Pieniądze z PCK przekazano na kampanię Anny Zalewskiej? Minister edukacji zaprzecza
Moje nazwisko pojawia się w kontekście nieprawidłowości, z którymi nie mam absolutnie nic wspólnego - oświadczyła minister edukacji narodowej Anna Zalewska, poproszona o komentarz do informacji, że jej kampania była finansowana m.in. z pieniędzy wyprowadzonych z PCK.
14.07.2017 14:34
W czwartek "Gazeta Wyborcza" w wydaniu wrocławskim opublikowała tekst, w którym powołuje się na byłego pracownika dolnośląskiego oddziału Polskiego Czerwonego Krzyża. Miał on - jak napisano w artykule - na polecenie ówczesnego dyrektora PCK we Wrocławiu pobrać 7 tys. zł ze środków ze sprzedaży odzieży używanej zbieranej przez PCK i wpłacić na kampanię Anny Zalewskiej. Według "GW", "nie był to jedyny raz, gdy usłyszał podobne polecenie".
- Dziękuję bardzo, że mogę się odnieść do artykułu "Gazety Wyborczej". Z prawdziwą przykrością czytam na stronach tejże gazety teksty, które są absolutną insynuacją i manipulacją. Proszę zauważyć, moje nazwisko pojawia się w kontekście nieprawidłowości, z którymi nie mam absolutnie nic wspólnego - powiedziała dziennikarzom Zalewska poproszona o komentarz do tekstu w "GW".
- Dzisiaj redaktor otrzyma moje oświadczenie, bo wcześniej wysłało to oświadczenie biuro, w którym poinformuje go o tym, w jaki sposób została przeprowadzona kampania wyborcza i poproszę go, by nie upowszechniał nieprawdziwych informacji, które uderzają w moje dobre imię. Jestem osobą publiczną, muszę o dobre imię dbać - dodała minister.
Jak podała czwartkowa "GW", o aferze w PCK głośno jest na Dolnym Śląsku od kilku tygodni. Sprawę bada prokuratura, jeszcze nikomu nie postawiono zarzutów. Doniesienia o nieprawidłowościach złożyło niezależnie od siebie kilka osób, m.in. prezes oddziału PCK i jeden z pracowników.
Wiceprezes z PiS i "prosty mechanizm przekrętu"
"Mechanizm przekrętu był prosty. Szeregowi pracownicy PCK w 2015 r. założyli firmę, która - choć nie miała podpisanej umowy z PCK - zbierała z kontenerów Czerwonego Krzyża używaną odzież. Następnie sprzedawano ją i w ten sposób przez mniej więcej rok wyprowadzano zysk poza PCK. Nieoficjalnie mówi się, że może chodzić nawet o 1 mln zł. Po ujawnieniu tych informacji wiosną przez księgową PCK zarząd główny Czerwonego Krzyża zawiesił władze dolnośląskiego oddziału" - czytamy w artykule.
Podano w nim, że do tego czasu prezesem był tam Rafał Holanowski, były radny PiS w sejmiku dolnośląskim, od kilku lat poza partią. Wiceprezesem - poseł PiS Piotr Babiarz, dyrektorem - Jerzy G. Jest on zawieszony w prawach członka PiS w związku z nieprawidłowościami w PCK, od kilku lat oskarżony w procesie dotyczącym wyprowadzenia blisko 13 mln zł z Południowo-Zachodniej SKOK (był tam wiceprezesem).
W artykule napisano, że prawą ręką Jerzego G. w PCK był Bartłomiej Łoś-Tynowski, który był pracownikiem dolnośląskiego oddziału PCK. To on - jak napisała "GW" - miał ze środków PCK wpłacić 7 tys. zł na kampanię Zalewskiej i wręczyć Babiarzowi 7 tys. zł w kopercie. To on jest też źródłem informacji, które podała "GW".
W piątek "GW" podała, że prokuratura sprawdzi jej czwartkowe doniesienia. Cytowana przez nią rzeczniczka Prokuratury Okręgowej we Wrocławiu Małgorzata Klaus podała, że zostaną one włączone do już toczącego się śledztwa w sprawie nieprawidłowości w PCK.
PCK: mogło dojść do nadużyć, jesteśmy poszkodowani
"Zlecony raport biegłego, który zleciliśmy i otrzymaliśmy pod koniec maja 2017, oraz przekazane przez niektórych pracowników biura dolnośląskiego oddziału PCK informacje, potwierdziły, że mogło dojść do poważnych nadużyć finansowych. Instrumenty kontrolne jakimi dysponuje PCK nie są wystarczające, aby zweryfikować operacje na kontach osób prywatnych i firm powiązanych ze stwierdzonymi i domniemanymi nieprawidłowościami. PCK – jako potencjalnie poszkodowany w sprawie - niezwłocznie przekazał do prokuratury stosowne zawiadomienie - informuje PCK. Potwierdza też, że prezes PCK na Dolnym Śląsku został zawieszony w pełnieniu funkcji do czasu pełnego wyjaśnienia ww sprawy".
Źródło: PAP,PCK