Pasażerka zmarła po strasznym wypadku. Kierowca nadal pracuje w MZA
Kierowca warszawskiego autobusu przytrzasnął drzwiami pasażerkę, a następnie pociągnął ją za pojazdem. Kobieta zmarła po trzech dniach. Jak ustalił biegły, kierowca był zajęty jedzeniem i nie zwrócił uwagi na sytuację wewnątrz pojazdu. Mimo zarzutów spowodowania śmiertelnego wypadku kierowca MZA nadal pracuje w miejskiej spółce - ustaliła Wirtualna Polska.
23.04.2024 17:30
O tym wypadku było w Warszawie głośno. 7 sierpnia ub. roku kierowca autobusu miejskiego wypuszczał pasażerów na przystanku przy ul. Conrada. Mężczyzna zamknął drzwi i ruszył. Nagle ludzie zaczęli krzyczeć. Okazało się, że autobus ciągnie za sobą starszą kobietę. Pasażerka została przytrzaśnięta drzwiami podczas wysiadania.
Na nagraniu powstałym niedługo po zdarzeniu widać, że autobus zatrzymał się dopiero kilkanaście metrów od przystanku.
Pogotowie ratunkowe zabrało seniorkę do szpitala. Ale 87-latka doznała tak poważnych obrażeń, że zmarła trzy dni po wypadku.
Śledczy badający sprawę poprosili o opinię biegłego. Ekspert przeanalizował zachowanie kierowcy, m.in. na podstawie nagrań monitoringu. Jego opinia brzmi jednoznacznie.
"Bezpośrednią przyczyną wypadku było nieprawidłowe i naruszające przepisy Kodeksu drogowego zachowanie kierującego autobusem Daniela U. Kierujący naruszył zasadę ostrożności spożywając pokarm podczas kierowania pojazdem i przewożenia pasażerów" - czytamy w opinii biegłego.
"Po zatrzymaniu autobusu przy przystanku Conrada-Szkolna 01 kierujący, zajmując się spożywaniem posiłku, nie zwrócił należytej uwagi na sytuację panującą wewnątrz pojazdu, w tym na zachowanie pasażerów. Nie spojrzał również w prawe lusterko zewnętrzne w momencie odjeżdżania z przystanku, w związku z czym nie posiadał wiedzy, czy manewr odjazdu z zatoki autobusem jest bezpieczny" - stwierdził biegły.
Prokuratura oskarża kierowcę. MZA nie reaguje
Na początku kwietnia prokuratura skierowała do sądu akt oskarżenia. Kierowcy autobusu za nieumyślne spowodowanie wypadku ze skutkiem śmiertelnym grozi od 6 miesięcy do 8 lat więzienia.
- Podejrzany nie przyznał się do zarzuconego mu czynu i odmówił składania wyjaśnień - informował WP Szymon Banna, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Warszawie.
Po poznaniu ustaleń prokuratury zadaliśmy pytanie rzecznikowi Miejskich Zakładów Autobusowych, czy oskarżony kierowca nadal jest pracownikiem spółki. Pytaliśmy także, czy jeśli nadal pracuje w MZA, to czy kierownictwo spółki zamierza podjąć jakieś działania w jego sprawie.
- Wspomniana przez pana osoba nie jest osobą skazaną, nie ma też odebranych jakichkolwiek praw. Spółka nie ma więc aktualnie podstaw do zmiany statusu naszego pracownika - odpowiedział na pytanie WP rzecznik MZA Adam Stawicki.
Ekspert: kierowca powinien pożegnać się z zawodem
Takie podejście dziwi Adriana Furgalskiego, prezesa Zespołu Doradców Gospodarczych TOR zajmującego się m.in. kwestią transportu publicznego.
- Zgadzam się, że dopóki nie ma ostatecznego wyroku, to ta osoba jest traktowana jako niewinna - mówi Furgalski w rozmowie z WP. - Ale wydaje mi się, że to dosyć ewidentny przykład działań, których nie powinien kierowca podejmować w czasie jazdy - dodaje.
- Ten kierowca powinien się z zawodem pożegnać. Pytanie, czy prawo pozwala na tego typu sankcje jeszcze przed wyrokiem - zastanawia się Furgalski.
Ekspert podkreśla jednak, że niebezpieczne zachowania kierowców komunikacji miejskiej trzeba stanowczo piętnować.
- Czasami jeżdżę komunikacją. Przypadków, że ktoś rozmawia przez telefon, jest na pewno za dużo. Szef jednej ze spółek miejskich opowiadał mi, że jechał komunikacją na spotkanie. Za tym pojazdem, w kolejnym autobusie, kierowca rozmawiał przez telefon. Nie przez minutę, tylko przez 10-15 minut. Ta osoba pokazywała mu, żeby przestał, ale bez efektów. Dopiero potem zadzwonił do dyspozytora, żeby zdjęto go z tej linii. Tego typu przypadki powinny być rozwiązywane regulaminowo - uważa Furgalski.
Ekspert przyznaje, że w Polsce brakuje w tej chwili kierowców zawodowych. - Mamy olbrzymi deficyt w tych zawodach, ale to nie oznacza, że stawiamy ten problem nad kwestią bezpieczeństwa - uważa Adrian Furgalski.
Zastępca prezydenta
- Nasz regulamin przewozów jasno mówi o tym, że kierowca nie może w żaden sposób naruszać przepisów prawa podczas przejazdu - komentuje w rozmowie z WP zastępca prezydenta Warszawy Michał Olszewski.
Z raportu powstałego po wypadku m.in. na podstawie monitoringu wynika, że pracownik MZA w trakcie jazdy jadł rzodkiewki.
- Przepis mówi, że w przypadku przewozu osób kierowca nie może rozmawiać przez telefon, używać słuchawek, spożywać posiłku czy pić napojów. Jest to zabronione. Ale czy w tym przypadku doszło do złamania prawa, oceni to sąd - mówi zastępca prezydenta.
Urzędnik podkreśla, że ratusz nie analizował sprawy pod kątem odpowiedzialności kierowcy, bo od tego są właśnie organy ścigania. Analiza dotyczyła jedynie zbadania innych okoliczności, które mogły mieć wpływ na zdarzenie. Takich rzeczy jednak nie znaleziono.
Paweł Buczkowski, dziennikarz Wirtualnej Polski
Napisz do autora: pawel.buczkowski@grupawp.pl
Czytaj także: