Państwo broni Millera
Prezydent, premier, prokuratura - wszyscy powinni jeszcze odpowiedzieć na ważne pytania, ale zachowują się tak, jakby nie zależało im na schwytaniu "grupy trzymającej władzę" - twierdzi w rozmowie z Piotrem Najsztubem poseł śledczy ZBIGNIEW ZIOBRO.
13.11.2003 | aktual.: 13.11.2003 10:46
Komisja wykończyła minister Jakubowską? Zasłabła i przerwała przesłuchanie.
- Przede wszystkim należy życzyć pani minister zdrowia. Z drugiej jednak strony trudno się dziwić jej nie najlepszemu samopoczuciu. Może nieświadomie, ale po raz pierwszy zaczęła w zeznaniach obciążać swego szefa Leszka Millera. To musi być dla niej trudne doświadczenie.
Przestała być lojalna wobec premiera?
- Chyba zaczęła sobie zdawać sprawę z tego, że najwyraźniej została wystawiona, że grozi jej nie tylko kres kariery politycznej, infamia, lecz także odpowiedzialność karna. Myślę więc, że pani Jakubowska mogła zadać sobie pytanie o granice lojalności.
Jaki fragment jej zeznań ma pan na myśli?
- Po raz pierwszy zeznała, wbrew wcześniejszym stwierdzeniom, że kompromis obiecany przez Leszka Millera nie zawierał zgody na zakup przez Agorę telewizji ogólnopolskiej, czyli Polsatu. A zeznała też, że lojalnie realizowała wolę premiera. Jeśli to prawda, to oznacza, że: po pierwsze, Leszek Miller regularnie oszukiwał Adama Michnika, mówiąc mu wielokrotnie, że kompromis po myśli Agory jest przesądzony; po drugie, okłamał - pod przysięgą - komisję i prokuraturę, mówiąc, że kompromis z Agorą był zawarty przed wizytą Rywina; po trzecie wreszcie, propozycja korupcyjna Rywina była w pełni racjonalna. Rywin proponował bowiem coś, czego Leszek Miller - wbrew wcześniejszym deklaracjom wobec Michnika - Agorze dać nie chciał. To dopiero po zażądaniu przez Rywina łapówki w imieniu Millera i zachowaniu Agory, które mogło być odczytane jako przyjęcie propozycji łapówkarskiej, Leszek Miller podjął decyzję o dalszych pracach nad autopoprawką, tak aby Agora mogła kupić Polsat. Czy to przypadkowa zbieżność zdarzeń?
Cóż zatem skłoniło Millera do zmiany zdania 15 lipca wieczorem? To logicznie rozumowanie, przy założeniu, że Jakubowska mówi prawdę. A jeśli Miller zaprzeczy, powie, że Jakubowska kłamie?
- W ten sposób premier obciąży Jakubowską.
Afera Rywina rozgrywa się nie tylko w komisji śledczej. Gdzie pan jeszcze widzi elementy tej gry?
- Na pewno prokuratura odegrała bardzo złą rolę.
Prokuratura podlega ministrowi sprawiedliwości Kurczukowi. Ostatnio powróciła teza, że organy sprawiedliwości, łagodząc zarzuty wobec Rywina i nie aresztując go, pomogły "grupie trzymającej władzę" (GTW). Czy dzisiaj, gdy już więcej pan wie o psychice Rywina, myśli pan, że aresztowanie go mogłoby spowodować, że przestałby milczeć? - Jestem przekonany, że tak. Ostatnio bardzo doświadczony adwokat, wieloletni prokurator, powiedział mi, że taktyka prokuratury, niezastosowanie aresztu, wyraźnie wskazuje, że prawda o mocodawcach Rywina ma pozostać w ukryciu. Dlaczego?
