Paragwaj: wdarli się do parlamentu, a potem go podpalili
Setki demonstrantów wdarły się na terytorium paragwajskiego parlamentu po tym, jak zmieniając przepisy deputowani umożliwili urzędującemu prezydentowi ponowny start w wyborach.
Na publikowanych w sieci filmikach widać, jak protestujący podpalają budynek parlamentu. Według informacji części mediów, splądrowano też biura posłów, którzy zgodzili się na ponowny start prezydenta Horacio Cartesa w wyborach.
Policja użyła gumowych kul i armatek wodnych, by rozpędzić tłum. Opozycja twierdzi, że jedna osoba zginęła. Wśród rannych mają być zarówno protestujący jak i policjanci oraz politycy.
To najgorsze zamieszki w Paragwaju od czasu, gdy w 1992 roku w kraju wprowadzono demokrację. Po wcześniejszej dyktaturze ustanowiono prawo, zabraniające prezydentowi kandydowania na drugą i kolejne kadencje. Jednak, gdy grupa 25 parlamentarzystów w tajemnicy podjęli decyzję o zezwoleniu na reelekcję prezydenta Cartesa, na ulice wyszły tłumy.
- Mieszkańcy Paragwaju będą walczyć z tymi gumowymi kulkami. Parlamentarzyści przywrócili dyktaturę. Wkrótce będą strzelać do nas metalowymi nabojami - mówił jeden z protestujących.
Prezydent Paragwaju zaapelował o spokój w kraju. Politycy z partii rządzącej mówią, że nie ma mowy o złamaniu prawa, a opozycja twierdzi, że uchwała nie ma mocy prawnej. Zmiany musi jeszcze rozpatrzyć druga izba parlamentu.
Paragwaj do 1989 roku rządzony był przez wojskowych. W 1992 roku zatwierdzono nową konstytucję, która wprowadziła ograniczenia uprawnień prezydenta. Mimo to, krajem wstrząsały walki pomiędzy partiami i polityczna niestabilność.