowane substancje wstrzykiwano myszom do krwi, jelit i mózgu. Te eksperymenty potwierdziły wcześniejsze obserwacje - w mózgach zwierząt aktywowały się neurony odpowiadające za poczucie sytości.

Mózg najedzony

- Zaczęliśmy naprawdę rozumieć to, co się dzieje z naszym apetytem, oraz naturalny wpływ błonnika pokarmowego na proces hamowania uczucia głodu - tłumaczy prof. Jimmy Bell, jeden z naukowców eksperymentujących na zwierzętach.

Obecność błonnika pokarmowego wyzwala w naszych mózgach impuls oznaczający sytość. Gdy go brakuje, mózg cały czas wysyła sygnał „głodny!". A my posłusznie przeżuwamy. Gdyby dało się dostarczyć organizmowi odpowiednie substancje chemiczne, które taki sygnał wyzwolą, problem mielibyśmy - całkiem dosłownie - z głowy.

Do tego celu naukowcy wykorzystali kwas propionowy pojawiający się w niewielkich ilościach, gdy bakterie obecne w naszym przewodzie pokarmowym trawią błonnik. Aktywuje on z kolei dwa hormony - GLP-1 oraz PYY. To one „mówią" mózgowi, że można przestać jeść.

Ale żeby to wszystko zadziałało w normalnych warunkach, ludzie musieliby jeść bardzo dużo błonnika - a zmienić przyzwyczajeń dietetycznych się nie da.

Dlatego naukowcy przygotowali wersję w pigułce. Substancja IPE (inulin-propionate ester) jest wystarczająco trwała, aby dotrzeć do odpowiedniego miejsca w przewodzie pokarmowym i we właściwej chwili wygenerować sygnał sytości.

- Skoncentrowana IPE daje taki efekt, jakby typowy Europejczyk jadł osiem razy tyle błonnika co normalnie - mówi prof. Frost.

Otwarty bufet

Teraz na łamach pisma „Gut" naukowcy jego zespołu opublikowali rezultaty testów tej substancji z udziałem ludzi. IPE normalnie ma postać niezbyt zachęcająco pachnącego białego proszku. Aby ukryć mało apetyczny zapach i smak, naukowcy zmieszali go z koktajlem mlecznym i sokami owocowymi. Tak przygotowany preparat proponowali ochotnikom poddającym się eksperymentowi przez sześć miesięcy. Wszyscy byli otyli, część dostawała IPE, a część stanowiła grupę kontrolną.

Tylko jedna osoba z grupy 25 ochotników otrzymujących proszek przybrała na wadze. W grupie kontrolnej (24-osobowej) przytyło sześciu ochotników. Naukowcy policzyli, że ludzie przyjmujący IPE jedli ok. 10 proc. mniej niż ci z grupy kontrolnej.

Drugi eksperyment - już ze zdrowymi ludźmi - potwierdził te spostrzeżenia. 20 osób mogło jeść, ile chciało, ze specjalnie przygotowanego bufetu. Ci, którzy otrzymali „pigułkę sytości", zjedli średnio o 14 proc. mniej. W ich organizmach wykryto również podwyższony poziom hormonów decydujących o poczuciu sytości.

- Nie jest to może pigułka na odchudzanie - mówi prof. Frost. - Ale z pewnością zapobiega przybieraniu na wadze.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)