PublicystykaPaweł Lisicki o Marcinkiewiczu, PiS-ie i sporze o Trybunał: kto tu naprawdę jedzie po bandzie?

Paweł Lisicki o Marcinkiewiczu, PiS‑ie i sporze o Trybunał: kto tu naprawdę jedzie po bandzie?

Mimo szumu na sali, pokrzykiwań i protestów, a nawet okupacji mównicy, większość pisowska w Sejmie wybrał pięciu nowych sędziów do Trybunału Konstytucyjnego. Jednak nie to, przykro mi, było najbardziej bulwersującym wydarzeniem ostatnich dni. To prawda, że PiS, mówiąc pięknym językiem młodzieży, „jedzie po bandzie” i nagina na swoją korzyść przepisy, ale wcześniej rekordy żenady pobili inni – pisze Paweł Lisicki dla Wirtualnej Polski. Publicysta komentuje list prawników UJ do prezydenta Dudy, ostatnie wypowiedzi sędziów Trybunału Konstytucyjnego oraz występ Kazimierza Marcinkiewicza w programie Tomasza Lisa.

Paweł Lisicki o Marcinkiewiczu, PiS-ie i sporze o Trybunał: kto tu naprawdę jedzie po bandzie?
Źródło zdjęć: © Eastnews | Witold Rozbicki/REPORTER
Paweł Lisicki

02.12.2015 | aktual.: 08.12.2015 13:23

W sumie niedługo musiałem czekać aż ktoś odważy się ogłosić, że Polskę pod rządami PiS czeka rozlew krwi. Wyścig o najbardziej mroczną przepowiednię co do losów ojczyzny wygrał Kazimierz Marcinkiewicz, znany szerzej czytelnikom „Superaka” jako Kaz. W programie Tomasza Lisa, (tego, który niedawno ogłosił, że w Warszawie powstanie Majdan), były premier nie przebierał w słowach i wizjach, również tych mrocznych i krwawych. Naiwnie sądziłem, że po opowieściach Izabel, która to bez pruderii przedstawiła wszelkie możliwe szczegóły i szczególiki z alkowy małżeńskiej Kaza i swojej, a także zarysowała dość grubą kreską polityczny wymiar horyzontów niegdysiejszego premiera, kariera medialna Kaza runie bezpowrotnie w gruzach. Nic z tego. Po prostu są ludzie na kompromitację odporni jak stal. Wystarczy, że można mieć pewność, że będą pluć na swoich niegdysiejszych dobroczyńców, przede wszystkim na Jarosława Kaczyńskiego, a wszelkie winy, głupoty i słabości puszczone im zostaną w niepamięć.

Jednak żenada ma nie tylko imię Kaza. W tym samym czasie co Marcinkiewicz swe zaniepokojenie o stan prawa w Polsce zdążył wyrazić wydział prawa Uniwersytetu Jagiellońskiego, gromiąc i strofując prezydenta Andrzeja Dudę. Upomnieli oni absolwenta swej zacnej uczelni i niczym niesfornego ucznia postanowili go przywołać do porządku. Rada Wydziału Prawa i Administracji Uniwersytetu Jagiellońskiego wystosowała uchwałę, w której apeluje do głowy państwa o uszanowanie prawa i wolności obywatelskich. „Apelujemy o niezwłoczne podjęcie działań, które nie dopuszczą do trwałego zachwiania równowagi pomiędzy władzą sądowniczą a władzami ustawodawczą i wykonawczą" - napisali profesorowie z Alma Mater prezydenta. Ich zdaniem podpisana przez prezydenta ustawa z 19 listopada o zmianie ustawy o Trybunale Konstytucyjnym nie daje się pogodzić z zasadą demokratycznego państwa prawnego, narusza też wymogi nieusuwalności sędziów, legalizmu i niedziałania prawa wstecz. Podważa również zaufanie do TK.

