Paweł Lisicki o Schetynie: Grzegorz Skarżypyta
Czy szef PO faktycznie, tak jak Martin Schulz, uważa, że w Polsce dochodzi do zagrożenia demokracji a Jarosław Kaczyński rządzi w stylu Władimira Władimirowicza Putina? Nie wierzę - pisze Paweł Lisicki dla Wirtualnej Polski. I dodaje: "Gdyby kierować się logiką wyszłoby na to, że reżim Tuska musiał być gorszy niż zamordyzm Putina, skoro mogąc wybrać swobodnie, a tego na razie panowie Schultz i Schetyna nie podważyli, Polacy wybrali kogoś a la Putin".
03.02.2016 | aktual.: 26.07.2016 13:13
A jednak to nie sen. Szczypię się i ciągnę za policzek, a zwida co i rusz prawdą się okazuje. Najpierw myślałem, że działania obecnej opozycji to jedynie rezultat chwilowego zamroczenia, odreagowania po ciosie, jaki zadał PiS. Po dwóch przegranych, po stracie urzędu prezydenta i laniu w Sejmie, Platforma robiła wrażenie ciężko trafionego boksera, co to słania się i przelewa, a to lin szukając, a to przylgnięcia do przeciwnika. Myślałem wszakże, że to kryzys chwilowy, że PO wreszcie się otrząśnie, do walki zbierze, pod nowym przywództwem nowego lidera rękawicę podejmie i dla zwycięskiego PiS-u stanie się przeciwnikiem groźnym.
Tak było do chwili, kiedy poczytałem komentarze Grzegorza Schetyny po odwiedzinach w Brukseli. Z tej mąki chleba nie będzie. Doprawdy, jeśli na tym będzie teraz polegał program PO, żeby wobec Unii próbować występować w roli prawdziwego polskiego rządu, to jest to przepis na klęskę. Groteskowa dość konferencja gabinetu na uchodźctwie - Schetyna, Lewandowski, Neumann - mogła budzić co najwyżej uśmiech politowania. Być może to dziwaczna próba walki o popularność z .Nowoczesną, może jakiś ukłon w stronę "Gazety Wyborczej", nie wiem. Powtarzam natomiast, że dla opozycji to strategia zabójcza. Raz - politycznie nieskuteczna, dwa - wątpliwa moralnie.
Po spotkaniu z Martinem Schultzem Grzegorz Schetyna stwierdził, że "mamy wspólne zdanie z przewodniczącym Parlamentu Europejskiego odnośnie rozwoju sytuacji w Polsce. (...) UE nie może myśleć, że ostatnia debata na ten temat skończyła już dyskusję o zmianach zachodzących pod rządami PiS". I dodał: "PiS będzie niszczył wizerunek Polski. Ten rząd buduje omnipotencję państwa. Nie damy się szantażować". Na Twitterze zaś oświadczył, że dzięki aktywności w Brukseli będzie "bronić pozycji Polski w Europie i świecie oraz reprezentować interesy Polaków w instytucjach UE". Otóż twierdzenia te są bałamutne a ich jedynym efektem może być spadek poparcia dla opozycji.
Czy szef PO faktycznie, tak jak Martin Schulz, uważa, że w Polsce dochodzi do zagrożenia demokracji a Jarosław Kaczyński rządzi w stylu Władimira Władimirowicza Putina? Nie wierzę. To znaczy mógłbym w to uwierzyć, gdybym uznał, że panowie Schulz i Schetyna nie mają bladego pojęcia o stylu rządów Putina: o zastraszaniu opozycji, morderstwach politycznych, fałszerstwach wyborczych, korzystaniu dla utrzymania władzy z poparcia wojska i sił specjalnych, o całym systemie korupcji, która oplata niczym pajęczyna najbliższe Putinowi kręgi, wreszcie o roli, jaką w otoczeniu prezydenta Rosji pełnią byli wyżsi i niżsi rangą oficerowie KGB. Do tego obrazu putinowskiej Rosji, gdzie takie znaczenie mają skrytobójstwo, szantaż i kłamstwo, można by dorzucić kilka drobiazgów: skłonność do siłowego rozwiązywania konfliktów czy ograniczenia narzucane na działalność wolnych mediów. Przyznam, że mimo najlepszej woli nie jestem w sobie w stanie wzbudzić wiary w to, że Schetyna faktycznie uważa, że Jarosław Kaczyński w taki sposób
Polską zarządza.
Pomijając już fałszywość takiego twierdzenia, prowadziłoby one do zaskakującego pytania: jak to się stało, że po ośmiu latach władzy PO, za które Schetyna ponosi współodpowiedzialność, Polacy wybrali rządy w stylu putinowskim? Gdyby kierować się logiką wyszłoby na to, że reżim Tuska musiał być gorszy niż zamordyzm Putina, skoro mogąc wybrać swobodnie, a tego na razie panowie Schultz i Schetyna nie podważyli, Polacy wybrali kogoś a la Putin.
Niemniej trudna z punktu widzenia logiki jest odpowiedź na pytanie, w jaki sposób Platforma pod przywództwem Schetyny zamierza reperować i odbudować wizerunek zagraniczny Polski, skoro jest główną siłą, która ten wizerunek niszczy? Jeśli Schetyna uważa to, co Schulz, a Schulz uważa, że Polska znajduje się pod władzą dążącą do obalenia demokracji, to na czym owo reperowanie wizerunku ma polegać? Jak można mówić jednocześnie, a to robi Grzegorz Schetyna, że Polacy wybrali sobie na przywódcę zamordystę i z drugiej strony ogłaszać, że w ten sposób przyczynia się do naprawy wizerunku Polski? No chyba, to byłby kolejny wniosek, że to zabieganie o reperację wizerunku Polski za granicą ma zdaniem opozycji polegać na tym, żeby upodobnić go do wizerunku Rosji, bo ten, wyszłoby na to, jest w Unii bardzo dobry. Dość to chyba karkołomne, nieprawdaż?
Ktoś powie, słusznie, że nie o logikę tu chodzi. Dobrze, zostawmy ją na boku, spróbujmy zrozumieć interesy. Pytanie: czy politycy PO faktycznie wierzą, że odwołując się do Unii jako do arbitra w sporze z rządem i prezydentem stają się bardziej w Polsce wiarygodni? Że to właściwa i odpowiedzialna metoda działania? Trudno w to uwierzyć. Taka chęć posługiwania się Komisją jako narzędziem do odzyskania swej władzy w Polsce jest wyjątkowo niebezpieczna. Każe bowiem zadać pytanie czy dla opozycji suwerenność i niepodległość są nadal wartościami? A może Grzegorz Schetyna uważa, że Polską najlepiej rządziłaby Bruksela lub inna stolica? Że Polacy sobie nie radzą z demokracją, że po 26 latach od 1989 roku potrzebują bratniej pomocy? Nic na to nie poradzę, ale takie ciągłe rozdrapywanie ran za granicą, to wypłakiwanie się w mankiety unijnych polityków. Ta próba atakowania w Brukseli obecnych władz kojarzy mi się jak najgorzej. Czy taka opozycja, tak bardzo uzależniona od Brukseli, tak bardzo zdana na łaskę i niełaskę
komisarzy, będzie umiała w przyszłości bronić polskich interesów? Będzie potrafiła przekonać do siebie Polaków, pokazać, że będzie umiała uprawiać podmiotową politykę? Czy też, przeciwnie, te gorączkowe zabiegi o poparcie Unii w rozgrywce z własnym rządem nie są świadectwem słabości i podległości? W jaki sposób, zakładając, że PO uda się postawić obecny rząd pod pręgierzem i uda się przekonać europejską opinię publiczną, że Polska demokracja jest chorym dzieckiem Europy, nie straci na tym polska racja stanu?
Nie pierwszy to przykład, kiedy frustracja i słabość podpowiadają złe wybory. W polskim interesie jest taka opozycja, która, gdyby tak się stało i gdyby wygrała wybory, będzie potrafiła walczyć o polskie interesy z innymi. PO robi wszystko, żeby taką wiarę uniemożliwić. Przypomina coraz bardziej małego skarżypytę, który nie potrafiąc znieść przewagi konkurenta biegnie do nauczycielki i obiecuje w zamian za lepsze stopnie pełne posłuszeństwo. W klasie takich się nie lubi. A naród takich nie szanuje.
Paweł Lisicki dla Wirtualnej Polski