- Przede wszystkim sprawy korupcyjne są niezwykle trudne dowodowo, bo dwie strony łączy silny związek interesów, stąd zmowa milczenia. Jeżeli prokuratura otrzymała, co się rzadko zdarza, tak poważne dowody - nagranie, obciążające zeznania świadków, że był człowiek, który domagał się ogromnej łapówki nie we własnym imieniu, bo powoływał się między innymi na premiera - i prokuratura tego samego dnia rano nie przeprowadziła przeszukań we wszystkich miejscach, które łączą się z osobą Rywina, nie doprowadziła do natychmiastowego zabezpieczenia wszystkich dokumentów, które łączą się ze sprawą autopoprawki... Przecież wskutek zaniechań prokuratury nie dostaniemy wielu dokumentów, które mogłyby nam pomóc ustalić, kto Rywina wysłał do Agory. Te zaniechania pozwoliły GTW przygotować czytelną i spójną linię obrony. Prokuratura też, pozostawiając Rywina na wolności, stworzyła GTW komfort, że Rywin, czując, że jest chroniony, nie będzie sypał. A przecież ta sama prokuratura podlegająca pośrednio Leszkowi Millerowi na co
dzień aresztuje lekarzy, policjantów i nauczycieli, którzy domagają się tysiąca złotych łapówki. Przypomnę, że Rywin chciał kilkudziesięciu milionów złotych! I jest na wolności!
Może więc mandat komisji śledczej powinien zostać poszerzony o badanie działań prokuratury w tej sprawie. Może, ustalając, komu zależało na niearesztowaniu Rywina, dojdziemy do tego, z kogo składa się GTW?
- Próbowałem doprowadzić do tego, żeby komisja przesłuchała prokuratorów, żebyśmy mogli zapytać, dlaczego doszło do tak poważnych, niebywale rażących naruszeń zasad śledztwa. Zostałem przez kolegów z SLD przegłosowany. A przecież publiczne wyjaśnienie tych naruszeń mogłoby być początkiem naprawy naszego wymiaru sprawiedliwości, oczyszczenia go z zakulisowych, partyjnych zależności. Tak się niestety nie stało, ponieważ interes polityczny tych, którzy mają większość w komisji, temu przeszkodził. Nie przypadkiem odbyła się wielka obrona przed przesłuchaniem prokuratorów. Prokuratorzy, prawnicy, stając przed komisją, zbyt wiele by ryzykowali, gdyby chcieli zachować się podobnie jak pani Jakubowska. Takie zachowanie to mógłby być dla nich kres kariery zawodowej. Sprawa więc mogłaby się sypnąć.
Kto jeszcze gra w aferze Rywina?
- Na przykład "Trybuna", dziennik, o którym jego były redaktor naczelny powiedział, że jest organem Leszka Millera, prowadziła od początku bardzo wyrazistą kampanię. Kwestionowała sam fakt zaistnienia propozycji łapówkarskiej, przeprowadziła niezwykle agresywny atak na Michnika za to, że ujawnił sprawę, doradzała Rywinowi milczenie jako najlepszą linię obrony. Czy to nie zastanawia?
Czy dostrzega pan jeszcze w innych instytucjach państwowych aktywność, która mogłaby być związana z aferą Rywina?
- Trzeba w tym kontekście powiedzieć o urzędzie prezydenta. Pan prezydent spotykał się z niektórymi świadkami przed ich przesłuchaniem, choćby z panem Sulikiem, przekonując go, że Robert Kwiatkowski i pan Czarzasty z tą sprawą nie mają nic wspólnego. Mogło to wywierać na nich wpływ. Dochodziły do mnie słuchy o różnych zakulisowych działaniach, które służyć miały uniknięciu zeznawania prezydenta przed komisją. Jakby pan prezydent niezwykle obawiał się stanąć przed komisją.
Może nie chce nadwyrężać własnego autorytetu, autorytetu urzędu? Może uważa, że jest "ponad"?
- Czy "pierwszy obywatel" powinien być "ponad", zwłaszcza kiedy ma dużą wiedzę o tej sprawie? Żadnej ujmy nie przyniesie prezydentowi udzielenie pomocy w rozwikłaniu afery kryminalnej. To nie jest jakaś tam sprawa. To jest śledztwo, którego wyniki mogą rzutować na jakość naszego państwa.
Prezydent może się spodziewać, że będzie przez pana czy posła Rokitę traktowany jak podsądny. Już samo to, jaki pan ma stosunek do jego działań w tej sprawie, sugeruje, że pytania, które by pan mu zadawał, ich ton, mogłyby podważać jego autorytet.
- Jestem przekonany, że członkowie komisji okazaliby należyty szacunek i kurtuazję właściwą głowie państwa. Wyraziliśmy gotowość udania się na przesłuchanie w miejsce wskazane przez prezydenta. Natomiast pan prezydent zobowiązany jest przestrzegać podstawowych reguł praw, które stać muszą ponad osobistymi ambicjami, aspiracjami, poczuciem dumy. Mówiąc, że może przed komisją nawet zatańczyć lub zaśpiewać jako pierwsza osoba, która mogłaby być wezwana, okazał działaniu komisji całkowite lekceważenie. Po takiej wypowiedzi prezydenta można odnieść wrażenie, że stoi on ponad instytucjami państwa prawa.
