PolskaPewne jest tylko to, że Paweł Pyś zmarł. Narzeczona prowadzi prywatne śledztwo

Pewne jest tylko to, że Paweł Pyś zmarł. Narzeczona prowadzi prywatne śledztwo

Paweł Pyś zmarł z nieznanej przyczyny o nieznanej godzinie. Miał zakrwawione ubrania, choć nie znaleziono ran na ciele. Śledczy nie zbadali odzieży, bo uznali, że nie ma potrzeby. Na rękach mężczyzny widać wyraźne obtarcia. Jak po bójce. Przed śmiercią czegoś się obawiał. – Zmarł zwykły człowiek. Ale czy to powód, żeby nie zbadać tej sprawy dokładnie? – pyta narzeczona Pawła Marzena Adamczuk.

Paweł Pyś z narzeczoną Marzeną
Paweł Pyś z narzeczoną Marzeną
Źródło zdjęć: © Archiwum prywatne
Magda Mieśnik

"Najbardziej to mi Ciebie szkoda". Tak pisał do narzeczonej Paweł Pyś w niedzielę, 3 maja. Dołączył zdjęcie przyszpitalnej kaplicy. Na co dzień nie był gorliwym katolikiem. Tego dnia jednak spotkał się z księdzem. Dał mu 50 zł i poprosił, by się za niego pomodlił. – Nigdy wcześniej go nie widziałem, od rodziny wiem, że mieszkał w okolicy. Wpadł na chwilę, powiedział o swojej prośbie i wybiegł. Wyglądał, jakby się czegoś obawiał – mówi ks. Stanisław Nazarczuk, kapelan Szpitala Niepublicznego w Zamościu.

- Na początku nie zrozumiałam wiadomości od Pawła. Dopiero gdy cztery dni później dostałam wiadomość, że znaleziono jego ciało, pomyślałam – to nie wypadek – mówi Marzena Adamczuk, narzeczona Pawła Pysia. Mężczyzna miał 35 lat.

Silnik włączony, tętna brak

7 maja. Godz.9:10. Policjanci podchodzą do białego tira zaparkowanego na drodze wyjazdowej ze stacji benzynowej Orlen w rejonie ul. Śliwiaka w Krakowie. Samochód ma włączony silnik. Drzwi od strony kierowcy są otwarte. W środku między fotelami z twarzą na podłodze leży mężczyzna. Jeden z funkcjonariuszy sprawdza tętno. Brak. Widzi sine uszy i usta. W notatce służbowej pisze o widocznych plamach opadowych.

Policjantów zawiadomił pracodawca Pawła Pysia. Twierdził, że kierowca dziwnie się zachowywał, mówił, że nie wiem, gdzie się znajduje. Nagle stracił z nim kontakt. Ostatni raz rozmawiali o 8:20. 50 minut przed odnalezieniem ciała przez policjantów.

- Nie jest znany dokładny czas śmierci – mówi nam prok. Janusz Hnatko z Prokuratury Okręgowej w Krakowie. Plamy opadowe i zasinienia, które zauważyli policjanci, budzą wątpliwości. O opinię w tej sprawie poprosiliśmy medyka sądowego. – Jeśli wziąć pod uwagę temperaturę panującą w kabinie samochodu, można sądzić, że do śmierci mogło dojść sporo wcześniej niż w ciągu 50 minut od odnalezienia ciała. Wskazują na to tak widoczne plamy opadowe i bardzo ciemny kolor ucha – mówi nam biegły, który prosi o anonimowość.

Pytania bez odpowiedzi

- Prokuratura wstępnie przyjęła, że Paweł zmarł z przyczyn naturalnych. Nie wiem jednak, na jakiej podstawie tak uznano. Jest wiele pytań, a odpowiedzi brak – mówi Marzena.

