"Papież kłamie! I powinien ustąpić!"
Taki zarzut i żądanie postawiono papieżowi Franciszkowi. I to w samym sercu Watykanu. Oskarżenie wysunął były nuncjusz w USA abp Carlo Maria Vigano. Zarzuty są naprawdę dużego kalibru.
18.10.2018 | aktual.: 18.10.2018 13:09
Były dyplomata watykański z Waszyngtonu, ostrzył sobie zęby na pierwsze stanowisko po papieżu – sekretarza stanu (premiera Stolicy Apostolskiej). Ale został pominięty. Szybko nadarzyła się jednak okazja do ataku na Franciszka związana z grzechem kościelnej pedofilii. Podmywa ona i osłabia chrystusową barkę. Za bezpośredni powód posłużyła sprawa kardynała Nowego Yorku Theodora McCarricka.
Bomba z opóźnionym zapłonem
Amerykański hierarcha do lat 90. XX w. utrzymywał intymne kontakty z klerykami i młodymi księżmi. Przez lata zapraszał seminarzystów do swojego domku przy plaży Sea Girt. Po pięciu na raz. Co nie przeszkodziło mu zrobić zawrotnej kariery. Zawdzięczał ją dwóm kolejnym sekretarzom stanu, Angelo Sodano za pontyfikatu Jana Pawła II, i Tarcisio Bertone za pontyfikatu papieża Benedykta XVI. Obydwaj przymykali oczy na homoseksualne kontakty Amerykanina. Dopiero papież Benedykt XVI zamknął purpurata w klasztorze i zakazał mu publicznych wystąpień. Franciszek natomiast karę cofnął.
Mało tego – powierzył McCarrickowi szereg delikatnych misji. To dzięki jego staraniom Kuba i USA wznowiły stosunki dyplomatyczne. 87-letni dziś hierarcha towarzyszył też Franciszkowi w jego zagranicznych pielgrzymkach. Czyżby dlatego, że od upadłego kardynała papież przyjmował duże sumy, choć sam głosi wizję ubogiego Kościoła. Ale prawdziwa bomba wybuchła dopiero teraz.
McCarrick nie tylko sypiał z klerykami, ale molestował nieletnich, a Franciszek o tym wiedział - oskarża abp Vigano. Skąd te informacje? Vigano twierdzi, że informacje o czynach pedofilskich McCarricka osobiście przekazał papieżowi. A więc Franciszek musi odejść.
Roztoczenie ochronnego parasola nad oskarżonym o pedofilię kardynałem to bardzo ciężki zarzut. Tymczasem papież milczy. I podkreśla, że "nie powie ani słowa".
Papież wybrał metodę "na przeczekanie"
Franciszek najwyraźniej myśli, że skutecznie odżegnał się od kłopotu nazwiskiem McCarrick. Przyjął strategię, którą już raz zastosował wobec swoich przeciwników. Dwa lata temu oskarżono go o herezję. Kwartet konserwatywnych kardynałów wiążąco, na piśmie, zarzucił mu, że postanowienia synodu rzymskiego rozwadniały naukę Kościoła o sakramencie małżeństwa. I dopuszczały rozwiedzionych w drugich związkach do komunii.
Papież przeczekał atak i pozwolił, by w międzyczasie dobry Bóg dwóch sygnatariuszy pisemnego oskarżenia odwołał do siebie, a sama sprawa rozeszła się po kościach. Nigdy nie odniósł się do pisemnego wezwania. Jeśli tym razem próbował ukręcić sprawie łeb w identyczny sposób, popełnił potężny błąd. Usiłując przeczekać polowanie, wystawił się na strzał i sam sobie na dodatek zarzucił pętlę na szyję.
Gazety włoskie donoszą, że abp Vigano posiada walizkę pełną obciążających dokumentów "o sile bomby atomowej". Jakich? Dobre pytanie. Na razie w obawie o swoje życie abp. Vigano przebywa w ukryciu.
Wybrany, by wyciągnąć Kościół z opresji (w tym także skandali pedofilskich duchownych), w jaką ten popadł pod koniec rządów papieża-naukowca Benedykta XVI, pontyfikat swój rozpoczął Franciszek wezwaniem „róbcie hałas”. Sam dając najlepszy przykład. Obudził wśród wielu katolików nadzieję na dopasowanie Kościoła do realiów XXI wieku.
Między innymi poprzez ukrócenie centralizmu Kurii Rzymskiej. To musiało na konserwatywnych kardynałów i biskupów zadziałać jak czerwona płachta na byka. Zaczęło się zastawianie pułapek, jak wciśnięcie na członkinię komisji ds. badania finansów Watykanu atrakcyjnej kobiety. Immacolata Chaouqui, której imię oznacza, nomen omen, "niepokalana", okazała się kretem, kradnącym dokumenty z biurka papieskiego.
Kolejną pętlą dla Franciszka miało być owo oskarżenie o herezję. Od chwili, gdy otrzymał pisemne wezwanie, by wyjaśnił, czy rozwiedzeni w nowych związkach mogą przyjmować komunię, papież i jego otoczenie są przekonani o spisku konserwatywnych kręgów w USA i kurii rzymskiej. Ich wyrazicielem jest nuncjusz Vigano. Jego ostatnie wystąpienie jest właściwie wezwaniem do puczu.
W oczekiwaniu na "porządny skandal”
Vigano pętlę na papieża ukręcił jego własną bronią. „Zero tolerancji dla pedofilii”, ogłosił przed laty Franciszek. Skoro jednak pedofilia duchownych okazała się bardziej rozpowszechniona niż sądzono, to może i głowa Kościoła miałaby coś na sumieniu? Cóż mogłoby bardziej skompromitować Franciszka? Cóż mogłoby osłabić go tak, by "dla dobra Kościoła" musiał abdykować? Najlepiej porządny skandal. Tym bardziej, że sprawa abp McCarricka nie jest jedyna. "Właściwi ludzie” poszperali w przeszłości Jorge Mario Bergoglio, kardynała z Buenos Aires, który został papieżem. I znaleźli.
Papieskie odium nazywa się Julio Cesar Grassi. Należał do najbardziej znanych argentyńskich księży. Udzielał się w mediach. A jednocześnie prowadził dom dziecka. Przynajmniej do momentu, kiedy oskarżono go o molestowane 11- i 12-letnich podopiecznych. Od 2009 roku odsiaduje wyrok w więzieniu.
Na potrzeby procesu apelacyjnego ówczesny prymas Argentyny, kardynał Bergoglio, zaangażował najlepszego adwokata w kraju i kazał sporządzić obszerne dossier, które sfinansował. Na 2600 stronach znalazły się sformułowania zarzucające wychowankom księdza Grassi kłamstwa i oszustwa. Dokument podważał zasadność decyzji sądu i sugerował weryfikację wyroku.
Bergoglio nie tylko opłacał adwokatów Grassiego, którego był spowiednikiem, ale 2600-stronicowy dossier wysłał sędziom krótko przed rozprawą apelacyjną. Jeden z adresatów, sędzia Carlos Mahigues, powiedział francuskim dziennikarzom, że studium jest wyjątkowo jednostronne, a jego autorzy próbowali wywrzeć presję na sędziach. Sąd apelacyjny utrzymał wyrok w mocy, i to mimo, że kluczowemu świadkowi, byłemu wychowankowi księdza Grassi, skradziono dowody obciążające dawnego opiekuna.
Ofiary księdza Grassi zwracały się do najpierw do kardynała Bergoglio, po papieskiej elekcji do Franciszka. I nigdy nie zostały wysłuchane. To dlatego papież miałby dużym łukiem omijać Argentynę. Francuski dziennikarz Martin Boudot przez 8 miesięcy próbował skontaktować się z papieżem. Bez powodzenia. Wreszcie zapytał go podczas generalnej audiencji na Placu Św. Piotra. W krótkiej wymianie zdań papież wszystkiemu zaprzeczył.
A padre Grassi nie był jedyny.
Julieta Anazco miała 7 lat, gdy molestował ją na harcerskim obozie ksiądz Gimenez. Po powrocie z wakacji rodzicom nic nie opowiedziała, później chodziła na terapię, ale ją przerwała. Dziś należy do stowarzyszenia Sieć Ocalonych, skupiającego ofiar księży-pedofilów ze wszystkich kontynentów.
