Pierogi z biedronkami - nowe polskie danie narodowe
Narodowym daniem Polski są pierogi z biedronkami i tost z kopytem żubra, a w dobrym tonie jest komplementowanie gęstości brwi starszych mężczyzn oraz klepanie babć w czubek głowy na szczęście - czy wmawianie takich rzeczy przyjeżdżającym do Polski obcokrajowcom nie byłoby świetną zabawą? W końcu ludzie na świecie jedzą gorsze rzeczy - pisze Jamie Stokes w Wirtualnej Polsce.
06.05.2011 | aktual.: 06.05.2011 08:16
Na pewno każdy z was nieraz widział jeden z tych programów, w których bohater odbywa podróż do jakiegoś egzotycznego i odległego kraju i doświadcza w nim przeróżnych kulturowych dziwactw. Doświadczenia te często łączą się z jedzeniem rzeczy, które normalnie powinny zostać spalone albo zlikwidowane przez zawodowego eksterminatora - owczych oczu, jaj pająka albo jąder wieloryba.
A co jeśli tubylcy tak naprawdę mają niezły ubaw z naszych wysiłków? Widzą na przykład takich wysiadających z samolotu dziennikarzy lub prezenterów telewizyjnych i już śmieją się pod nosem: - Sprawdźmy, czy da się ich przekonać do zjedzenia kaczych paznokci albo tego grzyba, którego znalazłem u siebie pod wanną!
Nie widzę powodu, dla którego Polacy też nie mogliby spróbować takiej zabawy. W końcu przybywają tu tłumy obcokrajowców i na pewno dałoby się ich przekonać do robienia bardzo zabawnych rzeczy.
Prawdziwe polskie jedzenie nie ma w sobie nic dziwnego - smalce, kaszanka czy flaki mają swoje odpowiedniki w większości europejskich krajów. Żądni przygód obcokrajowcy lubią być przekonywani do jedzenia bardziej ekstremalnych potraw. Chciałbym zobaczyć Japończyka ostrożnie wkładającego do ust tost z kopytem żubra albo Francuza udającego, że naprawdę smakują mu lody z ćwikły. Pierogi idealnie nadają się do umieszczania w nich przeróżnych składników. Kiedy następnym razem spotkacie obcokrajowca, zapomnijcie o częstowaniu go pierogami z grzybami, serem czy kapustą - udawajcie, że wyrośliście na pierogach przyprawionych biedronkami i zaoferujcie przygotowanie takich według przepisu mamusi.
Inną doskonałą areną do zabaw z cudzoziemcami są zwyczaje. Można by na przykład poinformować żądnych wrażeń przybyszów, że w Polsce komplementowanie gęstości brwi starszych mężczyzn jest zawsze mile widziane, a kobiety powinno się witać, całując je w otwartą dłoń, a następnie w czoło. Jeśli macie ochotę być naprawdę okrutni, możecie opowiedzieć im o starym, polskim zwyczaju klepania babć w czubek głowy na szczęście.
Prócz zwyczajów, warto sięgnąć po przesądy. Ludzie uwierzą w każdy przesąd, o którym się im opowie, ponieważ wiedzą, że ich własne przesądy też są absurdalne i przypadkowe. Mieszkam w Polsce już od kilku lat, a ciągle nie mam pewności, czy karząc mi się łapać na widok kominiarza za guzika, nie robicie sobie ze mnie jaj. Takim fałszywym, wmówionym turystom przesądem, który mógłby spowodować sporo zamieszania byłoby na przykład powiedzenie im, że płacenie w sklepie dokładnie wyliczonymi drobnymi przynosi pecha albo że policjanci w Polsce lubią być nazywani psami, bo te są przecież lojalne i przyjacielskie.
Żartownisie mogą wykorzystać fakt, że turyści mają często mgliste pojęcie o historii kraju, który odwiedzają i chętnie uwierzą w każdą opowieść, którą mogliby po powrocie zaimponować znajomym. Można by zatem powiedzieć im na przykład, że dziadkiem George’a Busha był pan Grzesiek Krzak z Bochni, albo że wszystkie polskie domy zaopatrzone są w balkony po to, by ich mieszkańcy mogli się bronić przed ewentualnym ponownym atakiem Tatarów. A dlaczego na przykładu tylu polskich mężczyzn nosi wąsy? Ponieważ w pierwszej polskiej wersji Biblii przez pomyłkę tłumacza pojawiło się zdanie: - Łatwiej wielbłądowi przejść przez ucho igielne niż mężczyźnie bez wąsów dostać się do królestwa niebieskiego.
Dobrej zabawy!
Jamie Stokes specjalnie dla Wirtualnej Polski