Może pan prezydent chce ocalić ostatnią nieskalaną instytucję? Bo tylko on się cieszy takim zaufaniem narodu, nie ma go żaden inny urząd, polityk.
- Nie zastanawia pana, dlaczego pan prezydent nie chce pomóc w rozwikłaniu afery?
On sam mówi, że chce, ale wszystko, co miał do powiedzenia, powiedział już prokuraturze, a te zeznania macie.
- Jest bardzo wiele pytań bez odpowiedzi. Na przykład dlaczego prezydent przez wiele miesięcy przetrzymywał bardzo ważny dokument, jakim dziś dysponujemy - notatkę Rywina. Nie znamy okoliczności i szczegółów dotyczących afery, jego ewentualnych rozmów z Rywinem, Czarzastym czy Kwiatkowskim. Są tylko bardzo ogólne informacje, że spotkał się w Juracie z Adamem Michnikiem, który powiedział mu o propozycji korupcyjnej. Czy to jest wyczerpujące zeznanie? Nie wiemy, co dokładnie powiedział Michnik, jak to przedstawiał, a przecież to są podstawowe fakty, które powinniśmy poznać. Samo przesłuchanie prokuratorskie było prowadzone w sposób zdumiewający. Pan prezydent mówi w sposób skrajnie lakoniczny. Nie wyjaśnia rozmaitych wątków sprawy. No, choćby kwestia tego, że namawiał redaktora Michnika i premiera Millera, aby zgłosili sprawę do prokuratury. Nie wiemy kiedy, gdzie, co dokładnie mówił, jakich argumentów używał i jak reagował na to Michnik, jak reagował Miller, jakie podnosili argumenty na "nie".
Ale czy odpowiedzi na to pytanie przybliżyłyby nas do prawdy?
- Oczywiście, choćby dlatego, że motywy, jakimi kierował się premier Miller, nie chcąc zgłosić sprawy do prokuratury i nie pozwalając tym samym, by GTW, która wysłała Rywina, została ujęta, są niezwykle ważne dla zidentyfikowania tej grupy. Z całą pewnością pan prezydent posiada znacznie większą niż ktokolwiek wiedzę na temat Lwa Rywina, z którym niemalże się przyjaźnił. Z całą pewnością posiada bardzo rozległą wiedzę na temat działań Roberta Kwiatkowskiego, Czarzastego, którzy działają z jego nominacji. Nie znamy też szczegółów w pozornie drobnej sprawie, ale jakże istotnej, ujawnionej w czasie zeznań redaktora Michnika. Pan prezydent zeznał w prokuraturze, że 22 lipca telefonicznie rozmawiał z redaktorem Michnikiem. Można domniemywać, choć Michnik temu zaprzeczył, że dowiedział się wówczas o sprawie korupcyjnej. Mało tego, wiemy z analizy dokumentów, że tego samego 22 lipca, po nagranej przez Michnika rozmowie z Rywinem, pół godziny po wyjściu Rywina, pojawia się ,w rządzie" dokument, który w stu
procentach spełnia oczekiwania Agory w zakresie przepisów antykoncentracyjnych. Jest to jedyny dokument, w którym Agora dostaje dokładnie to, co chce, tak jak to Rywin mówi w nagraniu korupcyjnej propozycji. I taki dokument pojawia się na pół godziny po wyjściu Rywina od Michnika, a pamiętajmy, że Rywin wychodzi w przekonaniu, że Michnik przyjmuje propozycję. I nagle dokument w godzinach wieczornych ulega istotnej zmianie na niekorzyść Agory.
A co ma z tym wspólnego prezydent?
- Rodzą się pytania, bo z billingów wiemy, że najbliżsi współpracownicy prezydenta pozostawali w tym czasie w ścisłym kontakcie z Robertem Kwiatkowskim, który jawi się jako postać bynajmniej nie drugoplanowa i niepozytywna. Możemy się domyślać, że musiało stać się coś, co zmieniło treść korzystnej wcześniej dla Agory autopoprawki. Naszym zadaniem jest wyjaśnić wszystkie wątpliwości.
