Państwo Islamskie rozpoczęło wojnę totalną. Francuscy eksperci nie mają złudzeń
Państwo Islamskie daje do zrozumienia, że rozpoczęło wojnę totalną; a w interesie niektórych państw w regionie nie leży podejmowanie poważnej ofensywy przeciw IS - mówią w wywiadach dla "Le Nouvel Observateur" i "Le Figaro" francuscy eksperci. Sugerują również, że dla Syrii, Iranu, Arabii Saudyjskiej czy Turcji, "IS to wróg drugoplanowy, który czasem może bywać pożyteczny".
Od zaangażowania Rosji w konflikt syryjski wszystkie komunikaty i publikacje IS zapowiadają, że organizacja ta "weszła w wojnę totalną" - powiedział w rozmowie z "Le Figaro" znawca islamu i geopolityki świata arabskiego Mathieu Guidere.
Z wpisów, jakie pojawiły się na Twitterze, wynika, że przywódcy IS uznali, iż "partyzanci, jakich mają na Zachodzie, nie są wystarczająco skuteczni". "Wysłali więc dobrze wyszkolonych dowódców umiejących kierować zamachowcami samobójcami i partyzantami w różne miejsca: na Synaj, gdzie zaatakowano Rosjan, do Bejrutu i Turcji, niemal w tym samym okresie, kiedy nastąpiły ataki z 13 listopada" - mówi Guidere.
"IS działa jak armia. Można założyć, że podejmą teraz większe operacje"
Zdaniem eksperta, gdy koalicja pod przywództwem USA postanowiła zaatakować samo centrum samozwańczego "kalifatu", IS zdecydował, że zrobi to samo na Zachodzie. "Mamy do czynienia ze strategią globalną" Państwa Islamskiego, które bierze teraz na celownik również Waszyngton - ostrzega rozmówca paryskiego dziennika.
Jednak to nie samo przywództwo IS decyduje o podjęciu poszczególnych akcji w wybranych miejscach, "to ich 'kadry' zgłaszają się jako wolontariusze i ogłaszają, że pragną oddać życie za budowę kalifatu i jego ekspansję" - wyjaśnia Guidere.
"IS działa jak armia. Teraz analizuje wnioski (z ostatnich ataków). Pierwszy z nich jest taki, że zachodnie stolice nie są tak dobrze chronione, jak myślano (...). Można zatem założyć, że IS podejmie teraz większe operacje" - ostrzega ekspert.
Walkę z IS utrudnia to, że niektóre państwa Bliskiego Wschodu - choć obawiają się tej organizacji - czerpią jednak czasami pewne korzyści z wojny otwartej na wielu frontach przez jej żołnierzy - mówi w rozmowie z "Le Nouvel Observateur" Oliver Roy, znawca regionu i autor książek "L'echec de l'Islam politique" (Porażka politycznego islamu) i "La Peur de l'islam" (Lęk przed islamem).
"IS to wróg drugoplanowy, który czasem może bywać pożyteczny"
Aby prowadzić skuteczne operacje przeciw IS, należałoby móc się oprzeć na zwartej koalicji. Tymczasem dla takich państw regionu, jak Turcja, Arabia Saudyjska, Iran czy syryjski reżim Baszara el-Asada, "IS to wróg drugoplanowy", który czasem może bywać pożyteczny - wyjaśnia Roy.
W Iraku plemiona sunnickie szukają u IS ochrony przed szyickimi milicjami. Z drugiej strony iraccy szyici nie chcą odbijać zawłaszczonej przez IS Faludży, ponieważ musieliby wtedy "politycznie zintegrować tamtejszą ludność sunnicką, czego Amerykanie domagają się od nich od 10 lat" - mówi ekspert.
"Iraccy szyici oswoili się moim zdaniem z koncepcją, że państwo irackie było sztuczną konstrukcją, którą wypracowali Brytyjczycy w latach 20., by oddać władzę sunnitom" - ocenia Roy, który uważa też, że fakt, iż państwo to de facto rozpada się na terytoria szyickie i sunnickie, "odpowiada wszystkim" graczom w regionie.
W Turcji prezydent Recep Tayyip Erdogan ma "jasne priorytety: wrogiem są Kurdowie. Koniec. Nie pomoże więc w miażdżeniu IS, bo wzmocniłoby to Kurdów" - konstatuje ekspert.
W Syrii fakt, że IS rośnie w siłę, jest na rękę Asadowi, bo może on sięgnąć po argument, że jego reżim jest "ostatnim przedmurzem broniącym przed islamskim terroryzmem". Zaś dla Arabii Saudyjskiej najważniejszym wrogiem nie jest sunnickie IS, jako że zawsze popierali oni radykalnych sunnitów. Ich głównym rywalem jest Iran - wylicza Roy.
"Co do Irańczyków, to chcą oni powstrzymać IS, lecz nie chcą go całkowicie unicestwić, aby nie okazało się, że muszą objąć swą administracją terytoria sunnickie" - dodaje.
Francja chce wprawdzie wymazać "kalifat" IS z powierzchni ziemi, ale "nie ma środków, by przeprowadzić taką operację i to na dwóch frontach" na Bliskim Wschodzie i w Sahelu (południowe obrzeża Sahary) - ocenia Roy.
Jednak szanse na intensywną ekspansję "kalifatu" w regionie są ograniczone, ponieważ jego terytorium dotarło już do granic terenów, na których ludność sunnicka "widzi w tych dżihadystach swych obrońców... Zatem, zablokowane na Bliskim Wschodzie, Państwo Islamskie rozpoczęło ucieczkę do przodu: terroryzm globalny" - konkluduje Roy.