Paweł Kapusta: Głos, który naprawdę ma znaczenie. Idź na wybory! [OPINIA]
Polska jest dziś krajem pękniętym na pół, każdy żyje tu w swojej bańce, a wybory mogą rozstrzygnąć się minimalną przewagą. Twój głos może zdecydować o wszystkim. Wybory prezydenckie 2025 mogą zmienić bieg polskiej polityki - jeśli nie głosujesz, oddajesz decyzję innym - pisze tuż przed ciszą wyborczą Paweł Kapusta, redaktor naczelny Wirtualnej Polski.
Tekst powstał w ramach projektu WP Opinie. Przedstawiamy w nim zróżnicowane spojrzenia komentatorów i liderów opinii publicznej na kluczowe sprawy społeczne i polityczne.
Choć media w ostatnich tygodniach ujawniły zadziwiające wręcz fakty o kandydacie PiS Karolu Nawrockim (przejęcie kawalerki w niejasnych okolicznościach od Jerzego Ż., udział w kibolskich ustawkach w towarzystwie kompanów ze świata przestępczego, w końcu historia z Grand Hotelu opisana przez Onet), to Nawrocki nie odniósł żadnych strat sondażowych. W kampanii okazało się, że żaden materiał, żadna historia, nawet najcięższa, nie przebije efektu dwóch niemal równych plemion, stojących naprzeciwko siebie.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Tłit - Michał Kołodziejczak
Każdy obóz żyje w swoim świecie, każdy ma swoją prawdę. Przepływy między tymi światami są minimalne. Trudno o debatę, jeszcze trudniej o zrozumienie. Nawet gdy pojawiają się poważne zarzuty, jak te wobec kandydata PiS, bądź poważne kontrowersje dotyczące samego finansowania kampanii (zagraniczny kapitał wykupujący reklamy w internecie, wspierające Rafała Trzaskowskiego, a atakujące Nawrockiego i Menztzena) reakcje społeczne i tożsamościowych mediów są jakby odruchowe.
Dla jednych – kolejna odsłona "przemysłu pogardy", dla drugich – niepokojące sygnały o stanie państwa. Ale nikt nie zmienia zdania.
Tak wygląda Polska roku 2025 – jesteśmy krajem pękniętym na pół
W piątek – ostatni możliwy dzień przed ciszą wyborczą – opublikowaliśmy w WP dwa niezależne sondaże prezydenckie. Zdecydowaliśmy się opublikować dwa badania, bo w tak wyrównanym starciu każde narzędzie, które pozwala lepiej zobaczyć cały obraz, ma znaczenie. I choć obaj kandydaci próbują przekonać wyborców, że są na fali wznoszącej, to dane są jednoznaczne: przed niedzielą mamy niemal perfekcyjny remis. Różnice w wynikach obu sondaży są minimalne, a rozbieżności – mieszczą się w granicy błędu statystycznego. Pokazuje to kruchość każdej prognozy i wagę każdego głosu.
Dlatego właśnie warto pójść w niedzielę na wybory. I nie chodzi o żadną wielką patetyczną opowieść, tylko o bardzo konkretną rzecz: jeśli nie oddamy głosu, oddamy decyzję innym. Być może ludziom, z którymi się fundamentalnie nie zgadzamy. Może tym, którzy nie szanują wolnych mediów, trójpodziału władzy czy praw człowieka. W tym sensie głosowanie nie jest aktem lojalności wobec jednego z kandydatów – jest lojalnością wobec własnego sumienia, wartości i nadziei, że wspólnie możemy jeszcze zmieniać rzeczywistość.
Idźmy na wybory. Z całym swoim sceptycyzmem, zmęczeniem, a może nawet rezygnacją. Wybory to nie święto demokracji – to jej fundament. Jeśli zrezygnujemy z głosu dziś, nie miejmy pretensji jutro. Tylko obecność daje wpływ.