Uważa pan, że GTW dowiedziała się, że Adam Michnik nagrał całą rozmowę i nie zapłaci łapówki?
- W tej chwili nie możemy tego wykluczyć. Pytanie tylko, od kogo się dowiedziała? A jeżeli prezydent dowiedział się podczas tej rozmowy telefonicznej z redaktorem Michnikiem, że Rywin został złapany na gorącym uczynku? I tę informację przekazał swoim współpracownikom (mówi, że na pewno rozmawiał z ministrem Ungierem)? Później mamy połączenia telefoniczne pomiędzy innym ministrem prezydenckim Markiem Siwcem a panem Robertem Kwiatkowskim, około godziny 18. Mniej więcej w tym czasie pojawia się kolejna niekorzystna dla Agory zmiana autopoprawki. Czy jest to przypadkowa koincydencja? Możliwe, ja nie twierdzę, że doszło tu na pewno do przekazania informacji GTW, ale jeżeli rozważamy jej istnienie, to nie rozważajmy go bez udziału pana Roberta Kwiatkowskiego. Powinniśmy dowiedzieć się, co powiedział prezydentowi Michnik, co on sam przekazał swoim współpracownikom, a oni z kolei Kwiatkowskiemu.
Pan wierzy, że prezydent przyjdzie do komisji?
- Jeżeli pan prezydent nie przyjdzie, to daje tym bardziej do myślenia.
Ten szantaż już zastosowaliście w zeszłym tygodniu. Nie wzywając, ale zapraszając, powiedzieliście telewidzom tak naprawdę: uważamy, że prezydent powinien tu przyjść i odpowiedzieć na kilka ważnych pytań, które mogłyby wiele w tej sprawie wyjaśnić. Jednak nie chcemy być na tyle niegrzeczni, że go tu ściągamy siłą, tylko czekamy, aż sam do nas przyjdzie. Jeśli nie przyjdzie, to znaczy, że chce coś ukryć.
- Nie, przekaz był bardzo prosty: komisja w swojej przygniatającej większości, abstrahując od podziałów politycznych, uważa, że prezydent jest bardzo ważnym świadkiem w tej sprawie. To był gest przyjaźni.
Nie przesadzajmy z tą hipokryzją, panie pośle. A co będzie, jeżeli prezydent sam nie zdecyduje się przyjść, wy go wezwiecie, a on dalej będzie odmawiał?
- Jeżeli prezydent w sposób tak oczywisty zdecyduje się na konflikt nie tyle z komisją, ile z zasadami państwa prawa, to weźmie na siebie odpowiedzialność i moralną, i polityczną, ale też i prawną.
No dobrze, weźmie ją i uniesie. Czy istnieje jeszcze jakiś inny sposób, żeby go doprowadzić przed oblicze komisji?
- Jeżeli prezydent powie: komisja mnie wezwała, ale - moim zdaniem - nie miała prawa mnie wezwać, to sprawę rozstrzygnie Trybunał Konstytucyjny. Nie wierzę w to, żeby prezydent - po negatywnym dla siebie rozstrzygnięciu - nadal nie chciał przyjść. Zresztą myślę, że komisja w geście kurtuazji wolałaby przyjść do prezydenta.
Wielokrotnie pan i poseł Rokita mówiliście, że skład komisji uniemożliwia przeprowadzenie pewnych dowodów, że przewaga posłów koalicji wypacza wasze śledztwo. Mimo wszystko wzięliście udział w jej pracach, co rozumiem, bo ma sens publiczne zadawanie własnych pytań, publiczne uzyskiwanie na nie odpowiedzi. W tym nie może przeszkodzić polityka. Teraz jednak nadchodzi czas pisania raportu końcowego i teraz już decydować będzie o jego kształcie większość polityczna. Czy nie uważa pan, że powinien teraz odejść? Nie brać udziału w zgniłych kompromisach?
- Ale ja nie przewiduję żadnego kompromisu.
Raport, który opracowuje kilka osób, zawsze jest kompromisem.