- Sekcja zwłok nie pozwoliła na ustalenie przyczyny śmierci – mówi prok. Hnatko. Lekarz przeprowadzający sekcję zwłok stwierdził jednak, że wyklucza śmierć z powodu urazu mechanicznego. Bliscy Pawła cały czas walczą o to, by wyjaśnić, jak zmarł. Prokuratura zamówiła badania toksykologiczne. Wyniki mają być w ciągu trzech miesięcy.

Do tej pory nie zbadano ubrań, które mężczyzna miał na sobie, gdy znaleźli go policjanci. Na koszulce widać bardzo dużą plamę krwi. Podobna jest w tym samym miejscu na kurtce. Śledczy uznali jednak, że nie będą badać odzieży. - Nie dokonywano oględzin ubrań, wraz z ciałem denata zostały przekazane do ZMS, gdzie po sekcji nie stwierdzono obrażeń ciała, które skutkowałyby zgonem pokrzywdzonego – tak tłumaczy to prokuratura.

- Dopiero co rozmawiałam z prokuraturą. Ubrania Pawła nie będą badane i mogę je zabrać - mówi Marzena.

Paweł Pyś miał krwiaka w dolnej części czoła. Czy krew pochodziła z jego nosa? Trudno w to uwierzyć, bo plamy krwi znajdują się na plecach. Czy zabrudzenia pochodzą od innej osoby, z którą mężczyzna mógł mieć kontakt? Nikt tego nie sprawdził.

Sprzeczne relacje

Mężczyzna od kilku lat pracował jako kierowca. Często woził leki takie jak morfina i psychotropy. W nocy przed śmiercią transportował paczki firmy kurierskiej. O trzeciej nad ranem narzeczona wysłała do niego wiadomość. Oddzwonił. – Nie zachowywał się jak chory. Mówił normalnie. Był kontaktowy – mówi Marzena Adamczuk.

Po rozmowie z narzeczoną dojechał tirem do stacji rozładunkowej w Krakowie. Po wyładowaniu towaru Paweł Pyś miał mieć kilka godzin przerwy. Dotarliśmy do osoby, która tam pracuje. – Wyglądał trochę dziwnie. Miał duży krwiak nad nosem. Był rozkojarzony – mówi nam mężczyzna.

Wyjechał stamtąd ok. 7. Według danych z GPS, zamiast jechać prostą i krótszą drogą na stację benzynową, wybrał wąskie i kręte uliczki. Na ul. Śliwiaka wjechał ok. 8:00. Tyle mówią dane z lokalizacji. Policja zabezpieczyła okoliczny monitoring, ale na razie nie wiadomo, czy cokolwiek widać na nagraniach.

Firma kurierska wydała oświadczenie w sprawie śmierci mężczyzny. "Kierowca po przyjeździe do krakowskiego magazynu firmy źle się poczuł. Został natychmiast otoczony opieką. Na miejsce zostały wezwane odpowiednie służby. Nie jesteśmy stroną tej sprawy i dlatego nie jesteśmy upoważnieni do udzielania dalszych informacji" – czytamy w piśmie.

Prywatne śledztwo

Czy pogotowie dotarło na miejsce i zbadało Pawła? Co z policją, która miała być wzywana do kierowcy? Relacje stacji rozładunkowej bardzo się różnią w tych kwestiach. Odpowiedzi na razie brak. Tak jak wielu innych w tej sprawie.

Samochód, w którym znaleziono ciało Pawła Pysia, tego samego dnia został przekazany jego pracodawcy. Otrzymał on także rzeczy osobiste mężczyzny. Pobieżne oględziny tira i kilka zdjęć z miejsca zdarzenia wystarczyły śledczym.

Bliscy Pawła Pysia domagają się ekshumacji i ponownej sekcji zwłok. Marzena Adamczuk prowadzi prywatne śledztwo w tej sprawie. W najbliższym czasie ma złożyć zeznania w sprawie tego, co udało jej się ustalić. Czeka także na opinie niezależnego biegłego, który weryfikuje wyniki sekcji zwłok jej narzeczonego. – Chcę po prostu wiedzieć, co tam się stało – mówi Marzena Adamczuk.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (129)