Pies zdychał przed kościołem, właśnie trwała msza. Atos należał do byłego proboszcza
Wyczerpany pies został znaleziony przed jednym z kościołów. Weterynarze walczą o jego życie. Okazało się, że Atos należał do byłego proboszcza, który poprosił następcę o opiekę nad nim. Ksiądz miał powiedzieć, że "psu można ulżyć tylko w jeden sposób”.
09.08.2018 | aktual.: 09.08.2018 10:33
Do bulwersujących wydarzeń doszło przed kościołem w jednej z podlubelskich wsi. Kiedy w niedzielę odbywała się msza święta, przed budynkiem zdychał pies. Był wycieńczony, chory i zarobaczony. Obok przechodzili wierni, ale mimo, że panował potworny upał, nikt nie zainteresował się zwierzęciem.
"Nikt nie zareagował. Kilkunastoletnia dziewczyna, przejazdem przebywająca w tej miejscowości, uczestniczy wraz z rodziną w mszy, nie może jednak skupić myśli podczas nabożeństwa... Wchodząc do kościoła, zauważyła leżącego wycieńczonego psa. Sama nie potrafi mu pomoc" - relacjonują wezwani pracownicy Fundacji Na Rzecz Ochrony Praw Zwierząt EX LEGE.
Pies należał do byłego proboszcza. "Poprosiłem o opiekę nad nim mojego następcę"
Na miejscu okazało się, że sytuacja jest fatalna. "Stan tragiczny! Pies dużej rasy, starszy, wyniszczony, wychudzony, słaniający się na nogach, brudny, ze skołtunioną sierścią, cuchnący. Serce pęka, rozum nie ogarnia, łzy cisną się do oczu" - czytamy na profilu Fundacji na Facebooku. Atos trafił do kliniki weterynarynej.
Nie wiadomo jednak, czy psa uda się go uratować. Wiadomo za to, że wcześniej należał do proboszcza jednej z parafii w gminie Wojciechów. "Miałem go od szczeniaka, ale nie miałem warunków aby go zabrać z sobą. Poprosiłem o opiekę nad nim mojego następcę" - tłumaczy się duchowny, który od roku jest na emeryturze. "Pamiętam jak mówił, że to drugi pies, którego dostaje w spadku po poprzedniku " - zdradził w rozmowie z "Dziennikiem Wschodnim".
"Przykro mi, że tak się stało. Byłem przekonany, że mój następca zajął się Atosem. Byłem w parafii 4 albo 5 razy i widziałem karmę w misce. Nigdy też nic nie mówił, że nie chce się psem zajmować. W tej sytuacji jestem gotowy pomóc" - przyznał.
"Po piąte nie zabijaj". Pies walczy o życie
Pies jest znany w miejscowości, opiekowali się nim głównie uczniowie i pracownicy pobliskiej szkoły. "Obecny proboszcz i kościelny twierdzą, że pies nie chce jeść. Tylko jak ja mu przynosiłem jedzenie, to tego nie zauważyłem. On żył tylko dzięki tym szkolnym zlewkom" - tłumaczy "opiekun" psa Roman Gąska.
Obecny proboszcz miał powiedzieć, że "psu można ulżyć tylko w jeden sposób”.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl