Państwowy Zakład Higieny zarabiał na lewo?
Minister zdrowia chce, by prokuratura
sprawdziła, czy państwowa instytucja nielegalnie sprzedawała testy
diagnostyczne i wykonywała badania - donosi "Życie Warszawy".
Doniesienie o możliwości popełnienia przestępstwa przez pracowników Państwowego Zakładu Higieny właśnie wpłynęło do prokuratury. Złożył je minister zdrowia prof. Zbigniew Religa.
Wyjaśniamy, czy w PZH doszło do karalnej niegospodarności - mówi rzecznik Prokuratury Okręgowej w Warszawie Maciej Kujawski.
Sprawa ma dość dziwny początek - informuje dziennik. Do Ministerstwa Zdrowia dotarł tajemniczy anonim. Jego autor wskazywał na nadużycia w Zakładzie Bakteriologii PZH. Minister Religa wstępnie przyjrzał się stawianym zarzutom i uznał, że powinna je zweryfikować prokuratura.
Ze złożonego doniesienia wynika, że do nadużyć w Zakładzie Bakteriologii mogło dojść w latach 1996-2000. Sprowadzały się do tego, że pracownicy mieli wykonywać na zlecenie różnych firm "na lewo" badania testowe. Korzystali przy tym z państwowych odczynników i sprzętu.
Co na te podejrzenia Państwowy Zakład Higieny? Sekretariat dyrektora naczelnego odsyła "ŻW" do byłego wicedyrektora PZH prof. Jana Krzysztofa Ludwickiego (kilka dni temu skończyła mu się kadencja, jednak wciąż jest pracownikiem Zakładu).
Te podejrzenia są dla nas krzywdzące - mówi profesor. To niemożliwe, żeby nasi pracownicy mogli "na lewo" wykonywać badania czy sprzedawać jakieś testy. To nierealne, ponieważ u nas wszystko jest fakturowane - podkreśla.
Były wicedyrektor jest oburzony podejrzeniami. Od dziennika dowiedział się, że sprawę bada prokuratura. Podejrzewa, że za anonimem stoi były pracownik, który już wcześniej wyciągał nieprawdziwe "rewelacje" - czytamy "Życiu Warszawy". (PAP)