- Raport będzie miał tak samo swoje zdania odrębne, i tam zamierzam przedstawić taką prawdę, jaką widzę własnymi oczyma. Zamierzam też powiedzieć prawdę o dokumentach, dowodach, do których dostępu nie miałem, bo zadziałał mechanizm partyjny, zmowy dyktowanej politycznym interesem, co da się też zauważyć w pracy tej komisji. Jednak z całą pewnością ta komisja tworzy wyrwę w tym gwarantowaniu sobie bezkarności przez przedstawicieli nawet konkurencyjnych ugrupowań politycznych - bo tak często było dotąd. Tam, gdzie będzie to możliwe, postawię kropkę nad "i" w przekonaniu, że przyjdzie czas, kiedy prokuratura nie będzie zależna od Leszka Millera czy od sposobu myślenia takich ludzi i z tej sprawy zostaną wyciągnięte bardzo poważne wnioski, wnioski personalne, dotyczące osób z pierwszych stron gazet. Jeżeli tak się nie stanie, to będzie porażka.
Co znaczy personalne?
- To znaczy, że winni poniosą nie tylko polityczne, lecz także karne konsekwencje.
Ma pan nadzieję postawić kiedyś Millera przed sądem?
- To już nie moja rola. Mam nadzieję stworzyć sytuację, która pozwoli postawić przed sądem każdego, kto w sposób oczywisty i rażący, ze szkodą dla państwa, naruszył obowiązujące prawo karne. A takie osoby w tej sprawie da się określić.
I ma pan nadzieję, że to będzie również dzisiejszy premier?
- Każdy w zakresie swojej odpowiedzialności. Kategoryczniej będę to formułował w raporcie, z całą pewnością wskażę takie osoby.
Czy od początku prac komisji zmieniło się pańskie zdanie o roli Agory w tej sprawie?
- Długi czas w ogóle nie podejmowałem wątku związanego ze śledztwem dziennikarskim "Gazety", czy ono było, czy nie. Koncentrowałem się na Rywinie, GTW, Millerze. Zastanawiała mnie oczywiście ta niezłomna, niezwykle emocjonalna postawa Adama Michnika, który wbrew wielu faktom wychodzącym na jaw twierdził, że Leszek Miller (do niedawna odnosił to też do pani Jakubowskiej) na pewno nie może z tą sprawą mieć nic wspólnego. Trudno uwierzyć, że człowiek takiej inteligencji jak Adam Michnik, o takim bagażu doświadczeń życiowych, mógł z taką dozą wielkiej naiwności przyjmować założenia, które nie dadzą się obronić w świetle ustalanych faktów.
Może prawdziwa jest hipoteza, która mówi, że Adam Michnik nie mógł zaatakować w tej sprawie Leszka Millera, jeśli chciał jej nadać rzeczywisty, kryminalny charakter? Gdyby od początku powątpiewał w uczciwość premiera, to musiałby postulować jego dymisję i z afery Rywina zrobiłaby się afera "Michnik odwołuje Millera". Nie byłoby żadnej sprawy o łapówkę, nie byłoby próby odszukania tej grupy, która stała za Rywinem.
- To ciekawy punkt widzenia. Jednak w tej koncepcji wiele elementów układanki na pierwszy rzut oka mi nie pasuje. Adam Michnik nie projektował wcale takiego rozwoju wydarzeń, takiego impetu tej sprawy...
Może to właśnie znaczy, że chciał za wszelką cenę utrzymać jej kryminalny charakter, nie polityczny.
- Ale ta sprawa musiała być polityczna i kryminalno-aferalna najwyższego kalibru i tego nie mógł nie wiedzieć. Jednak zadaję sobie to pytanie, dlaczego Adam Michnik bronił potem Leszka Millera w sposób emocjonalny, a intelektualnie niewiarygodny, co stało się między innymi powodem tezy posła Rokity - której zresztą Rokita dalej nie forsował - o tym, że mogło dojść do "dilu" pomiędzy Michnikiem a Millerem, że jeden ,się trzyma" drugiego, bo się siebie i tego, co mogą nawzajem na swój temat powiedzieć, boją.
To tylko hipotezy, dowodów na to nie ma. A jaki "dil" mógłby zrobić Adam Michnik z Leszkiem Millerem?