Kiedy kardynał Bergoglio został już papieżem Franciszkiem, razem z innymi ofiarami księdza Gimeneza napisała do papieża list.
Dała wyraz swojemu rozżaleniu, że podczas gdy ksiądz Gimenez nadal odprawia msze i ma kontakt z dziećmi, jego ofiary cierpią na traumę, depresję, a niektóre z nich mają za sobą próby samobójcze. Nigdy nie otrzymała z Watykanu odpowiedzi. Choć w międzyczasie ksiądz Gimenez z pracy w parafii został przeniesiony do domu księży emerytów.
Ale to jeszcze nie wszystko. Z ośmiu kardynałów, którzy cieszą się jego zaufaniem, papież utworzył konkurencyjny do Kurii Rzymskiej rząd – tzw. Radę K-8.
Najbardziej prominentny z owej ósemki, kardynał George Pell, nr 3 w Watykanie, minister finansów, już w lecie musiał stawić się przed sądem w Australii, oskarżony najpierw o krycie pedofilii swoich księży, potem o molestowanie. Najbliższy osobiście papieżowi kardynał Rodriguez Maradiaga miał z kolei chronić honduraskiego biskupa, na którym ciążą poważne zarzuty molestowania nieletnich.
Trzeci z kolei członek nieformalnego rządu Franciszka, chilijski kardynał Javier Ossa, chronił przestępcę seksualnego, księdza Karadimę. Jego wspólnik w przestępstwie, Juan Barros, długo cieszył się protekcją samego papieża.
W Watykanie toczy się wojna domowa
Czwarty z K-8, kardynał Joachim Marx, przewodniczący episkopatu Niemiec, właśnie opublikował raport o pedofilii niemieckich duchownych. W połowie transparentny, możliwe że zafałszowany – bo dane ze wszystkich diecezji pochodzą z kwerendy robionej przez archiwa kościelne, a nie niezależnego badania. Na dodatek są niepełne, bo wiele akt personalnych zniszczono.
W Watykanie toczy się wojna domowa. Przeciwnicy papieża dopatrują się przyczyn pedofilii nie w klerykalizmie i celibacie, a w homoseksualizmie. Arcybiskup Vigano dowodzi, że 81 procent ofiar pedofilii duchownych to chłopcy. Jego zdaniem problem rozwiąże się z chwilą, gdy zlikwidowane zostaną rzekome homoseksualne "sieci" w Watykanie, w diecezjach, seminariach i zakonach. Tyle że sam Vigano ma trupy w szafie. Swoją protekcją objął biskupa Lee Piche z diecezji St. Paul-Minneapolis i jego zwierzchnika abp Johna Nienstedta. Na obydwu ciążyły oskarżenia o krycie księży-pedofilów. Obydwaj ustąpili w 2015 roku. A Vigano nakazał zniszczenie obciążających ich akt.
McCarrickowi, od którego zaczęły się kłopoty, Franciszek odebrał godność kardynalską i - jak wcześniej Benedykt XVI - zamknął w klasztorze. Zarządził śledztwo, by ustalić, jak to było możliwe, że taki człowiek wspiął się na szczyty Kościoła. Na luty 2019 r.papież zwołał posiedzenie przewodniczących episkopatów wszystkich krajów.
Wobec największego kryzysu Kościoła milczy też papież-emeritus, Benedykt XVI. Zgodnie z tym, co zapowiedział przy swojej abdykacji, że nie będzie publicznie zabierał głosu. Może szkoda, że milczy. Kiedy bowiem jeszcze mówił głośno, co ma na myśli, w 2012 roku nazwał rzecz po imieniu: Kościół katolicki znajduje się w największym kryzysie od upadku Imperium Rzymskiego.
A światło chrześcijaństwa gaśnie na Zachodzie.
Prof. Arkadiusz Stempin. Politolog, historyk, prof. WSE w Krakowie im. Księdza Józefa Tischnera i Uniwersytetu we Freiburgu.