No to pięknie, pomyślałem czytając te słowa. Ciekawe, gdzie czcigodni profesorowie znaleźli w konstytucji zapis, przyznający radom wydziałów prawo oceniania zgodności z konstytucją działań prezydenta. Skąd u licha czerpią przekonanie, że mają prawo strofować głowę państwa i oceniać, które podpisy są, a które nie są, słuszne i legalne? W oparciu o co grupa krakowskich prawników przyznaje sobie taki autorytet? Kto ją wybrał? Czekam teraz na pozostałe środowiska. Dlaczego milczą nauczyciele prezydenta? Gdzie jest głos jego licealnych kolegów? Studentów z wydziału i ze stołówki? A może doczekam się jeszcze apelu lekarzy, których pacjentem był Andrzej Duda?

Choć i ten apel był dla mnie mniejszym szokiem – pamiętam przecież jak środowiska uniwersyteckie próbowały, niestety skutecznie, powstrzymać proces lustracji przed laty – niż zachowanie samych sędziów Trybunału. Otóż okazało się, że w swej mądrości i niezależności sędziowie, działając na wniosek byłego ministra sprawiedliwości Borysa Budki z PO ogłosili, że do czwartku 3 grudnia Sejm nie może dokonać wyboru nowych sędziów. „To nie żaden apel. Sejm nie może teraz dokonać wyboru. Do czasu wyroków TK” – chwalił się postanowieniem TK poseł Platformy. Rzeczywiście, było się czym chwalić. Po raz pierwszy w dziejach III RP Trybunał…postanowił zabezpieczyć wniosek grupy posłów i wezwać Sejm do powstrzymania się od wyboru sędziów TK do czasu, kiedy sam nie ogłosi, czy ustawa o wyborze sędziów jest zgodna z Konstytucją. Prościej: TK ogłosił swoją władzę nad Sejmem! To postanowienie jest tak kuriozalne i niezwykłe, że długo nie mogłem uwierzyć, że naprawdę zostało wydane. Jakim to prawem Trybunał mógł zażądać od
parlamentu rezygnacji z wyboru sędziów? Na mocy jakiej ustawy? Jakiego artykułu konstytucji?

Jedyna korzyść z tej sytuacji polega na tym, że wreszcie ujawniły się intencje ludzi, którzy przegłosowali w czerwcu nową ustawę o TK. Jeśli w sprawie wyboru sędziów Trybunał mógł wydać postanowienie, na wniosek opozycji, nakazujące Sejmowi zawieszenie działań, to dlaczego nie w innych sprawach? Od tej pory praktycznie każda ustawa będzie mogła być w ten sposób blokowana.

To się właśnie nazywa gwałcenie demokracji i poszerzanie swoich kompetencji. Przyjęcie zasady, że parlament musi się wstrzymywać z działaniem dopóki Trybunał nie wyda orzeczenia co do legalności danej ustawy oznaczałaby praktycznie zmianę ustroju Polski. Zamiast demokracji mielibyśmy do czynienia z sędziokracją lub, jeśli uwzględnić roszczenia poszczególnych rad wydziałów prawa, prawnikokrację. Doprawdy, jak można tego nie widzieć?

Jak można nie zauważać, że w konflikcie o Trybunał jego prezes, profesor Andrzej Rzepliński, kompletnie się pogubił? Najpierw brał udział w przygotowaniu ustawy zmieniającej sposób wyboru sędziów, a potem w mediach uznawał, że jest zgodna z prawem. Czy wygłaszając te opinie sam nie podważył swej niezawisłości? Czy jego opinii, wygłoszonych publicznie, nie należy uznać za niedopuszczalny nacisk na innych sędziów? A jak traktować zachowanie innych byłych prezesów Trybunału? Dlaczego zamiast uspokajać, dolewają oliwy do ognia?

Dlaczego opowiadają o zamachu stanu, o końcu demokracji, o totalitaryzmie, dlaczego bez krzty żenady porównują obecną Polskę do Białorusi i Rosji? W ten sposób wydają marne świadectwo tak o sobie jak i, przykro to powiedzieć, o swoich kompetencjach. Co jest wart sędzia, który nie odróżnia państwa Putina od współczesnej Polski? I jeśli jest tak bardzo zaślepiony, to jaką wartość miały jego wcześniejsze opinie?

To wszystko pytania, które wręcz cisną się na usta. Obrońcy TK i sami sędziowie „jadą po bandzie” nie mniej niż PiS, a może nawet bardziej. Tylko jakoś się o tym nie mówi.

Paweł Lisicki dla Wirtualnej Polski

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (2122)