Pedofil ułaskawiony przez Andrzeja Dudę twierdził, że jego córka kłamie. Sądy nie miały wątpliwości
Pedofil ułaskawiony przez Andrzeja Dudę - jak informuje "Rzeczpospolita" - twierdził, że jego córka, którą molestował seksualnie, kłamie. Przed sądem nigdy nie przyznał się do winy. Ale sąd nie miał co do niej wątpliwości.
Pedofil, którego w marcu tego roku ułaskawił prezydent Andrzej Duda, to mężczyzna, który w 2013 roku został skazany za wieloletnie znęcanie się nad córką i molestowanie jej od 11. roku życia.
Jak informuje "Rzeczpospolita", mężczyzna miał nigdy nie przyznać się do winy przed sądem. A w dodatku twierdził, że jego córka i konkubina kłamią. Sądy dwóch instancji nie miały wątpliwości, że jest winny.
"Nie miałyśmy pieniędzy na życie"
Mężczyzna został skazany na cztery lata więzienia za znęcanie się nad bliskimi i molestowanie córki. Na wolność wyszedł w 2015 roku. Podczas odbywania kary złamał zakaz kontaktowania się z pokrzywdzonymi - dzwonił i wysyłał do nich listy. Za to również odbył karę roku więzienia. Po opuszczeniu zakładu karnego - mimo zakazu zbliżania się do córki i jej matki - zamieszkał z pokrzywdzonymi.
Kiedy kurator sądowy zawiadomił prokuraturę o złamaniu zakazu, konkubina i córka, zwróciły się do prezydenta o ułaskawienie, czyli skrócenie zakazu zbliżania. Z zeznań opublikowanych przez Polską Agencję Prasową wynika, że o ułaskawienie konkubina i córka prosiły m.in. ze względu na złą sytuację ekonomiczną. "Nie miałyśmy pieniędzy na życie" - zeznawała konkubina.
Dziewczyna - ofiara ojca - miała być zmuszona przerwać naukę w szkole i wspólnie z matką iść do pracy fizycznej, wykonywanej na umowę zlecenie. Według informacji Onetu, kobiety miały mieć długi.
Pedofil nie przyznał się do winy
"Rzeczpospolita" cytuje uzasadnienie prawomocnego wyroku, jaki zapadł przed Sądem Apelacyjnym w Gdańsku w 2013 roku. Tam czytamy: "Oskarżony bezsprzecznie był agresorem w domu, wykorzystując przewagę fizyczną, często stosował wobec nich (partnerki i córki - red.) przemoc, znieważał je i zastraszał".
Obrońca mężczyzny złożył apelację, całkowicie odrzucając dowody jego winy. A w czasie procesu dwukrotnie - jak informuje "Rzeczpospolita" - składał wnioski o przebadanie konkubiny i córki wariografem. Bo podważał ich prawdomówność.
"Oskarżony nie przyznaje się do popełnienia zarzucanych mu czynów i nigdy nie doprowadzał (...) do innych czynności seksualnych. Być może zbyt surowo traktował (...) wyzywając ją od ‘głąbów’, jednak tak prymitywnie rozumiał proces wychowawczy (...). Potwierdzają to opinie sądowo-psychiatryczne i psychologiczno-seksuologiczne, w których stwierdzono u A. W. zaburzenia psychiczne i uzależnienie od alkoholu przy jednoczesnym braku zaburzeń preferencji seksualnych pod postacią parafilii" - czytamy w uzasadnieniu wyroku sądu.
Obrońca podważał w apelacji również zasądzony sześcioletni zakaz kontaktu mężczyzny z córką i konkubiną.
Sąd nie miał wątpliwości
Sąd nie miał jednak wątpliwości, że mężczyzna dopuścił się molestowania córki od jej 11. roku życia. Miał też znęcać się nad córką, od kiedy ta skończyła siedem lat. Skazał mężczyznę na cztery lata więzienia. W apelacji sąd zwrócił uwagę na wiarygodne zeznania córki, czy jej zapiski w pamiętniku.
Według opinii biegłej - opublikowanej w "Rzeczpospolitej" - u pokrzywdzonej występowały m.in. "zaburzenia psychosomatyczne, tj. bóle brzucha, bóle głowy, bardzo duży lęk w relacjach społecznych, brak akceptacji siebie, zaniżona samoocena".
Mężczyzna miał często "straszyć" konkubinę wyrzuceniem z jednopokojowego mieszkania, którego był najemcą.
Czytaj też: Koronawirus. Raport z frontu, dzień piąty. Po omacku
Zapisz się na nasz specjalny newsletter o koronawirusie.
Masz news, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl
.