Piątek, trzynastego - nie wychodzić z domu?
Kobieta miała dwa koty – czarnego i białego. Biały wypadł z okna na trzecim piętrze. Spadł na cztery łapy i zdechł. Dlaczego? Proste – ten czarny przebiegł mu drogę.
Psycholodzy mają swoją teorię na temat pecha, nieszczęśliwych dat, znaków wieszczących katastrofę. Oni przypadek białego kota zdiagnozowaliby następująco – spadł, bo był pesymistą. Jeśli ktoś boi się czarnych kotów, rozbitych luster, baby z pustymi wiadrami, drabiny, zakonnicy i piątku z trzynastką z przodu, to sam prowokuje zły los. Tak intensywnie myśli o nieszczęściach, jakie mogą spaść na jego głowę w feralny piątek, że roztargniony i zdenerwowany wpada w kałużę, gubi portfel, podpisuje nie ten dokument co potrzeba. A potem usprawiedliwia swoje niepowodzenia wiarą w zabobon. A gdy znowu trzynastego wypadnie w piątek, jego strach będzie jeszcze większy i biedaczek ugrzęźnie na dobre w pułapce samospełniających się przepowiedni.
Teoria sensowna, ale są na tym świecie rzeczy, które nie śniły się... psychologom. Przeklęte, obciążone klątwą. I ludzie, których prześladował zły los. Bez względu na datę i na to, czy drogę przebiegł im czarny kot, czy kominiarz z drabiną na plecach.
Zabijał spojrzeniem?
W 1952 roku w Operze Komicznej w Paryżu odbywała się uroczysta prapremiera opery „Karol VI” Halevy’ego. Sławny tenor Maffiani zaśpiewał „Boże zgruchotaj go” i wzniósł wzrok ku sufitowi. I w tym momencie z rusztowania nad sceną spadł robotnik. Zabił się. Przedstawienie przerwano. Po kilku dniach powtórzono premierę i znowu Maffiani zaśpiewał feralną kwestię. Tym razem nie spojrzał w sufit, a przed siebie w stronę zasłoniętej górnej loży. Kotara się rozsunęła, jakiś mężczyzna chciał zająć miejsce na fotelu i stracił równowagę. Spadł. Zginął. Na trzecim przedstawieniu śpiewając przeklętą arię, tenor miał spuszczoną głowę. Jeden z muzyków w kanale dla orkiestry zagrał fałszywą nutę. Maffiani spojrzał na niego z wściekłością i muzyk skonał na atak serca. Operę zdjęto z afisza.
Urodzony trzynastego
Brian Challender, murarz z Dorset, został swego czasu okrzyknięty największym pechowcem stulecia. Sam twierdził, że ulega wypadkom, bo urodził się w piątek, trzynastego. Już w dzieciństwie miał wypadek rowerowy, potem zaatakował go mężczyzna uzbrojony w siekierę, został zraniony nożem na jarmarku, pogłębiarka zwaliła mu na głowę tonę piachu, został zakleszczony drzwiami od garażu, oparzył się gorącą wodą, wpadła na niego łódź wiosłowa, na budowie spadł mu na głowę kawałek żelaza, za kilka miesięcy cegła... Murarz był stałym pacjentem miejscowego szpitala. Wpadał tam, a raczej wnoszono go na chirurgię urazową, bardzo często.
Królewski sobowtór
Wieczór 28 lipca 1900 roku. Król Włoch Umberto I wszedł do restauracji w Monzie, w której odbywały się zawody lekkoatletyczne. Podszedł do niego właściciel restauracji i obaj zamarli z wrażenia. Ten sam wzrost, tusza, włosy, rysy twarzy, uśmiech... Po godzinie rozmowy okazało się, że podobieństw jest jeszcze więcej. Obaj mają na imię Umberto, urodzili się tego samego dnia w Turynie, pobrali tego samego dnia i ich wybranki noszą to samo imię – Margherita. Gdy Umberto I był koronowany, restaurator otwierał swoją knajpę. Król był tak zafascynowany całą tą historią, że zaprosił swojego sobowtóra na zawody. Ale rano restaurator został zastrzelony. A król? Wkrótce zginął od kuli zamachowca.
Morderca na czterech kołach
Aktor James Dean zginął w wypadku samochodowym we wrześniu 1955 roku. Wrak jego auta odprowadzono do warsztatu. Silnik wyleciał i spadł mechanikowi na nogi. Połamał je. Silnik kupił pewien lekarz i wmontował go do swojego samochodu wyścigowego. Miał wypadek na torze. On przeżył, ale inny kierowca, który w swoją wyścigówkę wbudował wał kardanowy z auta Jamesa Deana – zginął na miejscu. Wrak odstawiono do innego warsztatu. Wybuchł w nim pożar. Przeklęte auto wyciągnięto z płomieni i wystawiono na targach w Sacramento. Samochód spadł z podestu, łamiąc biodro małemu chłopcu. W Oregonie ciężarówka przewożąca wrak wpadła w poślizg i wbiła się w sklepową witrynę. I Wreszcie w 1959 roku auto rozpadło się na kawałki, stojąc na metalowym podeście. No i jak to wszystko wytłumaczyć?
Bogumiła Nehrebecka