- Gdyby rozważać tę hipotezę, a każdą trzeba było, to należałoby zapytać o hipotetyczną motywację naczelnego ,Gazety". W żadnej sprawie motywacji finansowej u Adama Michnika nie można było dostrzec. Ale głośno się zastanawiając, można powiedzieć, że Polsat, telewizja ogólnopolska, to są jednak duże wpływy polityczne, władza w sferze idei. Pojawiło się też pytanie o nasilenie się negocjacji w sprawie ustawy między Agorą a rządem już po korupcyjnej propozycji Rywina. Te kilka dni obfitowało wieloma konsultacjami w sprawie ustawy. Rodziły się też pytania, dlaczego Adam Michnik czekał trzy dni z poinformowaniem premiera o szantażu Rywina, choć w tym czasie, jak to sam zeznał, rozmawiał z premierem. Dziś przyznaje, zastrzegając, że wówczas nie miał tej świadomości, iż mogłoby to być sygnałem kompromisu dla tych, którzy wysłali Rywina na negocjacje. To jednak były tylko dywagacje, które nie znalazły żadnego potwierdzenia. Była też inna hipoteza. Czarzasty w swoich zeznaniach wiązał działania Adama Michnika i Agory
w sprawie afery Rywina z prywatyzacją Wydawnictw Szkolnych i Pedagogicznych, wiązał z decyzjami rządowymi, które leżały w interesie Agory. Ta hipoteza mówi, że dziennikarskie śledztwo "Gazety" trwało, dopóki Agora ,była w grze" o WSiP. Wiemy już, że to śledztwo nie było supertajne, że środowisko polityczno-urzędnicze wiedziało o nim, między innymi od Adama Michnika. Nie ma jednak żadnych dowodów, że działania te były rodzajem nacisku Agory na rząd lub GTW. To nie znaczy, że sugestia Czarzastego i posłów SLD - członków komisji - jest prawdziwa. Moim zdaniem dziś nie ma żadnych dowodów, z których można wyciągnąć wnioski, że doszło do "dilu" między Agorą a Millerem czy GTW, ale trudnym, a czasami przykrym obowiązkiem komisji jest badać wszystkie nasuwające się wersje wydarzeń, nawet te mało prawdopodobne. Adam Michnik podejmował wielkie ryzyko, kiedy nagrał Rywina i przez kilka miesięcy nie informował o tym opinii publicznej, rzekomo prowadząc śledztwo dziennikarskie. W tej sprawie nie może być pytań tabu,
nawet jeśli są trudne, przykre, a czasami wydają się niesprawiedliwe.
Niezależnie od tego, czy te hipotezy zostaną udowodnione, czy nie, widać już, że autorytet "Gazety" na tej sprawie ucierpiał. To kto wygra aferę Rywina, oczywiście oprócz posła Rokity i pana, którzy zyskaliście nieśmiertelność?
- Standardy funkcjonowania państwa. Im więcej prawdy nam się uda pokazać i z tej prawdy wyciągnąć konsekwencji - nawet wobec tych, którzy są w tej sprawie najważniejszymi postaciami - tym bardziej wygra państwo i jego system. Odpowiedzialność dotyczy wszystkich aktorów tej gry, również "Gazety Wyborczej", w wymiarze moralnym, politycznym, wiarygodności tej gazety. "Gazeta", uczestnicząc w tym procesie czy decydując się na jego otwarcie, podjęła wielkie ryzyko. I z całą pewnością Adam Michnik, kiedy atakował z taką furią panią redaktor Katarzynę Kolendę za jego zdaniem niegodne pytania, czuł na sobie brzemię i tej odpowiedzialności.
ROZMAWIAŁ PIOTR NAJSZTUB
Warszawa, 7 listopada 2003 r.
Zbigniew Ziobro ma 33 lata. Skończył Wydział Prawa i Administracji Uniwersytetu Jagiellońskiego i odbył studia doktoranckie w zakresie prawa karnego na Uniwersytecie Śląskim. Pracował w prokuraturze w Gliwicach, Generalnym Inspektoracie Celnym, a od 2000 roku był doradcą w MSWiA. W marcu 2001 roku premier Jerzy Buzek mianował go wiceministrem sprawiedliwości. Ziobro odszedł z resortu po czterech miesiącach razem z odwołanym ministrem Lechem Kaczyńskim. We wrześniu 2001 roku został posłem PiS. Jest założycielem Stowarzyszenia Katon działającego na rzecz poprawy bezpieczeństwa oraz centrum pomocy ofiarom przestępstw. Bez powodzenia startował w wyborach na prezydenta Krakowa. Uchodzi, obok Rokity, za najinteligentniejszego i przez to najbardziej niewygodnego rozmówcę, zasiadającego w komisji badającej aferę Rywina. Premier Miller zdenerwowany jego dociekliwością podczas przesłuchania nazwał go "zerem".